
od 25 marca, powiedziano już wszystko. Poruszałyśmy w Mamadu zarówno kwestię e-learningu w szkole, jak i przedszkolu.
"Ciocie" online
Maria pracuje w prywatnym przedszkolu. W rozmowie z Mamadu mówi, że ich nauczycielski zespół (czy raczej zespół cioć, jak lubią o nich mówić podopieczni) rozpoczął zajęcia online już 16 marca, czyli zanim zostało to ogłoszone przez rząd jako obowiązkowa realizacja podstawy programowej. Podkreśla, że "celem tej edukacji miał być stały kontakt z dziećmi, one miały czuć, że sytuacja jest do opanowania, że jest tylko chwilowa i zaraz wrócą do przedszkola".Napięty grafik
Każdego dnia, co kilka godzin wstawiają na grupę każdej przedszkolnej klasynowe zadania. I nie, nie są to gotowe wzory kolorowanek. Filmy z poranną gimnastyką, wideo lekcje angielskiego i rosyjskiego, karty pracy do grafomotoryki, słuchowiska bajek, nagrywane przez nauczycielki, czy nawet teatrzyki kukiełkowe reżyserowane i odgrywane przez ukochane ciocie na żywo.
Nie tylko narzekanie...
Dorota na szczęście nie spotkała się z oskarżeniami o " bezczynne siedzenie w domu".Z resztą tak jak w przypadku Marii, byłyby one bezpodstawne: "Około 3 godzin zajmuje mi przygotowanie planu, materiałów, znalezienie ćwiczeń – ja nie robię tego, co mi przyjdzie do głowy, planuje sobie co ma być".
Presja dyrekcji
W szkole Marii zaangażowanie rodziców w lekcje malało, ale naciski dyrektorki na kadrę rosły, bo przecież: "Za coś im trzeba zapłacić". Nauczycielki z dystansem podeszły do pomysłu łączenia się online z maluchami, w końcu mówimy o dzieciach od 3. do 6. roku życia.Maluch online?
Dorota nagrywa także filmiki wideo z eksperymentami i doświadczeniami. Najpierw wysyła rodzicom listę potrzebnych materiałów, potem nagrywa film z przygotowań i doświadczeń. Jednak nie łączy się z uczniami online: "To by się raczej nie sprawdziło w przypadku tak małych dzieci".Zbuntowani rodzice
Tu aż chce się przywołać komentarz spod wspomnianego na początku artykułu, w którym internautka zwraca uwagę, że rodzice dziwią się, że ich dzieci wynoszą z przedszkola za mało wiedzy, ale przecież bez pomocy rodziców w domu, nie można mówić o nauce. A odpowiedzialność za wszystkie potknięcia dzieci w opinii rodziców ponosi szkoła, przedszkole, nauczycielki, "ciocie".Nie chodzi o to, żeby wskazać, po której stronie biurka (a teraz raczej komputera) znajduje się winny. Każdy rodzic wie, że łączenie pracy z domu z opieką nad dziećmi to nie lada wyzwanie, a staje się jeszcze trudniejsze, gdy maluch ma własną pracę do odrobienia. I wiedzą o tym także "ciocie". Ale ciocia też człowiek i nierzadko też mama!
Gdyby Maria i Dorota częściej je słyszały, na pewno home office z dala od podopiecznych byłby dla nich bardziej satysfakcjonujący.
Może cię zainteresować także: Mam dość zdalnej szkoły! Zamiast pracować i zarabiać, bawię się w nauczycielkę