Nastoletnia córka poprosiła mnie o zgodę na tabletki antykoncepcyjne. Mam pozwolić jej współżyć?

Agnieszka Miastowska
"Chyba nie chcesz, żebym zaszła w ciążę" – takie słowa usłyszane od swojej nastoletniej córki robią wrażenie, do tej pory nie wiem jak na nie zareagować – pisze w liście do nas Dagmara. Koszmarem wielu matek jest to, że ich nastoletnie dziecko w ważnym momencie swojego życia zapomni o antykoncepcji. Okazuje się jednak, że rozmowa z rodzicami wprost jest równie trudna. I to dla samych dorosłych.
Córka poprosiła mnie o zgodę na antykoncepcję. Mam pozwolić jej współżyć? Pexels.com

Nastolatkowie o seksie wiedzą niewiele

Edukacja seksualna w Polsce praktycznie przestała istnieć. Brak w podstawie programowej lekcji wychowania do życia w rodzinie tematów, które w obiektywny sposób tłumaczyłyby nastolatkom kwestie seksu, antykoncepcji, świadomej zgody.
Z drugiej strony jest coraz więcej źródeł, z których mogą czerpać rzetelną wiedzę na ten temat. Wymienić można chociażby książkę "Sexed" Anji Rubik czy aplikację na telefon "Co z tym seksem" stworzoną przez seksuolożkę Katarzynę Koczułap.

Szukanie wiedzy w internecie na własną rękę nie zastąpi jednak nastolatkom rozmowy z kimś, kto bez wstydu i pouczania mógłby odpowiedzieć na ich pytania, a także doradzić w kwestiach pierwszego razu. Tymczasem nastolatkowie bardzo rzadko zgłaszają się ze swoimi wątpliwościami dotyczącymi seksu do rodziców, ocenienia z ich strony bojąc się najbardziej.


Jednak sytuacja, która spotkała Dagmarę, jest raczej wyjątkiem od reguły. Jej córka postanowiła powiedzieć jej wprost, o tym, że planuje rozpocząć życie seksualne. Co byście zrobiły na jej miejscu?

List czytelniczki – moja córka prosi o zgodę na seks

– Dominika ma 17 lat i od 2 lat spotyka się z chłopakiem. Mimo że uważam ją za dojrzałą dziewczynę, to nie mogę powiedzieć, że brałam ich związek szczególnie na poważnie. Ot szkolne zauroczenie.

Jednak jedyne, co od niej słyszałam, to "Karol to, Karol tamto, jadę z Karolem na randkę, czy mogę nocować u Karola". Stał się jej regularnym chłopakiem, z którym spędzała najwięcej czasu, razem odrabiali lekcje, zawsze odprowadzał ją do domu, konsultowała z nim wszystko, jakby co najmniej byli już po ślubie.

Nigdy nie rozmawiałam z nią o seksie. To znaczy już pod koniec podstawówki miałam z nią omówioną kwestię tego, jak wygląda seks dorosłych. Wiecie – penis, pochwa, błona dziewicza. To nie była rozmowa o pszczółkach i kwiatuszkach. Ale na tamten moment była zupełnie teoretyczna.

Nie przyszło mi do głowy, że w momencie, gdy córka jest nastolatką, powinnam tą rozmowę powtórzyć. I zamiast na suchym opisie stosunku, który w dzisiejszych czasach widziało już chyba w internecie większość nastolatków, skupić się na kwestiach... praktycznych.

Omówić dokładnie metody antykoncepcji, wytłumaczyć jej, że nie musi zgadzać się na nic, na co nie ma ochoty, porozmawiać o orgazmie. Nawet jak o tym piszę, to czuję się dziwnie, bo ze mną w życiu nikt tak o tym nie rozmawiał.

Więc nie, nie miałam zamiaru zaczynać tego tematu. A antykoncepcja? Zakładałam, że córka – oczytana i inteligentna – dokładnie wie, jakie są jej rodzaje. Nie chodziło jednak o to, że dopuszczałam do siebie, że ona uprawia seks. W życiu!

Uważałam, że to za wcześnie na takie tematy, a nawet jeśli wreszcie się to zdarzy, to przecież nie będziemy o tym rozmawiać, jak dwie kumpelki. Jesteśmy w końcu córką i matką.

Jakie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że Dominika ma totalnie inne zdanie na ten temat. Ona postanowiła ze mną porozmawiać.

Zaczęła od tego, że chciałaby iść do ginekologa, a by się do niego zapisać, potrzebuje mojej zgody. Absurdalne, prawda? Po całej rozmowie zaczęłam się zastanawiać, ile wstydliwych nastolatek czeka do pełnoletniości, by iść do lekarza, bo nie chce ze swoimi rodzicami rozmawiać o swoich dolegliwościach.

Zapytałam tylko kontrolnie, czy coś jej dolega, ale oczywiście nie oczekiwałabym, że będzie mi chciała opowiedzieć o tak intymnych kwestiach. Ona jednak powiedziała, że chciałaby dostać receptę na tabletki antykoncepcyjne.

Odebrało mi mowę, ale podkreśliła, że ma nadal problemy z cerą, a czytała, że unormowane hormony mogą pomóc jej w leczeniu. Szybko jednak dodała, że jest już na tyle dorosła, że chce "czuć się bezpiecznie".

Zapytałam, co ma na myśli i myślałam, że utnie temat śmiechem. Ona jednak powiedziała "chyba nie chcesz, żebym zaszła w ciążę". I wtedy naprawdę nie wiedziałam, co powiedzieć.

Oczywiście, że nie chciałam, żeby Dominika zaszła w ciążę, ale też nie chciałam dopuścić do siebie świadomości, że moje "dziecko" jest już na tyle dorosłe, by rozpocząć życie seksualne.

I szczerze mówiąc, że jest na tyle otwarte i odważne, by mnie o tym poinformować i przygotować się do tego wcześniej. Byłam zaskoczona i jednocześnie trochę zawstydzona, zażenowana?

Gdy opowiedziałam przyjaciółce o tej sytuacji, powiedziała, że powinnam być raczej z córki dumna, że podeszła do tematu poważnie i zaufała mi na tyle, że wprost poprosiła mnie o wsparcie. Co prawda zgody rodzica potrzebowała do lekarza, ale jak powiedziała znajoma, "mogła po prostu kupić gumki na stacji benzynowej i mieć nadzieję, że nic się nie stanie".

Zdobyłam się na minimum rozsądku i zaczęłam pytać córkę, czy jest zdecydowana, czy zdaje sobie sprawę z ryzyka ciąży. To było dość zabawne, bo roześmiała się, mówiąc, że właśnie dlatego mnie o to prosi.

Miałam wrażenie, że w tej rozmowie to ona jest dorosła, a ja jestem zażenowanym dzieckiem. Dowiedziałam się zresztą, że wszystkie jej przyjaciółki już dawno to zrobiły – ona nie czuje presji, ale nie chce robić tego tak jak one. Bez zabezpieczenia albo licząc, że prezerwatywa nie zawiedzie.

Poczułam się jak zahukana nastolatka, która nigdy nawet nie była na randce, a jej przyjaciółka wyjaśnia jej, że wszyscy już dawno stracili dziewictwo. Ostatecznie byłam dumna z córki, że jest rozsądniejsza niż rówieśniczki.

Nadal jednak czułam się dziwnie? Mam dać własnemu dziecku zgodę na seks? Powiedziałam córce, że powinna jeszcze poczytać o skutkach antykoncepcji hormonalnej, zastanowić się nad decyzją, że jeszcze o tym porozmawiamy, ale jak będzie chciała, to zapiszę ją do ginekologa.

Antykoncepcji i tak nie kupi bez własnych pieniędzy. Wzięłam ją trochę "na przeczekanie", ale nie do końca wiem, jak powinnam się zachować. Z drugiej strony "dla chcącego nic trudnego", a nie chcę, żeby córka przyszła kiedyś do mnie z prośbą o pieniądze na test ciążowy. Jestem ciekawa, co inne mamy nastolatków zrobiłyby na moim miejscu – kończy wiadomość Dagmara.