Kupujesz maliny przy drodze? Sprzedawca obnaża prawdę, której wolisz nie słyszeć

Marta Lewandowska
Latem nieomal na każdym kroku widzimy przydrożne stragany z owocami "truskawki prosto z pola", "świeżutkie maliny" - wymalowane na kartonach szyldy reklamowe zachęcają do postoju w trasie. Sprzedawcy zapewniają, że można je od razu jeść, ale czy na pewno?
Owoce z przydrożnych straganów wcale nie muszą być tak zdrowe, jak ci się wydaje. Fot. Patryk Ogorzałek / Agencja

Czy owoce ze straganów przy drodze są bezpieczne

Wracając z weekendowego wypoczynku, czy w drodze nad morze, po obu stronach drogi widzisz zaparkowane samochody, bagażniki pełne świeżych owoców, co chwila zatrzymują się kolejni podróżni, żeby kupić świeża maliny. Bo kto nie lubi poskubać czegoś pysznego w drodze?

"Wracaliśmy z synem znad jeziora, mały zaczął marudzić, że jest głodny, pomyślałam, że stanę i kupię mu maliny. Jednak kiedy uświadomiłam sobie, ile samochodów musiało dziś przejechać koło tych malinek, zaczęłam się zastanawiać, czy takie owoce są bezpieczne dla półtorarocznego dziecka?" - zastanawia się Monika.


Jej obawy są jak najbardziej uzasadnione. Przecież te tymczasowe stoiska zawsze zlokalizowane są na poboczu ruchliwych dróg, bo to zwiększa szanse na zdobycie potencjalnego klienta. - Od trzech pokoleń moja rodzina żyje ze sprzedaży owoców z własnych upraw - mówi pan Dariusz, który cały sezon sprzedaje truskawki, maliny, czereśnie i miód przy drodze krajowej.

- Nasze gospodarstwo leży kilkanaście kilometrów stąd, jednak na wsi wiele nie sprzedam, więc całe lato stoję u szwagra na podjeździe, dziennie sprzedaję nawet kilkaset kilogramów owoców. Zawsze tłumaczę klientom, że lepiej umyć owoce przed jedzeniem, choćby stanąć na stacji benzynowej - mężczyzna nie ma wątpliwości, że jego owoce, choć ekologiczne nie nadają się bezpośrednio do spożycia.

Spaliny i kurz

- Kupujący czasami nie zdają sobie sprawy, jakie mogą być konsekwencje zjedzenia zanieczyszczonych owoców. Kupują je i od razu zjadają, bo truskawki czy czereśnie wyglądają tak apetycznie, że trudno im się oprzeć. Jeśli metale ciężkie dostaną się do naszego organizmu, może dojść do zatrucia, a lekarze ostrzegają też, że ich odkładanie się może po latach wywoływać nowotwory - tłumaczy w rozmowie z Nową Trybuną Opolską Maria Jeznach, kierownik oddziału higieny żywności w tamtejszym sanepidzie.

Na owocach, szczególnie tych rosnących na krzewach mogą też znajdować się larwy tasiemców bąblowcowych. Roznoszą je lisy, a objawy są nie tylko nieoczywiste, często mylone są z nowotworem, ale też mogą wystąpić wiele lat po zakażeniu. Choroba może pozostać nieujawniona nawet przez 15 lat, co nie znaczy, że jest nieaktywna, pustoszy organizm.

Lepiej to umyj

Pan Dariusz przyznaje, że nie raz widział, jak koledzy po fachu nie mając dostępu do toalety, załatwiali potrzeby w krzaczkach, a potem bez skrępowania (i mycia rąk) bez rękawiczek nakładali owoce do siatek. - Mam szczęście, bo u szwagra skorzystam z toalety i ręce mogę umyć, zresztą i tak zakładam rękawiczki. Ale kurzu i spalin nie da się uniknąć, to trzeba zmyć - dodaje.
- Tam może być wszystko, pałeczki salmonelli, larwy tasiemca, o rtęci i kurzu nawet nie wspominam - mówi mężczyzna. I dodaje, że wystarczy odrobina wyobraźni, bo to, że hodowla jest ekologiczna, na czynniki zewnętrzne nie pomoże. - Letnia bieżąca woda, to jedyny sposób, aby można było zjeść zdrowe i bezpieczne owoce.