Obca kobieta podchodzi i bez słowa wyciąga ręce. Moje dziecko to nie szczeniak, żeby je głaskać!

Marta Lewandowska
Normalne zakupy z dzieckiem, pcham wózek, mam oczy dookoła głowy, bo przecież ta łatwo stracić z radarów kogoś, kto nie ma jeszcze 100 cm wzrostu. Młody jest wesołym dzieckiem, ma wielkie niebieskie oczy i blond czuprynę, która niezależnie od moich starań wygląda zawsze, jak uczesana wiatrem. To takie dziecko, do którego obcy ludzie zawsze się uśmiechają. Ale często przekraczają granicę.
Dziecko ma prawo do zachowania przestrzeni osobistej. Przestańcie je głaskać! Flickr.com

Dziecko nie jest dobrem narodowym

Już byliśmy przy kasie, kiedy Młody podbiegł do okna, wdrapał się na parapet, usiadł z lizakiem w buzi i zawadiackim spojrzeniem. Do wszystkich, którzy przechodzili obok niego, mówił "dzień dobry". Ludzie uśmiechali się i odpowiadali. Aż nadeszła ona.

Kobieta około 60. podeszła do mojego dziecka, które akurat podśpiewywało coś pod nosem i wzięła jego buzię w ręce. "Ale jesteś śliczny, może pójdziesz ze mną?" Kasjerka zmroziła ją spojrzeniem, zrobiłam krok do przodu i wzięłam dziecko na ręce. Musiałam mieć bardzo groźną minę, bo kobieta nieomal wykrzyczała "Ja nic mu nie robię!".


A jednak. Przerażona mina Młodego sugerowała coś zupełnie innego. Moje dziecko ani żadne inne, nie jest dobrem narodowym. Ma opiekunów, którzy zapewniają mu możliwie najlepsze warunki do życia i rozwoju i troszczą się o jego bezpieczeństwo, więc przestańcie lecieć do dzieci z łapami!

Każdy chce dotknąć

Takich sytuacji, jak ta z ostatnich zakupów, przez blisko 11 lat mojej rodzicielskiej historii, było wiele. Ciągle jakaś babcia podszczypywała policzki moich dzieci. Jakiś przechodzień kładł rękę na czuprynie siedzącego w wózku malucha. Zdarzało się, że szeroko komentowano, że taki mały i bez smoczka "mama musi kupić". W skrajnych przypadkach ktoś brał dziecko za rękę i mówił "chodź ze mną".

Ludzie kochani! Czy wy zastanowiliście się kiedyś, jaki to stres dla dziecka? Może pomyślicie, że jestem okropna, ale zawsze reaguję ostro. Stanowczo mówię, że nie życzę sobie, żeby dotykać mojego dziecka. Kiedyś Pierworodny głośno gadał na placu zabaw, Młodszego usypiałam w wózku i poprosiłam, żeby był ciut ciszej, bo wybudza brata.

Obok przechodziła jakaś kobieta i niewiele myśląc, powiedziała "Jesteś niegrzeczny, to ja cię zabiorę". A we mnie aż coś podskoczyło. Tyle zła w jednym zdaniu. Nikt nie ma prawa zachowywać się w ten sposób. Pomijając kwestię stygmatyzacji dziecka, poprzez używanie określeń grzeczny — niegrzeczny, takie sytuacje rodzą w dziecku lęk. Trzylatek nie wie, czy pani go naprawdę zabierze, czy żartuje.

Dziecko to człowiek, tylko trochę mniejszy. Czy ta pani, która zaczepia twojego przedszkolaka, byłaby zadowolona, gdybyś to ty poszczypała ją w policzek, albo powiedziała jej, że jest niegrzeczna? Pewnie niekoniecznie. Więc skąd pomysł, że z dzieckiem można pozwolić sobie na więcej? Trudno jest mi pojąć takie zachowanie. To taki czwarty trymestr klepania po brzuchu?

Zawsze po stronie dziecka

Dziecko musi czuć, że niezależnie od wszystkiego nie pozwolisz nikomu go zabrać, skrzywdzić. Przyzwolenie, na przekroczenie granicy dotyku przez obcych ludzi, sprawia, że dziecko czuje się niepewnie, naruszona zostaje jego przestrzeń osobista. Skąd taki maluch ma wiedzieć, że ten dotyk obcej osoby jest dobry, a tamten już nie?

Jako rodzice mamy obowiązek nauczyć dzieci mówienia nie i stawiania granic, dlatego już od najmłodszych lat powinniśmy stanowczo reagować, kiedy ktoś przekracza cienką linię. Zły dotyk, to nie tylko ten z podtekstem seksualnym. Nie obchodzi mnie, że ktoś obcy pomyśli o mnie, że jestem wariatką, interesuje mnie wyłącznie dobro moich dzieci.