10 kilo nadwagi, a z WF-u piątka na koniec roku. Po pandemii czas nas narodowe odchudzanie dzieci

Aneta Zabłocka
Nie biegają na przerwach, nie chodzą do szkoły, podjadają w czasie lekcji zdalnych. Nasze dzieci w czasie pandemii ucierpiały psychicznie z powodu izolacji od rówieśników. Ale i ich zdrowie fizyczne też zostało mocno nadszarpnięte.
Nadwaga dzieci po pandemii. Ile przytyły dzieci w czasie lockdownu? Fot. Pexels
– Co robiliście na WF-ie? – zapytałam kiedyś moją córkę.

– Mieliśmy rozciąganie szyi. Każdy włączał kamerkę i po kolei kręcił szyją – odpowiedziała.

Tak wyglądała standardowa lekcja wychowania fizycznego w czasie pandemii. Reszta to lekcje z przygotowania zdrowej sałatki i nauka warzyw.


Jednak to tylko teoria. Na tych samych lekcjach dzieciaki piły napoje energetyczne, słodkie herbaty i zajadały chrupki.

W praktyce, po wystawieniu wstępnych propozycji ocen córka będzie miała 5 na koniec roku, bo raz poprowadziła rozgrzewkę na lekcji. Wyjątkowo z jej strony, bo ćwiczyła ten jeden raz.
W 2019 roku prof. Anna Fijałkowska z Instytutu Matki i Dziecka powiedziała PAP, że Polska jest w Europie niechlubnym liderem w grupie 8-latków, wśród których jedna trzecia ma nadwagę lub jest otyła.

A to były czasy niepandemiczne. Wtedy każde dziecko musiało uczestniczyć w 4 godzinach wychowania fizycznego w tygodniu, część dodatkowo chodziła na zajęcia sportowe. Dzieci spacerowały do szkoły, były aktywne na przerwach i na boiskach, czekając na odebranie przez rodziców. Teraz w czasie lekcji, która miała wymuszać aktywność, siedziały przed komputerami. A w tle świeciła lodówka pełna jedzenia.

– Badania mówią, że jeżeli mamy łatwiejszy dostęp do jedzenia, to częściej po nie sięgamy, na przykład z nudów. Zatem wzbogacenie diety o 250 kcal dziennie jest naprawdę proste – tłumaczyła dla Medonetu Joanna Gerwel, psychodietetyk, konsultantka z zakresu psychologii i psychodietetyki w Zespole Bariatrycznym w Ełku.

I wyliczała: "Trzeba jeszcze dołożyć do tego spadek aktywności. W trakcie godzinnego spaceru spalamy ok. 300 kcal. A jeśli chodzi o aktywność związaną z pracą, typu pójście na przystanek, chodzenie po biurze i powrót do domu, to dochodzi spokojnie 300 – 400 kcal, których nie zużywamy, kiedy zostajemy w domu".

Według danych WHO statystyczny obywatel przytył w czasie pandemii 2 kilogramy. To jednak średnia, o tym, ile przybraliśmy na wadze, wiemy najlepiej sami.

Mam jednak wrażenie, że najwięcej przytyły dzieci i to właśnie te z roczników szkolnych. Gdy ich nauczyciele, koledzy i rodzice zostali zamknięci w wirtualnej rzeczywistości, nie miały wyboru i zrobiły to, co mogły. Zatopiły się w internecie.

Do tego doszły głupie restrykcje co chwilę wprowadzane przez rząd. Zakaz wychodzenia na dwór dzieci do 14 roku życia, zdjęcie zakazu. Zamknięcie basenów, siłowni i klubów, które prowadziły zajęcia fizyczne także dla dzieci. A gdy nie ma gdzie wyjść, najlepiej odpalić film i coś przy nim schrupać.

W internecie nie brakuje postów matek piszących o tym, że ich córka/syn przytyli 6,8,12 kilogramów i lekarz internista się zaniepokoił ich wyglądem. Rodzice sami dostrzegają, że dotychczas pełne energii dzieci stały się ospałe i niechętne aktywnościom.

Tym bardziej że przykład szedł z góry. Niewielu rodziców przy obowiązku łączenia pracy i obowiązków domowych, które nie były oddzielone grubą kreską, a kręciły się 24/7, miała czas na ćwiczenia.

A zmuszenie do aktywności fizycznej znudzonego i zmęczonego psychicznie nauką zdalną dziecka graniczyło z cudem.

Cała nadzieja w pogodzie, bo jeśli wiosna rozkręci się na dobre, jest szansa, że wszyscy ruszymy się z domu, złaknieni przyrody i aktywności, powinniśmy pozbyć się nadmiaru kilogramów.

A jeśli po półtora roku izolacji nie uda nam się pozbyć nabytych w czasie pandemii nawyków, zgotowaliśmy naszym dzieciom piekło. Już od kilkunastu lat mówi się o epidemii otyłości, która zbiera żniwo w kolejnych pokoleniach.

Ten proces przyspieszyła kwarantanna. Widzę tu niestety winę rodziców i nauczycieli, którzy nie popchnęli dzieci do aktywności fizycznej. Nie kazali ustawić krokomierzy czy bali się złej pogody na dworze.

Widzę tu zagrożenie dla ich zdrowia, którego nie da się wymówić ciałopozytywnością.

Proszę, gdy dzieci wejdą do szkół w czerwcu, nie sadzajcie ich w ławkach. Wypuśćcie je na szkolne boiska i pozwólcie być dziećmi. A po lekcjach weźcie je na spacer do parku, ale niekoniecznie zwieńczony lodami.