Mój 3,5-latek przeklina w miejscach publicznych. Wychodzę na jakąś "patologię”

Iza Orlicz
Choć od najmłodszych lat staramy się uczyć nasze dzieci zasad kulturalnego zachowywania się, często stawiają nas one w trudnych czy krępujących sytuacjach. Mój syn przeżył kilkumiesięczną fascynację "brzydkimi” słowami i przyznam szczerze, że ten czas wspominam koszmarnie.
Co zrobić, gdy nasze dziecko zaczyna nagle mówić "brzydkie" wyrazy? pixabay


Nie uczę syna etykiety jak na królewskim dworze, ale uważam, że od najmłodszych lat warto wpajać dziecku podstawowe zasady savoir-vivre. Nauka magicznych słów, czyli "proszę”, "dziękuję”, "przepraszam”, mówienie "dzień dobry” sąsiadom, przepuszczanie w drzwiach kobiet, zarówno tych dorosłych, jak i tych kilkuletnich. To taka podstawa. Niestety na jednej płaszczyźnie poniosłam (i trwało to jakiś czas) całkowitą porażkę.


Nie przeklinam przy dziecku


Zanim syn nie poszedł do przedszkola, nie znał tzw. „brzydkich” słów. Oczywiście zdarza mi się przeklinać, ale bardzo pilnuję się, by nie robić tego przy dziecku. Niestety wyostrzone ucho malucha zawsze usłyszy to, czego nie powinno i jak miał może z dwa latka usłyszałam z jego słów „kuwa”, ale było to jednorazowy incydent, którym nie zawracałam sobie więcej głowy.

Gdy rozpoczął swoją przygodę z przedszkolem, nie tylko szybko odkrył, jaka to frajda mieć dużo kolegów, poszerzył też zakres swojego słownictwa. Również o te mniej przyjemne dla ucha wyrazy, np. uwielbiał powtarzać: dupa, dupa, dupa albo sraj, sraj, sraj.

Ostrzeżona przez moją koleżankę nie popełniłam jej błędu i nie śmiałam się z jego nowych "słówek”, choć przyznaję, że w ustach 3-latka brzmią one całkiem śmiesznie. Nie starałam się też za bardzo oburzać, żeby nie wywołać reakcji, że mój syn będzie powtarzał te wyrazy, by zwrócić na siebie uwagę.

Tłumaczyłam, że tak nie można mówić, że ja i tata tak się nie odzywamy, że owszem, niektórzy dorośli używają takiego słownictwa, ale dzieci nie mogą ich wypowiadać. Jak mantrę powtarzałam: "Nie podobają mi się te słowa. W naszym domu się ich nie używa. Są nieładne i nieeleganckie”.

Ten wzrok innych mam


Gdzieś jednak popełniłam błąd, bo moje dziecko kilkukrotnie, niestety w miejscach publicznych, wystawiło mnie na próbę. Zdarzało się, że w sklepie lub parku pełnym ludzi krzyczał na całe gardło: "O kuwa, mama zobacz” (dobrze, że jeszcze wtedy nie wymawiał "r”) albo na placu zabaw, bo gdy nie radził sobie z jakąś towarzyską sytuacją, głośno komentował: "Dupa” lub "Dupsko”.

Wielokrotnie czułam się bardzo niekomfortowo, bo inne mamy czy babcie patrzyły na mnie mało przyjaźnie. Zastanawiałam się, czy tylko ja mam taki problem z synem? Tylko mój kilkulatek używa "takich" słów? Naprawdę starałam się wszelkimi sposobami "wyplenić” ze słownika mojego dziecka wulgaryzmy, ale okazało się, to trudniejsze niż myślałam.

Co pomogło? Tak naprawdę nie wiem. Powtarzałam swoje ("Nie mówimy tak w naszym domu”) i starałam się nie zwracać uwagi na zszokowane spojrzenia obcych ludzi, którzy usłyszeli moje dziecko w miejscach publicznych. Po kilku miesiącach po prostu… przestał używać takich słów. Może mu się znudziły, może zrozumiał, że na nikim nie robią wrażania, może z nich "wyrósł”. Jednak po tym kilkumiesięcznym doświadczeniu jestem jak najbardziej daleka od oceniania innych rodziców i ich małych dzieci, które mówią "brzydkie” wyrazy i traktuję tego typu sytuacje z pełną wyrozumiałością.