Teraz wiem, że miłość to dresy i jedzenie na wynos. Dziewczyny, przestańcie marzyć o księciu z bajki

List do redakcji
Dorastałam, oglądając bajki Disneya, na moich rysunkach pojawiały się tylko dwie postacie (no maks trzy, jeśli liczyć białego rumaka) królewna i książę. Oglądałam "Pretty woman", wyobrażając sobie, że kiedyś i po mnie przyjedzie limuzyna z moim własnym Richardem Gere'em albo wyobrażałam sobie, że wybiegam z samolotu jak Whitney Houston, a na lotnisku czeka mój idealny kochanek. Lata zajęło mi zrozumienie, że prawdziwa miłość to dresy i jedzenie na wynos.
Miłość to nie kwiaty i czekoladki. Miłość to spodnie dresowe Pexels

Książe z Disneya i Pretty woman

Najpierw były bajki, w których królewna nie robiła zbyt wiele, a książę zawsze pojawiał się w odpowiednim momencie. Nie przeszkadzało mi to, że bohaterki nie były samodzielne – ostatecznie były szczęśliwe znajdując w pięknych książętach miłość życia. A miłość jest najważniejsza – to mówił mi każdy. Więc czego chcieć więcej?
Potem były filmy romantyczne, bardziej dramatyczne, w których bohaterki z miłości płakały, robiły głupie rzeczy, w których pary kłóciły się, rozbijając talerze, ale ostatecznie zawsze przychodził ten moment.


Zmuszana do małżeństwa panna młoda w sukni uciekała do prawdziwej miłości swojego życia, ukochany pojawiał się na lotnisku, minutę przed odlotem swojej pani. Wszystko kończyło się dobrze, a mężczyźni zawsze wiedzieli, co zrobić i co powiedzieć.

Wygłaszali monologi o miłości swojego życia, rzucali pracę, wylatywali za granicę, brali za żonę prostytutkę, w której zakochiwali się na zabój, po tym jak wzruszała się na operze. Dlatego czekałam.

Wiedziałam, że filmy to nie rzeczywistość, ale jednocześnie miałam przeczucie (a może raczej nadzieję, którą sama karmiłam), że gdy przyjdzie do mnie miłość, będzie to jak grom z jasnego nieba, cholerna ucieczka z samolotu, Richard Gere albo przynajmniej Mr. Big podjeżdżający limuzyną pod okna mojej kawalerki, ofiarując mi swoje serce (i przy okazji apartament oraz pierścionek z brylantem).

Lata mijały, a ja poznałam Pawła, który co prawda nie miał limuzyny i nigdy nie wybiegłam dla niego nawet z tramwaju, ale był romantyczny, na tyle, by przysłać mi kwiaty, zorganizować kolację przy świecach, kupić mi czekoladki.

Jednak lata zaczęły mijać, a na kwiaty i czekoladki zaczęło być coraz mniej miejsca. Ale spokojnie – to nie będzie historia o tym, jak wasz książę zmienia się w parobka. To historia o tym, że odkryłam coś, czego nigdy bym się nie spodziewała.

Zapomniałam na jakiś czas o Disneyu i "Pretty woman" i przypomniałam sobie o mojej romantycznej pasji dopiero kilka lat i... dwoje dzieci później. To zabawne, ale po 10 latach małżeństwa zaczęłam widzieć "perfekcyjny romans" w zupełnie innym świetle. I nie, nie żałuję, że nie przydarzyła mi się filmowa historia miłosna, przydarzyła mi się realna historia miłosna, którą naprawdę chcę docenić! I powiedzieć wam, byście zrobiły to samo.

Wasz książę zmienił się w parobka?

Pogodziłam się z tym, że nie dostaję od męża regularnie kwiatów i czekoladek, ale wcale za tym nie tęsknię – (drogi mężu, błagam, uwierz, że to nie podpucha!). Wielkie gesty, kwiaty i czekoladki są oczywiście cudowne, ale to tylko podpunkty do odhaczenia, które ogłosiliśmy głośno i oficjalnie zasadami perfekcyjnego romansu.

I wiecie co? Czas ustalić własne. Ja już je mam. Zaczęłam w codziennych zachowaniach mojego męża szukać gestów, którymi okazuje mi troskę, tęsknotę, zaangażowanie, miłość. I to po nich rozpisywać, jak wygląda idealny związek. Wam też to radzę. Zobaczycie, że miłość jest wszędzie.

W dodatkowej godzinie snu, którą macie dzięki temu, że wasz mąż wstał zrobić dzieciom śniadanie. Miłość jest w szklance wody przy łóżku, którą postawił tam wasz partner, bo wie, że bez niej nie potraficie zasnąć i budzicie się w nocy spragnione.

Miłość jest w zabawnym i tajemniczym spojrzeniu, które wymieniacie, gdy jedno z was powie tekst znany tylko wam albo gdy wasze dziecko zrobi coś absolutnie zabawnego.

Miłość polega na uświadomieniu sobie, że śmieci są wyrzucone, chociaż nie powiedziałaś tego na głos, ale on zrobił to, bo wie jak się irytujesz, gdy z tym zwleka.

Miłość polega na tym, że piszecie sobie SMS-y w ciągu dnia, chociaż za 8 godzin obydwoje będziecie w domu, a świat, by się nie zawalił. Ale chcecie mieć ze sobą kontakt.

Miłość to jedzenie na wynos, dresy i kanapa

Miłość polega na tym, że na stole pojawia się filiżanka herbaty z dwiema łyżeczkami cukru i plasterkiem cytryny dodanym 5 minut później, bo on wie, że nie wypijesz gorzkiej herbaty, a taka zrobi się, jeśli dodasz cytrynę zbyt szybko.

Czekoladki i kwiaty są super, ale siedziałyście kiedyś po męczącym dniu na kanapie w ulubionych dresach, jedząc chińszczyznę z pudełka i rozmawiając z najlepszym przyjacielem o filmie, który właśnie oglądacie, o tym, co dzieci robiły w szkole i o tym, kto was dziś wkurzył w pracy? A tym przyjacielem jest wasz mąż. To właśnie miłość.

Bajki, filmy, seriale i książki nauczyły nas, że miłość jest w tych kilkunastu momentach naszego życia, gdy robimy coś tak wielkiego, że można to wydarzenie upublicznić, podłożyć pod nie soundtrack z "Bodyguarda", a najlepiej sfotografować i dodać na Instagrama z hasztagiem #perfectcouple.

Tymczasem miłość to chwile, które przemijają dla nas prawie niezauważalnie i sami odbieramy sobie możliwość przeżywania romansu. Dlatego podsumuj codzienne gesty swojego partnera.

Gwarantuję, że będziesz zaskoczona ilością sposobów, którymi okazuje ci miłość i troskę. Może okazać się, że uczucie nie jest trudne do zauważenia, a jest go tak dużo, że to ty przestałaś zwracać na nie uwagę.

Kilka rzeczy, które robicie, a gdy wziąć je pod lupę okazuje się, że wynikają z czystej wzajemnej miłości. Każdego dnia przyjmę je zamiast kwiatów i czekoladek. A wy gdzie widzicie miłość?