"Skończę na bruku lub w kaftanie bezpieczeństwa". Postawieni pod murem rodzice mają dość!
W związku z trzecią falą koronawirusa rząd wprowadził kolejne obostrzenia. Od soboty zostają m.in. zamknięte przedszkola i żłobki, czyli w tym momencie wszystkie dzieci bez względu na wiek zostają w domu. Rodzice na forach internetowych nie kryją swojej frustracji, ale też przerażenia. "Skończę w kaftanie bezpieczeństwa” – pisze jedna z mam.
- Rząd podjął decyzję o zamknięciu przedszkoli i żłobków, rodzice nie kryją swojej frustracji i przerażenia.
- Wiele osób nie może wziąć opieki nad dzieckiem, nie wie, z kim zostawić dziecko na czas obostrzeń.
- Rodzice czują się pozostawieni sami sobie, uważają, że rząd nie ma żadnego planu.
Doskonale rozumiem, co ma na myśli mama, gdy pisze o "kaftanie bezpieczeństwa", bo moje starsze dziecko uczy się zdalnie od kilku miesięcy, drugie (jest w 1 klasie szkoły podstawowej) raz chodzi do szkoły, by po chwili znów przejść na nauczanie zdalne. Ta niepewność sytuacji, dostosowywanie się wciąż do zmian, przygnębienie i huśtawka nastroju dzieci chyba już wszystkim rodzicom dają się we znaki.
Od października zdalnie uczą się dzieci od czwartej klasy wzwyż, tydzień temu ponownie na naukę zdalną przeszły klasy 1-3 szkoły podstawowej, teraz przyszedł czas na najmłodsze dzieci – rząd ogłosił zamknięcie przedszkoli i żłobków.
Przepłacę to własnym zdrowiem
Na grupach wsparcia, ale też w prywatnych rozmowach, które zdążyłam już odbyć z koleżankami dominuje frustracja i bezradność. Z jednej strony każdy, kto obserwuje codzienne wskaźniki zachorowania na covid-19 i umieralność, zdaje sobie sprawę, że sytuacja pogarsza się z dnia na dzień. z drugiej strony rząd wprowadza nowe obostrzenia, ale całe obciążenie z powodu podjętych decyzji, spada na rodziców.
"Ja oszaleję. Już naprawdę trudno pracuje mi się online w sytuacji, gdy lekcje zdalne ma Gabrysia (chodzi do 1 klasy), a teraz jeszcze w domu będzie mój 4-letni syn. On wymaga ciągłej uwagi, nie zajmie się sam sobą, muszę mu poświęcić czas. Będę rozdarta między zajmowaniem się dziećmi, nauką zdalną i własną pracą. Przepłacę to własnym zdrowiem psychicznym” – napisała mi w smsie koleżanka.
W podobnym tonie wypowiadają się mamy w komentarzach lub internetowych grupach wsparcia. Piszą, że skończą "w kaftanie bezpieczeństwa”, że mają już dość, że są na skraju wytrzymałości psychicznej. Martwią się też o samopoczucie dzieci, które odizolowane od rówieśników stają się bardziej wycofane, "zdziczałe”, obserwują ich regres, a zarazem za wszelką cenę szukają atencji rodziców.
Nikt się nami nie przejmuje
- Jestem wkurzona, bo przecież można byłoby spróbować to rozwiązać inaczej. Szkoły zostawić w trybie hybrydowym, w przedszkolu zmniejszyć liczebność dzieci w grupie, rzeczywiście przestrzegać reżimu sanitarnego, a nie tylko udawać, że się go przestrzega, więcej wietrzyć lub spędzać czas na dworze.
Nie wiem, nie ja jestem od wymyślania strategii rządu, ale to, co robi, to żadne rozwiązania. Nikt nie przejmuje się ani dziećmi, ani rodzicami – mówi mama, która jedno dziecko ma w piątej klasie, a drugie w przedszkolu.
Nawet te mamy, które pracują na umowę o pracę i przysługuje im opieka nad dzieckiem przyznają, że to dla nich trudna sytuacja.
"Pracuję w prywatnej firmie, brałam już raz opiekę, nie wezmę po raz kolejny, bo mówiąc wprost – nie chcę stracić pracy. Będę musiała prosić o pomoc moją mamę, dobrze, że przyjęła już pierwszą dawkę szczepionki. Mam nadzieję, że nie narazimy ją na zachorowanie, ale nie mam innego wyjścia. Nie mogę stracić pracy, zwłaszcza teraz, bo z czego będę żyć?
To wszystko jest jakiś dramatem. Czuję, że jako rodzic zostałam zostawiona samej sobie, bez jakiegokolwiek wsparcia czy pomocy. I co gorsza, nikt nie ma planu, co dalej" – pisze w mailu nasza Czytelniczka.
No właśnie, co dalej? Chyba jak mówi przysłowie: "Umiesz liczyć? Licz na siebie". Nam, rodzicom nie pozostaje niestety nic innego, by polegać tylko i wyłącznie na sobie.
Może cię zainteresować także: Jeszcze twardszy lockdown. Minister podał co ze żłobkami i przedszkolami