Ci w moim wieku ledwo skończyli studia. Chcę faceta, który zapewni mi więcej niż wynajętą kawalerkę

List do redakcji
"W pewnym momencie po prostu uświadomiłam sobie, że jak zabawny i uroczy nie byłby chłopak w moim wieku, to maksimum tego, co może mi zaproponować, to wynajmowana kawalerka. Ze starszym facetem nie martwię się o podstawowe kwestie i nie rozumiem, dlaczego moje przyjaciółki ciągle latają za rówieśnikami, by potem poziomem życia płacić za ich niezaradność".
Nie chcę faceta w moim wieku. Szukam takiego, który zapewni mi byt Pexels.com

Albo mężczyzna albo chłopiec

Miałam facetów w moim wieku, czy raczej "chłopaków" w moim wieku. W liceum taki chłopak mógł mnie co najwyżej zaprosić na pizzę za pieniądze z kieszonkowego, na studiach zabrać na kawę w modnej kawiarni, która i tak była sporym wydatkiem dla oszczędzającego na wszystkim studenta.
W czasie studiów więc o drogich rozrywkach można było zapomnieć i nie myślcie, że jestem materialistką, która obwiniała ich za to – przeszkadzało mi to, ale sama też nie miałam na to kasy. To tylko stwierdzenie faktu.


Jeśli komuś rodzice nie dokładali, to poza opłacaniem pokoju i wyjściem na studencką kawę albo piwo, o rozrywkach można było zapomnieć.

Nawet gdy umawiałam się z chłopakiem i zaczynało między nami iskrzyć, to po paru randkach "na mieście" chcieliśmy przenieść się w jakieś ustronniejsze miejsce. Ale on przecież wynajmuje kawalerkę z kolegą, śpi u kuzynki matki, ma pokój z bratem w akademiku, albo śpi w jednym łóżku z psem właściciela mieszkania...

Starszy mężczyzna doceni cię bardziej

Tak czy owak o prywatności można było zapomnieć. Zresztą nie chodzi mi tylko o kwestie materialne, chodzi o sam fakt, że faceci w moim wieku zazwyczaj najdalej myślami wybiegali do kolejnej sesji.

Mając 24 lata (a przecież niektórzy w tym wieku są po ślubie, mają dzieci) tworzyłam związki z równolatkami, w których czułam się jak w związku z gimnazjalistami.

Miałam dość randek i studenckiego życia, aż wreszcie o numer telefonu poprosił mnie facet, który wyglądał na starszego i który normalnie nie byłby w kręgu moich zainteresowań. I wiecie, nie miał 50 lat, miał 35, ale jeszcze niedawno na kolesi w wieku 30 lat patrzyłam jak na dziadków – sorry panowie, ale tak to wygląda w umyśle 20-latki.
Miał na imię Marcin, pracował w IT. Zamiast kurtki z kapturem i butów sportowych nosił elegancki płaszcz i dopracowany zarost. Nie zaprosił mnie na kawę, tylko do drogiej restauracji. Nie spotkaliśmy się na miejscu, tylko przyjechał po mnie. Nie uberem ani skodą mamy, tylko swoim wygodnym autem.

Gdy chcieliśmy się spotkać, zapraszał mnie do swojego mieszkania. Tam sam robił kolację, przychodził do mnie z drinkiem i... był mną zachwycony. Zawsze uważałam się za atrakcyjną kobietę, ale chłopcy w moim wieku mają zawyżone wymagania.

Żyją instagramowymi modelkami, gwiazdami porno i fitnesiarami. Normalna dziewczyna nie zrobi na nich takiego wrażenia.

On był mną po prostu oczarowany, uważał mnie za naturalną młodą piękność, mówił że to on ma szczęście, że taka kobieta jak ja chce z nim spędzać czas. A to on był przystojnym facetem na poziomie.

Wzięłam faceta dla pieniędzy?

Z Marcinem się nie udało – niezgodność charakterów, ale od tego czasu zaczęłam spotykać się wyłącznie ze starszymi facetami. Różnica wieku nie była bardzo duża – 10 lat było optymalnie. Ale tych facetów od moich rówieśników różniło wszystko.

Dzisiaj jestem związana z Michałem. Mieszkamy razem od 3 lat. Ja się do niego wprowadziłam, mieszkanie czekało na mnie gotowe. Od moich "psiapsiółek" usłyszałam nieraz, może nie wprost, ale za plecami, że wzięłam sobie faceta dla pieniędzy, że chodzi mi o wygodne życie.

I nie rozumiem w czym tkwi zarzut. One mówią wprost o tym, że ich facet nie może być łysy, gruby, fajnie żeby ćwiczył. Szukają wśród naszych rówieśników, którzy kilka lat wcześniej skończyli studia.

Wynajmują z nimi ciasne mieszkania albo wprowadzają się do domu teściów, bo to jedyna sensowna finansowo opcja. Żyją z "chłopaczkami", którzy są zadowoleni, jeśli po pracy mogą wyrwać się na piwo z kolegami.

Z facetami, którzy uważają się za romantyków, jeśli na dzień kobiet kupią swoim wybrankom po róży. A o przyszłości lepiej z nimi nie gadać – chociaż moje koleżanki i tak to robią. Miesiącami jęczą o pierścionki zaręczynowe, a potem dostają wyproszoną biżuterię, na którą luby nie wydał więcej niż równowartość kilku dniówek.

I chociaż brzmię teraz dla was jak najgorsza materialistka - tu nie chodzi tylko o biednych-młodzików i starszych bogaczy. Chodzi o to, że faceci dojrzewają później, wymaga się od nich mniej, później myślą o założeniu rodziny, stąd równolatek nie jest dobrym kandydatem na faceta.

Obserwuję moje koleżanki, które dla własnych facetów są matkami prasującymi im skarpetki i przypominającymi, żeby nakarmili kota, jak wrócą z pracy.

Uważam, że każda kobieta zasługuje na partnera, który dotrzyma jej tempa, będzie ją popychał do przodu, motywował, a nawet radził. Dla którego nie będzie matką, a przyjaciółką, kochanką, partnerką.

Mężczyznę, który w wielu kwestiach przyjmie postawę opiekuna, który po prostu się nami zajmie, będzie miał przyjemność z rozpieszczania nas, a my odwdzięczymy mu się tym samym.

Więc zamiast narzekać na niezaradnych facetów, po prostu zacznijcie ich szukać w starszych rocznikach. Takich, którzy zdążyli już dojrzeć do doceniania kobiet w swoim życiu.