Polki szalały na punkcie tych kultowych kosmetyków w latach 90. Które z nich pamiętacie?

Agnieszka Miastowska
O latach 90. mówi się przede wszystkim, że były szalone, i takie również były ówczesne kosmetyki. Do tej pory pamiętam, jak podkradałam babci perfumy "Być może", malowałam się szminką kupowaną w kiosku Ruchu albo próbowałam zrobić pasemka a'la Britney Spears rozjaśniaczem. Kosmetyki z lat 90. wyglądały i pachniały nieporównywalnie do dzisiejszych i chociaż efekty ich użycia pozostawiały wiele do życzenia, to myślimy o nich z nostalgią. Pamiętacie je jeszcze?
Kultowe kosmetyki z lat 90. Pamiętacie perfumy "Być może"? Kadr z filmu "Słodkie zmartwienia"

1. Perfumy "Być może"


Ten uroczy flakonik pamiętam z toaletki babci, to musiał być początek XXI wieku. W telewizji leciało pewnie coś w stylu "Śmiechu warte", a ja jadłam te malutkie owocowe cukierki w kolorowych papierkach. Jak pachniały te perfumy? Babcią, mocno, dziwnie, ale więcej sobie nie przypominam.
Googluję ten produkt, żeby zobaczyć, czy inne urodowe freaki myślą jeszcze o takich kosmetycznych reliktach przeszłości i natrafiam na taki wpis: "buteleczka jest niepraktyczna i niewygodna, zapach zbyt drażniący, mówiąc wprost śmierdzi, szybko się ulatnia. Ale żaden zapach nie kojarzy mi się tak z ciepłem domu i kobiecością". I to jest chyba najlepsze podsumowanie.


Wiecie, że "Pollenna-Uroda" wprowadziła także światowe warianty "Być może"? Kwiatowo-piżmowy Paris oraz energetyczny London. Nie wiem, czy dzisiaj zostałabym ich fanką, ale chciałabym jeszcze raz poczuć ten zapach. A czy w waszej kosmetyczce znajdzie się jeszcze pusta butelka? Być może...

2. Błyszczyki w kulce

Do dzisiaj pamiętam, jak bardzo zazdrościłam mojej starszej kuzynce, która mogła już malować się kosmetykami, a ja dostawałam jedynie chemicznie pachnące zestawy do makijażu dla dzieci.

Wiecie, cień w kolorze zgniłej albo plastikowej mięty, szminka, która wcale nie dawała koloru. Jaka była moja radość, gdy ta sama kuzynka sprezentowała mi na gwiazdkę pierwszy błyszczyk w kulce! O zapachu brzoskwiniowym.

Pamiętam, że prawie każdy taki produkt na opakowaniu mamił "owocowym smakiem", ale o nim można było jedynie pomarzyć. Szczerze przyznam, że brzoskwinią też to średnio pachniało. A efekt na ustach? Po prostu błyszczący olejek.

Na forach kosmetycznych czytałam, że "dawał efekt tafli". Według mnie sklejał usta do tego stopnia, że wystarczyło pasemko włosów spadające na na nie, by obkleić nim sobie całą buzię. Ale prawdziwym hitem były bezbarwne błyszczyki z brokatem. Nikomu nie przeszkadzał na co dzień efekt konfetti na wargach. Ot szalone lata 90.

Mimo wątpliwej jakości efektu malowałam się nim jednak z takim zawzięciem, że szklana kuleczka szybko została nadwyrężona i cały olejek wylał się w torebce mojej mamy. Ups. Dzisiaj i tak bym to kupiła!

3. Przezroczyste pomadki

To bardzo podobny przypadek do błyszczyków w kulce. Jeśli ktoś z pokolenia Z miałby zapytać mnie, jaki efekt te pomadki dawały na ustach, trudno byłoby mi na to pytanie odpowiedzieć.

W zamyśle były to szminki ochronne, odżywcze, pielęgnujące, ale na opakowaniu brak było często spisu składników. Nie sądzę, by zawierały się w nich witaminy, może parafina? Nieważne! Wtedy i tak nikt składów nie czytał.

Ważne było to, że można było je kupić w każdym sklepie spożywczym, a także na rynku, gdzie z chęcią chodziłam z dziadkiem. Zaraz obok stoiska ze słodyczami stała pani z kosmetykami.

Wiecie, ile kosztowała jedna poziomkowa, bananowa lub wiśniowa szminka? Złotówkę. I dam sobie rękę uciąć, że każdy wariant pachniał naprawdę tak samo. Chemią i kropelką owocowego zapachu. Kupowaliśmy jednak inne dla koloru opakowania. Można było się w szkole popisać, a i pani nauczycielka nic nie powiedziała na bezbarwna szminkę.

4. Kulki brązujące z Avon

Kto nigdy nie zamówił z gazetki Avonu kulek brązujących, ten nie wie nic o makijażu przełomu lat 90. Pierwszą atrakcją było oglądanie gazetki i pocieranie nadgarstków o strony z próbkami perfum.

Kolejną dokładne spisanie kodu produktu, by wasza konsultantka (mama, ciocia, sąsiadka) zamówiła dobry kosmetyk, potem tygodnie czekania (bo ona przecież zbiera zamówienia, nie będzie zamawiać dla jednego pudru) i na koniec wymarzony produkt. Pudełko pełne brązowych, złotych i różowych kuleczek. To był hit.

Byłam przygotowana na krytykę tego kosmetyku. Poza niezwykłym designem i ciekawą formą nie miał chyba prawa działać dobrze. W końcu kuleczki były wymieszane, więc każdorazowe nakładanie pudru na pędzel, dawało trochę inne proporcje brązu, różu i złotego (wtedy nikt nie słyszał jeszcze o rozświetlaczu).

Jednak na Wizażu ten produkt nadal ma bardzo wysokie oceny, cieszy się popularnością i w wielu sklepach internetowych można go kupić bez problemu. Skusiłybyście się dzisiaj?

5. Rozjaśniacz Joanna

Kto chodził do gimnazjum i nigdy nie zrobił nic głupiego ze swoją fryzurą, niech pierwszy rzuci kamień. Moje koleżanki kupowały farbujące pianki do włosów, cięły sobie same grzywkę albo nadużywały lakieru do włosów, by ułożyć ją na Justina Biebera.

Na pasemka moda była parę lat wcześniej, ale pierwszy raz w gimnazjum usłyszałam słowo "ombre". Stwierdziłam, że najważniejsze będzie mocne wybielenie moich włosów, a najmocniejszym rozjaśniaczem, jaki można było znaleźć w Stokrotce (nie pamiętam Rossmanna w moim mieście w tamtych czasach), była Joanna.

Plusy? Niesamowicie energetyzujący i pobudzający zapach czystej chemii, ekspresowe działanie. Moje włosy w kilka minut ze średniego blondu zrobiły się białe, świetna wydajność. Minusy? Włosy spalone na wiele lat. Ale produktowi nic nie można zarzucić. Działał aż za dobrze!

6. Dezodorant Impulse

Szata graficzna dezodorantu Impulse jest tak mocno osadzona w latach 90., że mogłabym uznać ją raczej za stylizację na vintage, ale to realny look tamtych lat.

Jak pachniały? Mocno, piżmowo, intensywnie, dusząco. Co dawały? Nie były perfumami, więc trudno oczekiwać trwałości zapachu. Z antyperspirantem nie miały także nic wspólnego, więc należało pogodzić się z plamami potu pod pachami.

Nie mam pojęcia, ile wtedy kosztowały, ale pamiętam je ze sklepów spożywczych. Dzisiaj kupicie je na Allegro za 7 złotych. I mają masę pozytywnych opinii z 2021 roku. Polacy to jednak nostalgiczny naród.

7. Szminka Celia

To kolejny produkt, który pamiętam z toaletki babci. Babcia nie gustowała jednak w perłowym różu, który wtedy nosiły wszystkie młode dziewczyny. Wybierała pomidorowy czerwony. A ja z chęcią podkradałam jej szminkę, kończąc z efektem makijażu a'la matrioszka.

Celia miała plastikowe opakowanie w kolorze zgniłych buraków i rozprowadzała się na ustach niczym kredka świecowa. Jednak internet nie przestanie mnie zadziwiać. Zarówno tamta wersja, jak i dzisiejsza ma swoje zagorzałe fanki. Chcecie powrócić do lat, w których nakładałyście na oczy cień pacynką? I ten rodzaj pędzelka i szminkę Celia możecie kupić na Allegro.

8. Żel do włosów

Pamiętam, że mój nastoletni kuzyn wykorzystywał słoiczek takiego żelu tygodniowo. I nie ma się co temu dziwić. Wtedy najmodniejszą fryzurą były postawione na żel różki a'la Danzel w teledysku do Pump it up.

Wydajność chyba nie byłą mocną stroną tego produktu, ale efekt był bardzo trwały, a zastygnięte włosy w dotyku przypominały kolce jeża. Co ciekawe, żel był dostępny we wszystkich kolorach tęczy, ale nie sądzę, by dawał efekt kolorowych włosów.

Zresztą na to były na pewno inne sposoby – kosmetyki lat 90 były po prostu szalone. I nadal mają masę zwolenników, bo "styling gel" kupicie na Allegro za niecałe 7 złotych.

Pamiętacie te produkty z toaletki babci, kosmetyczki mamy, a może same za nimi przepadałyście? Co jeszcze dodałybyście do tej listy?