Połowa moich znajomych ma już dzieci, połowa szlaban od rodziców. Witaj w świecie polskich 20-latków

Agnieszka Miastowska
Ostatnio miałam okazję, jak my wszyscy zresztą, wyjść do ludzi i wypić kawę w restauracyjnym ogródku. Niedaleko mnie siedziała "pani" z dwójką małych dzieci, rozpoznałam w niej znajomą z liceum – byłyśmy w tym samym wieku. Tego samego dnia próbowałam umówić się na wyjście z koleżanką-równolatką. Musiała z mamą sprzątać mieszkanie. Za karę. Dzień wcześniej za późno wróciła do domu. Moje pokolenie 25-latków jest niewiarygodne – niektórzy z nas zdążyli zostać rodzicami, inni nadal dostają szlaban.
Niektórzy sami mają dzieci, inni się nimi czują. Oto 20-letni Polacy Pexels.com

Co robią dwudziestolatkowie?

Zaskakuje mnie ten widok. Nazwijcie mnie niedojrzałą, ale urodziłam się w 1996 roku. Kiedy widzę, że moje koleżanki, które rok temu mogły kończyć studia, spacerują z mężem pod pachą i dzieckiem w wózku, zaczynam gorączkowo zastanawiać się, ile naprawdę mam lat.
Rocznikowo 25. Aż tyle czy dopiero tyle? Czy to one aż tak się pospieszyły, czy to ja jestem aż tak do tyłu? Myślę jednak o drugiej połowie moich znajomych. Mieszkają z rodzicami, czemu trudno się dziwić, biorąc pod uwagę zarobki, na jakie można liczyć świeżo po studiach.


Wielu z nich jednak nie stara się wypracować nawet minimum niezależności. Zmieniają prace jak rękawiczki, liczą na finansową pomoc rodziców, żyją od weekendu do weekendu, ale na imprezkę nie pójdą bez pytania mamy o zgodę. I uwierzcie mi – nadal dostają od rodziców szlabany, kary i muszą pytać o pozwolenie na wszelkie większe wyjścia!

Jedni robią kariery, inni zaczynają kolejne studia albo odkładają na piątkowego drinka, jeszcze inny planują drugie dziecko. Ale łączy ich jedno. Każdy ma własną teorię na temat tego, czym jest "marnowanie sobie młodości" lub ostrzej "rujnowanie własnego życia".

Dziecko i ślub to zmarnowana młodość

Kiedy na dziecko i ślub to "za wcześnie"? Wszystko zależy od tego, kogo zapytamy, ale według danych GUS średnia wieku zawierania ślubów czy decydowania się na dzieci wśród Polaków rośnie.

Nadal jednak Polki rodzą dzieci wcześniej niż mieszkanki innych krajów europejskich. Przeciętny wiek polskiej pierworódki to 27 lat i 7 miesięcy. Dla porównania Rumunki swoje pierwsze dziecko rodzą w wieku 22 lat, a Irlandki 34. Ze ślubem Polacy coraz częściej czekają do 30.

Jednak w wielu środowiskach, szczególnie we wsiach, mniejszych miastach czy społecznościach religijnych, kładziony jest duży nacisk na to, by rodzinę założyć wcześniej. W innych o wczesnym ślubie mówi się za to w kategoriach zmarnowanej młodości.

Alicja ma 25 lata, skończyła studia, jest graficzką komputerową, od 6 lat mieszka ze ze swoim chłopakiem i stadem kotów. Pracuje zdalnie, robiąc grafiki do gier, ostatnio uczy się też robić tatuaże. Pytam ją, na co w wieku 25 lat jest za wcześnie, na co za późno. Odpowiada bez skrępowania.

– Wiek 25 lat jest dobry na wszystko, ale nie na ograniczenie się posiadaniem dzieci. Ja naprawdę nigdy nie zrozumiem, po co decydować się tak wcześnie na dziecko – nie mając pieniędzy, stałej pracy i najczęściej partnera na stałe, bo te związki kończą się po kilku latach – wyjaśnia.
Alicja 25 latArchiwum Prywatne
– Ja uważam, że to w wielu przypadkach krzywda dla tych dzieci, bo ja też jestem skrzywdzonym w ten sposób dzieckiem, które mama urodziła chwilę po własnej osiemnastce. Za późno to może być na jakąkolwiek realizację planów i pomysłów, a nie na dziecko – dodaje.

Próbuję ją sprowokować, mówiąc, że brzmi tak, jakby zdecydowanie się na dziecko było zupełnym zmarnowaniem sobie życia.

– Uważam, że w pewnym sensie to jest marnowanie życia. Mam wrażenie, że wiele osób decyduje się na dziecko, bo ich życie jest monotonne, związek się wypala, liczą, że to coś naprawi. Może sądzą, że nie ma innej drogi życiowej? Moja mama miała wcześnie dzieci, moja babcia też, więc teraz moja kolej? A od starszego pokolenia często słuchają bzdur w stylu: "Bóg dał dziecko, da i na dziecko" – tłumaczy.

Pytam ją więc, czym zamierza się zajmować przez najbliższe lata i kiedy może być według niej dobry czas na dziecko.

– Przez najbliższe planuję nauczyć się tatuować i mam masę innych planów, jak kurs kociego behawiorysty (śmiech), ale naprawdę chcę się w czymś szkolić. Dzieci, jeśli dojdę do wniosku, że to dobra decyzja, dopiero po 30. – podsumowuje.

Zegar biologiczny tyka!

Podobne zdanie ma Karolina – 25 latka, która po studiach glottodydaktycznych przeprowadziła się z Białegostoku do Warszawy. Uczy obcokrajowców polskiego, wynajmuje z chłopakiem dwupokojowe mieszkanie na Bemowie.

Sama od swojej rodziny nieustannie słyszy sugestie, że na dziecko może być szybko za stara. A bycie młodą mamą to prawdziwa radość, do której już nigdy się nie zbliży, jeśli teraz nie wykorzysta swojej szansy.

– Kobietę goni czas? Najgłupszy argument, jaki sama słyszałam, to ten, by na dzieci zdecydować się jak najwcześniej, bo gdy one szybko dorosną, to my będziemy mieć jeszcze czas dla siebie. Znam bardzo młode (rocznikiem) matki, które dosłownie obliczały mi na palcach z zadowoleniem, że gdy ich dziecko będzie miało 16 lat, to one będą miały dopiero 37. I co w związku z tym!? – pyta, nie kryjąc swoich emocji.

– "Będę jeszcze młoda, będę miała czas na wyjazdy, randki z mężem, kształcenie się, pracę. Dzieci wyfruną z gniazda, a przede mną jeszcze życie. Odpocznę" – tłumaczy mi koleżanka, siedząc w pieluchach. Przecież to bzdura – dodaje.

I właściwie dobrze ją rozumiem, bo z podobnymi argumentami sama spotykam się często. Argumenty, które brzmią tak, jakby dziecko było obowiązkiem, który należy zacząć wypełniać jak najszybciej, żeby również jak najszybciej mieć go z głowy.

"Moje koleżanki będą siedzieć w pieluchach, ale ja będę mieć już odchowane dzieci” – czytałam nie raz specyficzne przechwałki na matkowych forach.

Obliczanie, że za 16 lat będę mieć WRESZCIE czas dla siebie, brzmi dość absurdalnie. Czy jeśli ktoś pragnie "wyjazdów, randek z mężem, odpoczynku", to nie powinien najpierw spełniać tych pragnień? Nie łatwiej zdecydować się na dzieci w momencie, gdy mamy już jakieś osiągnięcia, spełnione cele, poczucie, że "żyliśmy młodością"? Zapytałam o to naprawdę młode mamy.

Żona i mama przed 23 urodzinami

Luiza jest moją koleżanką ze studiów, nigdy nie zapomnę, gdy znowu poczułam się jak dziecko pierwszego dnia w szkole, szukając z nią właściwej sali na wydziale. Potem poczułam się jeszcze mniejszą dziewczynką, gdy usłyszałam, że moja koleżanka jest już narzeczoną i planuje ślub. Dzisiaj jest już żoną i mamą.

– Wzięłam ślub na początku drugiego roku studiów i krótko potem zaszłam w ciążę – same poważne decyzje w niezbyt poważnym wieku. Ja akurat niczego nie żałuję, tym bardziej, że każdy ginekolog mówił mi później, że z moimi zaburzeniami hormonalnymi zajście w ciążę można uznać niemal za cud i więcej dzieci najprawdopodobniej mieć nie będę – tłumaczy.

Nie ukrywa jednak, że decyzja, którą podjęła, nie jest wcale uniwersalnym wyborem. Śmieje się, że można ją streścić słowami: "ja jestem zadowolona, ale innym? Nie polecam".

– Bycie młodą mamą to pasmo nieustannych poświęceń i ciągłych prób pogodzenia własnych potrzeb z potrzebami rodziny. Czy warto dla czegoś takiego tracić młodość ze wszystkimi jej przywilejami? Czasami warto, ale tylko wtedy, gdy jest się stuprocentowo zdecydowanym. W przeciwnym razie najmniejsza nawet wątpliwość będzie się rozrastać z dnia na dzień i zmieni się we frustrację, zatruwającą życie własne i otoczenia – tłumaczy.

Wiek 20+ może być więc wiekiem na założenie rodziny, ale pełnym raczej utrudnień niż ułatwień?

– Biologicznie młody wiek to ułatwienie dla założenia rodziny, widzę, jak trudniej jest starszym ode mnie kobietom znosić ciążę czy macierzyństwo. Ale pod względem psychologicznym – młody wiek to raczej utrudnienie, trudno jest podjąć decyzje, które są aż tak bardzo wiążące. I wcale się nie dziwię, i dobrze, lepiej się sto razy zastanowić niż potem żałować – dodaje 25-latka i naprawdę myślę, że zastosuję się do jej rad.

Luiza zawsze wydawała mi się osobą rodzinną, ułożoną, odpowiedzialną, co nie znaczy oczywiście, że wyzwania macierzyństwa był dla niej pestką. Mimo jej dziewczęcej urody wydawała mi się jednak kimś, kogo widzę w roli mamy.
Wiktoria 25 latArchiwum Prywatne
Inaczej było z Wiktorią, którą zawsze miałam za imprezowiczkę, której nikt nigdy nie zdoła "usidlić". Udało się to jednak pewnemu mężczyźnie. Małemu, bo dopiero dwuletniemu, który pojawił się w jej życiu w wieku 23 lat. Nie mogłam więc nie zadać jej pytania, czym jest założenie rodziny w wieku 20 plus. I wiedziałam, że odpowie bez tabu.

– To będzie brutalnie szczere. Z jednej strony sama czuję, że marnuję życie pod tym kątem, że jestem uziemiona w domu. Jednak to głównie po stronie matki leży obowiązek zajmowania się dzieckiem. Wiesz, że nie mogę wyjść z domu bez niego lub zorganizowania mu całej opieki – wyznaje.

– Z drugiej strony cieszę się, że to właśnie teraz, bo później wcale nie jest łatwiej. Cieszę się że się wyrwałam z domu, bo uważam, że im dłużej siedzisz z rodzicami, tym większe ryzyko, że nigdy się nie odetniesz. A może gdyby nie dziecko, nie zrobiłabym tego tak szybko – zastanawia się.

Szlaban od rodziców i piosenki Ekipy

W całych rozważaniach o tym, kiedy jest dobry czas na ślub i macierzyństwo, a kiedy na karierę i zrobienie certyfikatu kociego behawiorysty, prawie zapomniałam o znajomych, którzy dzisiaj wydają mi się młodsi ode mnie, żeby nie powiedzieć – zostali w tyle.

Mam koleżankę, którą próbuje wyrwać na miasto. Nie może – obowiązki rodzinne. Nie chodzi jednak o zaborczego męża ani przygotowanie dzieciom obiadu. Moja znajoma dostała wczoraj karę od mamy, bo za późno wróciła z imprezy. Jest w tym samym wieku, co ja i wszystkie moje rozmówczynie.

Argument "przecież jestem dorosła" nie zadziała, dopóki mieszka z rodzicami. Wiele razy pytałam więc, czy nie planuje wyprowadzki. Samodzielne życie jest jednak dość drogie, wypadałoby też mieć stałą pracę.

Ona ostatnio pracowała w Żabce, wcześniej robiła półpłatny staż, by zdobyć doświadczenie. Nie planuje iść na studia, bo szkoda jej już czasu. Co robi w wolnych chwilach?
Pexels.com
Bawi się TikTokiem, dodaje filmiki "rekreacyjnie", bo wie, że raczej nie ma szansy się wybić, gra trochę online, ostatnio wkręciła się grę Among Us i bez żenady ogląda Ekipę na YouTube. Wie, że to brzmi infantylnie, ale czemu właściwie nie miałaby robić tego, co lubi? Tylko dlatego, bo ktoś zarzuci jej, że jej zainteresowania są "nie na jej wiek"?

Według kogoś innego ślub i dziecko nie są na "jej wiek". I mimo tego, że niejeden dziaders mógłby powiedzieć, że moje poprzednie rozmówczynie się rozwijają, a ona stoi w miejscu, to czy najważniejsze nie jest robienie tego, co lubimy?

Zastanawiam się nad tym, raz słuchając opowieści o ząbkowaniu synka Wiktorii, raz o awansie Karoliny, ogłoszonych zaręczynach i ślubach, a raz o tym, że trzeci sezon Ekipy był o wiele ciekawszy niż czwarty, a związek Friza i Wersow wygląda na sztuczny. Tak wygląda życie niewiarygodnego rocznika 25-latków.