W każdym twardzielu tkwi wrażliwiec? Zadałam facetom jedno pytanie, odpowiedzi złamią wam serce

Agnieszka Miastowska
Kobiety są z Wenus, mężczyźni z Marsa. Faceci mają problem z okazywaniem uczuć, a kobiety są nad wyraz emocjonalne. Dorastamy, singlujemy i wchodzimy w związki przesiąknięci stereotypami, które sprawiają, że porozumienie się (nawet z własnym!) facetem jawi się czasem jako niemożliwe. Postanowiłam zapytać więc znajomych mężczyzn wprost o to, co chcieliby słyszeć częściej od swoich kobiet. Odpowiedzi rozczuliły i złapały mnie za serce.
Każdy facet kryje w sobie wrażliwca. Zapytałam mężczyzn co chcą usłyszeć Kadr z serialu "Wikingowie"

Co chciałbyś słyszeć częściej od swojej kobiety?

Mateusz (33 lata): Przede wszystkim "kocham cię". Najpierw, jak zaczynaliśmy związek, wstydziła się to mówić. A potem ze wstydu przeszła w niechęć do okazywania uczuć. Jakby uważała, ze skoro jestem facetem, to ja już nie muszę tego słyszeć. Chciałbym też być na co dzień bardziej doceniany.
Tak u nas w domu jest już ze wszystkim, że jeśli coś zrobię źle, to od razu coś z tego powodu usłyszę (a przecież każdy się myli!) albo prędzej czy później zostanie mi to wypomniane.


I to raczej prędzej niż później. Wreszcie chciałbym, żeby bardziej wierzyła w moje pomysły. Żeby nie traktowała ich z automatu jako złych. Ciągle słyszę, że to jej trzeba posłuchać, że to ona ma rację, że to jej trzeba zaufać. A mi nie. Ja jestem durniem, który powinien tylko robić to, co ona mówi. Bo ona ma rację.

I tak samo chciałbym mieć czasem prawo do słabości. Żeby rozumiała, że coś mnie przytłacza, że mi ciężko w pracy, żeby widziała, że się przepracowuję i czasami naprawdę odcina mnie ze zmęczenia a nie dlatego, że ona mnie nudzi. Chciałbym czasem po prostu poczuć, że ona we mnie wierzy i docenia to, co robię.

Piotr (44 lata): Kocham Cię? Ja słyszę od niej "kocham cię", ale to są słowa rzucane mi bez żadnych emocji, jak wydukane "jestem", gdy nauczycielka w szkole sprawdzała listę. Mówi mi to, gdy wychodzę do pracy, ale co z tego?

Gdy wracam z pracy, razem jemy obiad, rozmawiamy o tym co działo się w pracy, nudniej niż z nowym kolegą z biura.

Ona wcale nie wygląda na zadowoloną, że mnie widzi. Gdy mówi "kocham cię" nie czuję, jakby szło za tym coś więcej. Więc może chciałbym usłyszeć: cieszę się, że cię widzę? Albo "tęskniłam za tobą". Ale takie szczere.

Niedawno, gdy wróciłem z pracy wcześniej, po kilku godzinach zapytałem dla żartów, czy zdążyła się stęsknić - ona odburknęła, że niby jak, skoro widzimy się codziennie. To zabrzmiało tak, jakby naprawdę miała mnie dość.

Chciałbym też czuć, że mimo kilkunastu lat w małżeństwie ona... nie żałuje tej decyzji, bo mimo że nie mamy jakichś większych problemów w związku, to czasem jak patrzy na mnie znudzona, zastanawiam się, co sobie o mnie myśli.

Chciałbym usłyszeć, że chociaż mam więcej zmarszczek, a broda mi nawet siwieje, to nadal jestem dla niej fajnym facetem, ciekawym gościem, który jej się podoba, z którym dzisiaj poszłaby na tą kawę, tak samo jak pierwszy raz dwadzieścia lat temu.

Marcin (27 lata): Od mojej dziewczyny chciałbym słyszeć więcej komplementów. I nie wiem skąd wziął się ten naiwny pogląd, że mężczyźni nie umieją przyjmować czy nie chcą słuchać komplementów.

Ja prawie codziennie podkreślam, że jest piękna, że w żadnych dżinsach nie wygląda grubo, zwracam uwagę na jej makijaż. Nie wiem za to, kiedy ona sama z siebie powiedziała mi coś miłego. Wbrew pozorom nawet pewni siebie faceci są dość mocno zakompleksieni.

Ale jak mają nie być, skoro od własnej dziewczyny nie mogę usłyszeć, że jestem przystojny, że wyglądam dobrze? Czasem, gdy idę z nią po mieście, czuję się po prostu jak z niższej półki.

Boję się, czy ktoś mi jej nie zgarnie sprzed nosa. I może nie myślałbym tak obsesyjnie o tym, że ją stracę, gdybym wiedział, że ona we mnie też "coś" widzi, że kręcę ją równie, co ona mnie, że jestem kimś, kto na nią zasługuje?

Łukasz (36 lat): Teraz mnie wyśmiejesz, ale czasami chciałbym być traktowany jak mały chłopiec. I nie chodzi o to, żeby mi prała, gotowała, wyręczała we wszystkim. Chodzi może o takie zaopiekowanie się mną.

Gdy czasami czuję, że od pracy łeb mi pęka, że muszę jeszcze załatwić milion spraw to marzę tylko o tym, żeby cofnąć się do czasów, gdy ktoś załatwiał te "dorosłe rzeczy" za mnie.

Albo żeby ona przyszła do mnie i powiedziała, że wszystko będzie dobrze, że ze wszystkim sobie poradzę, żeby przytuliła mnie i poużalała się ze mną nad tym, jaki jestem w tym wszystkim biedny.

Takie zwykłe wygłupy, pocieszenie, wsparcie to rzeczy, których cholernie mi brakuje. Czasem czuję się w tym związku jak taki stary dziadek i fajnie byłoby po prostu się z nią powygłupiać, jak dwójka szkolniaków.

Albo cofnąć się jeszcze dalej, do czasów kiedy byłem małym chłopcem, którego ona ucałuje, przytuli i powie, że się nim zaopiekuje. Puść to bez mojego imienia, ale szczerze uważam, że każdy facet tak naprawdę jest małym chłopcem, który chce, żeby się nim zaopiekować. Pozwolić mu na słabość, płacz i pokazać mu, że czasem naprawdę może odpuścić, ale ty wtedy będziesz obok niego.