Szkoła to nie tylko koszmar dzieci, ale też nauczycieli, a zgotowali nam go rodzice. "Rzucam pracę"

Agnieszka Miastowska
"Od ponad roku słucham narzekania na to, jak nauczyciele lenią się na zdalnym nauczaniu i doprowadzają dzieci do nerwicy. Dwa lata przed tym w czasie strajku nauczycieli słuchałam już, że jesteśmy roszczeniowymi nierobami, którzy powinni pracować za najniższą krajową. Szkoła to nie tylko koszmar dzieci, to koszmar dla nauczycieli, a zgotowali nam go rodzice. Dlatego od września nie wracam już do szkoły" – pisze do nas nauczycielka Dominika.
Nauczyciele rezygnują z pracy. Nie wrócę do szkoły przez rodziców reshot/ unfailing

Woźna zarobi więcej niż nauczyciel

Zawsze chciałam być nauczycielką. Skończyłam 5-letnie studia kierunkowe, potem zrobiłam uprawnienia pedagogiczne, potem poszłam na 2-letnią podyplomówkę z tematu, który nie do końca mnie interesował, ale na to było zapotrzebowanie w szkole. Dyrektor każe, nauczyciel musi.
Myślicie, że ktoś mi za to zapłacił? Większość moich znajomych wszelkie dodatkowe kursy, studia, podyplomówki robi z własnej kieszeni. Kieszeni, która zwykle bywa pusta. Od czasu strajku nauczycieli regularnie słyszę, o tym, jacy jesteśmy łasi na pieniądze, jak to nie chcemy pracować dla idei.


Słyszę to od tych samych osób, które własnego szefa by wyśmiały, gdyby wysłał je na kurs doszkalający, potrącając im z pensji. Pensja nauczycieli to bardzo ciekawa kwestia. Dla niektórych wręcz mityczna! Ludzie czytają w internecie, że średnia pensja zarobków nauczycieli to 5 tysięcy, na najwyższym stopniu awansu nawet 8. Poza tym pracujemy tylko 18 godzin. Faktycznie "w głowie nam się poprzewracało" – słucham od życzliwych, tyle że oni nie używają słowa głowa.

Wiecie, jak to wygląda naprawdę? Nauczyciel stażysta po 5 latach studiów uzyska zawrotną kwotę w wysokości 2949 złotych, ale brutto. Doczytajcie choć jeden artykuł, który znajdziecie w internecie. 2949 brutto to na rękę to około 2200 złotych. Więcej zarobi kelnerka, sprzątaczka, na pewno sprzedawczyni w sklepie, woźna w naszej szkole.

I nie, wcale nie chodzi o to, że nie szanujemy pracowników fizycznych. Jednak dlaczego mamy kończyć kilka lub kilkanaście lat dodatkowej nauki, jeśli nasza pensja będzie niższa niż osób, które w tym czasie mogły już pracować i dodatkowo zarabiać?

Czy jeśli idziecie do pracy, prosicie o pensję waszych współpracowników o niższym wykształceniu? A może kłócicie się, by mieć pensję wyższą niż wasz szef, bo jeśli nie, to oznacza, że nikt nie szanuje waszej pracy? Raczej nie. O klasizm oskarżacie tylko nauczycieli.

Po 15 latach w razie awansu pensja wzrośnie do 4046 złotych. Brutto. Sami oceńcie czy 7 lat studiów i 15 lat pracy warte jest pensji, którą możecie uzyskać wszędzie indziej od ręki. Bez studiów, bez odpowiedzialności, bez opluwania nas przez społeczeństwo.

Nauczyciele na zdalnym dręczą dzieci

Gdy rząd mamił ludzi obietnicami podwyżek, my nie dostawaliśmy nic. Koleżanki jeździły do szkół oddalonych kilometry od domu, by mieć jakikolwiek dodatek – więcej o 100, 200 złotych. W wakacje dorabiały na koloniach i obozach, bo z czegoś trzeba odłożyć na czarną godzinę. Chwilę po strajku nadeszła pandemia, a z nią nauczanie zdalne.

I nasłuchaliśmy się dalej! Nauczyciele na zdalnym powinni dostawać połowę pensji, przecież nic nie robią – słyszałam od życzliwych. Potem pojawiła się masa doniesień o nauczycielach, którzy każą dzieciom włączać kamerki niezależnie od ich sytuacji w domu, odpowiadać z zasłoniętymi oczami, wstawiają jedynki za problemy z internetem.

Przykro mi, że niektórzy nauczyciele tak się zachowywali, ale zawsze wybieracie najgorsze przykłady. Wiele moich starszych koleżanek uczyło się dopiero obsługi komputera i internetu z wielkim stresem, naciskami ze strony dyrekcji i rodziców. Wiele zostało "gwiazdami TikToka", bo uczniowie robili sobie z nich żarty na kamerce.

Ja przygotowywałam prezentacje dla każdej klasy, wysyłałam im materiały, pozwalałam jeść czy pić w czasie lekcji, byleby na wyciszonym mikrofonie. Miałam włączoną kamerkę, założoną koszulę, opowiadałam im, nie patrząc w międzyczasie w serial. Co dostałam w zamian?

Kilka godzin dziennie mówiłam do czarnych kwadratów. Dzieci wyłączały kamerki, wyciszały mikrofony, czasem słyszałam, jak grają, kłócą się z rodzeństwem, oglądają telewizję. Lekcji nie odrabiali, mówiąc, że na zdalnym nie potrafią się skupić.

Roszczeniowi rodzice to koszmar szkoły

Od rodziców usłyszałam, że też by tak chcieli, siedzieć w domu zamiast uczyć i jeszcze pensję dostawać, że ich dzieci po takiej nauce nic nie umieją, a ja nie mam prawa wymagać od nich włączenia kamerki, angażowania w lekcje.

Na grupach rodziców czytam, że nauczyciele to najgorszy sort. Jesteśmy zacietrzewieni, cofamy dzieci do średniowiecza, wymagamy od nich ciszy i skupienia, co nie leży w ich naturze. Czytam, że do szkoły idą osoby, którym nic w życiu się nie udało, były najgorsze na studiach, a teraz chcą się dorobić.

Dzieci na zdalnym traktują nas jak służących – Jaś nie włączy kamerki, mikrofonu, nie odrobi lekcji, na sprawdzianie powie, że ma problem z internetem i wszystko spisze z bryka, a potem powie, że "głupia facetka niczego go nie nauczyła". A mama jeszcze go pochwali.

Pracowałam lata za pensję, której nie pozazdrościłyby mi moje koleżanki pracujące na sklepowej kasie, jednocześnie słysząc, że jestem pazerna na pieniądze. Pracowałam 18 godzin w szkole i ponad drugie tyle w domu, by przygotowywać się do lekcji. Na koniec słyszę, że powinnam pracować dla idei, ale przecież szkoła to praca dla półgłówków.

W Polsce brakuje tysięcy nauczycieli i będzie ich brakować z każdym dniem i miesiącem, dyrektorzy dzwonią do każdego, kto ma byle jaką podyplomówkę, by wziąć go na świetlicę, zajęcia dodatkowe, dać przedmiot, nawet niezgodnie z prawem, bo nie ma komu pracować.

Moje starsze koleżanki po tym wszystkim udały się na wcześniejszą emeryturę, młodzi po studiach nawet nie spojrzą na pracę za 2000 do ręki. Osoby w moim wieku wykorzystają roczny urlop, a potem znikną szukać innej pracy. A wasze dzieci zostaną w łączonych klasach, 30-osobowych grupach, bo zabraknie dla nich wychowawców i nauczycieli przedmiotowych.

A uczyć ich będą sfrustrowani desperaci, którzy nie mieli szansy znaleźć innej pracy lub starsi nauczyciele, którym zdrowie tak naprawdę na to nie pozwala, ale wizja życia za skromną emeryturę uwiązała ich w szkole do ostatniej chwili. Może gdyby za szkołę trzeba by płacić jak w innych krajach, rodzice zrozumieliby, jaka jest cena edukacji.