Najgorsze, to ubrać dziewczynkę w bikini. Rodzice, nie wstyd wam?

Aneta Zabłocka
Wycięte jak najwyżej, z falbankami wokół małych bioderek, ze sznureczkami kołyszącymi się nad pośladkami. Gdy odwiedzam sklepy z odzieżą dla dzieci i widzę na plaży małe dziewczynki z bikini, dostaję gęsiej skórki. Powiem wam dlaczego.
Dziewczynki w bikini. Dlaczego pozwalamy dziewczynkom je zakładać? Fot. Agencja Gazeta
Nie chcę grzmieć o seksualizacji dzieci, ale to właśnie jest seksualizacja dzieci. Można się bronić, że maluchy nie rozumieją, że ich strój wzbudza "takie reakcje".

Czy mój strach o to, że moja córka mogłaby paść ofiarą przemocy, usprawiedliwia zakaz chodzenia w bikini? To mój strach. Ona się nie bała nigdy. Chciała wyglądać cool i jak dorosła, bo przecież ja sama też nie stroniłam oddwuczęściowych kostiumów.
Starałam się podejść do tematu w stylu "Kobieta może ubierać się jak chce, nawet jeśli jest dziewczynką". Jeśli ograniczymy dzieciom wybór stroju do takiego, który będzie odbiegał od rówieśniczych, to nie zyskamy niczego dobrego. Dziecko będzie wyobcowane i jeszcze mocniej będzie chciało zakładać zakazany ubiór. I rozumiem. Ale jestem też kobietą, która przez lata oglądała dziewczyny w strojach kąpielowych. Zawsze zgrabne, smukłe z płaskim brązowym brzuchem. Dziwnym trafem, choć zdarzało mi się kupować strój z plakatów, to nigdy nie poczułam tego seksapilu, który miał zapewniać.


Czy byłam szczupła, czy byłam grubsza, zawsze czułam się gorsza. I wydaje mi się, że to samo czeka dziewczynki wbijane w kilka pasków. Nie mówię tego z pozycji mojej traumy, ale z rozumowania, że jeszcze wiele wody w morzach i jeziorach upłynie, zanim kobiece ciało stanie się po prostu ciałem, a nie obiektem żądzy. A dziewczynki będą stały na plaży w mikrokostiumach i czekały na rewolucję, która nie nadchodzi.

Dlaczego po prostu nie możemy wypracować standardów ubrań dla dzieci, które nie zawierają napisów "cute", "naughty" i "sweet". Nie mówię już o tym, że ubrania dzielone są na różowe dla dziewczynek i fajne dla chłopców.

Po prostu te wyrazy nigdy nie staną się oswojone i nieprzywodzące skojarzeń. Trudno wyrugować kulturę gwałtu, gdy wciąż posługujemy się jej językiem. A jeszcze drukujemy ja na ubraniach dla dzieci.

Rozwiązaniem wydaje się edukacja seksualna i przestrzeżenie dziewczynek, że odkrywając swoje ciało, mogą stać się obiektem napaści seksualnej. Brzmi jak wyrok, z którym dziecko nie będzie wiedziało, co zrobić. Z dojrzewaniem nie wygram i moje dziecko będzie chciało odsłaniać ciało, by sprawdzać swoją atrakcyjność.

Mogę mówić jej raz po raz, że najważniejszy jest umysł. Ale potem przejedziemy się Wisłostradą i zobaczymy wielką reklamę strojów kąpielowych z piękną dziewczyną. Wszyscy ją zauważymy, bo złoty brzuch w rozmiarze wieżowca trudno przeoczyć.

I nie powstrzymam w niej tej myśli, że chciałaby być jak modelka z płaskim brzuchem. Dziwnym trafem majtek od kostiumu nie zakłada się na głowę.

Martwię się o nią. Martwię się o kolejne pokolenie kobiet, które do taktu grającego feminizmu zakłada te same klapki, by ruszyć do tańca w wyciętych kostiumach kąpielowych. Kilka dni temu w mediach społecznościowych pojawił się wpis porównujący Kendall Jenner w kostiumie kąpielowym do astronautki Alyssy Carson Spark. Zestawiono prawie nagą modelkę z ubraną po szyję kosmonautką i zapytano, która jest mądrzejsza i bardziej wartościowa.

Komentarze o tym, że wreszcie ktoś okazał, co się naprawdę liczy stanowiło gros opinii. A czy ubrana Kendall wzbudziłaby podobny zachwyt?

Tutaj czerwone bikini wykonało pracę największych hejterów. Widać nie da się ocenić rozumu kobiety, jeśli nie jest w pełni ubrana. I przed tym chciałabym uchronić dziewczynki.