Rozgryźli "genialny" plan Czarnka. Oto co w praktyce oznaczają "podwyżki dla nauczycieli"

Magdalena Konczal
Już jutro (18 maja) ma odbyć się spotkanie polityków z przedstawicielami związków zawodowych i samorządowych. Chodzi o przedyskutowanie reform związanych ze zmianami w zawodzie nauczyciela. Co naprawdę kryje się pod pomysłami MEiN?
Co naprawdę oznaczają "podwyżki dla nauczycieli"? Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

Podwyżki dla nauczycieli czy zwolnienia?

Przypomnijmy, że propozycje polityków dotyczą m.in. zwiększenie pensum nauczycielskiego (z 18 godzin przy tablicy do 20), a tym samym podniesienie pensji. Nauczyciele zwrócili jednak uwagę na ważny aspekt tego planu.
Skoro jeden nauczyciel będzie tygodniowo pracował o dwie godziny więcej, a liczba zajęć się nie zwiększy (lekcji wciąż będzie tyle samo), to jest bardzo prawdopodobne, że część nauczycieli będzie musiała być zwolniona.

– Minister zapowiada podwyżki i podniesienie atrakcyjności zawodu, a ja słyszę: "do dziesięciu odlicz", bo pewnie co dziesiąty z nas straci pracę. Wiem, co oznacza zwiększenie pensum. I, że gdy ktoś mówi "ruchy kadrowe", to ma na myśli zwolnienia – mówiła Agnieszka, anglistka z 17-letnim stażem w rozmowie z TVN24.

Reformy w edukacji

Przypomnijmy, że według reformy proponowanej przez MEiN pensja nauczycieli ma się zwiększyć. W zależności od doświadczenia i stopnia awansu miałoby to być: 3 500 zł brutto (nauczyciel stażysta), 3 900 zł brutto i dodatki (nauczyciel mianowany) oraz 4 500 zł brutto i dodatki (nauczyciel dyplomowany).


Przemysław Czarnek podkreślał, że chce przez te formy przywrócić "etos pracy nauczyciela".

– Obejmując urząd, zapowiadałem, że szczególnie mi zależy na zwiększeniu atrakcyjności zawodu nauczyciela i wzmocnieniu etosu pracy nauczyciela. To dobry czas, aby rozpocząć dialog na ten temat ze związkami zawodowymi i samorządami – mówił minister edukacji.

Nie można jednak zlekceważyć głosu nauczycieli. W praktyce bowiem reforma tak szumnie prezentowana przez MEiN może oznaczać, że wielu dydaktyków straci pracę.
Źródło: tvn24.pl