Sąsiadka wywiesiła kartkę "Uszy bolą...". Zmroziło mnie, lecz odpowiedziałam
Nie chcesz krzyczeć na dziecko, ale wciąż tracisz cierpliwość i kończy się tak jak zwykle? Nie jesteś jedyna! Każda z nas wie, jak wymagająca jest matczyna codzienność i każda stara się być najlepszą mamą na świecie. Ale czasem wybuchamy, bo jesteśmy tylko ludźmi. Czasami nasz krzyk jest po prostu wołaniem o pomoc.
- Większość rodziców czasem krzyczy na dzieci. Krzyczymy na dzieci z bezsilności, a potem dopadają nas wyrzuty sumienia.
- Krzyk to przemoc. Czy powinniśmy reagować, gdy słyszymy, że sąsiedzi krzyczą na dzieci? Nasza czytelniczka opowiedziała swoją historię, w której sąsiadka zwróciła jej uwagę na to, że krzyczy na dzieci.
- Jej opowieść to dowód, że czasem wtrącanie się, to tak naprawdę wyciąganie pomocnej dłoni.
Może cię zainteresować także: Zamiast krzyczeć na dzieci, wypowiedz te 2 zdania. Ten sposób pokochali rodzice
Krzyk to wyraz bezsilności
Chciałabym podzielić się moją historią, bo zdaję sobie sprawę, że niejedna mama może mieć w domu podobną sytuację. Mam trójkę dzieci (11, 5 i 3 lata). Mój mąż bardzo dużo pracuje, nie ma go praktycznie od rana do wieczora, a kiedy wraca, nie ma już na nic siły.
Ja całe dnie pozostaję sama w domu. Czasami naprawdę już nie wytrzymuję i tracę nad sobą panowanie. Najstarszy syn krzyczy na resztę rodzeństwa, żeby byli cicho, bo ma szkołę. 5-latek i 3-latka naprawdę mocno rozrabiają. Moja córka jest typowym high need baby, potrzebuje mojej nieustannej uwagi.
Nie jestem w stanie zrobić sama NIC. Ciągłe "Mamo!", awantury o zabawki, wyjścia, trzymanie na rękach, moje dzieci są wszędzie. Naprawdę bardzo je kocham i chciałabym dla nich jak najlepiej, ale ostatnimi czasami m.in. przez to nieustanne siedzenie w domu, po prostu wybuchałam i krzyczałam.
Było mi wstyd. Płakałam wieczorami, ale kolejnego dnia znów było to samo. Przemęczenie, stres i brak odpoczynku robiły swoje. Czułam się złą matką, a do tego po kilku dniach zdarzyła się rzecz, która jeszcze bardziej mnie dobiła..
Na klatce schodowej, na tablicy znalazłam karteczkę, na której było napisane: "Do pani z mieszkania nr 34, uszy bolą, kiedy pani tak krzyczy na dzieci. Chętnie powiem pani, w jaki sposób inaczej sobie poradzić". Był podpis: "Troskliwa sąsiadka" i numer telefonu.
Zdenerwowałam się. Zrobiło mi się gorąco, chciałam zapaść się pod ziemię. Dlaczego jakaś obca kobieta wtrąca się w życie mojej rodziny? To już naprawdę była przesada...
Nie dość, że sama czuje się z tym wszystkim źle, to jeszcze ktoś zwraca mi uwagę. Zwinęłam kartkę w kulkę i bezmyślnie wrzuciłam do kieszeni płaszcza, nie mogąc jednak przestać myśleć o całej tej sytuacji.
Gniew i rozwiązanie
Oczywiście na początku zaczęłam się zastanawiać, która sąsiadka mogłaby napisać coś takiego. To mógł być każdy, bo w naszej klatce jest tylko kilka mieszkań i głos się bardzo niesie.
Metodą eliminacji wytypowałam jedną panią i trafiłam.
Po trzech dniach, kiedy mój gniew nieco opadł, postanowiłam, że zadzwonię. Nie wiedziałam, co powiem, ale uznałam, że mleko się rozlało i jeśli nie zareaguję, to znaczy, że chowam głowę w piasku.
To była właśnie ta kobieta, którą podejrzewałam. Nieco starsza ode mnie matka dwójki nastolatków. Na początku powiedziałam oczywiście, to, co leżało mi na sercu: że nie powinna się wtrącać, niech zadba o swoje dzieci, co ją obchodzą moje.
Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam jej się wyżalać. Mówiłam, że to z bezsilności, bo męża ciągle nie ma w domu, a ja jestem z dziećmi non stop i już nie wytrzymuję. Opowiedziałam o tych trudnych momentach, kiedy puszczały mi nerwy. Ona zaczęła mówić, że dobrze to zna, bo ze swoimi dziećmi miała to samo i zapytała się, czy może mi jakoś pomóc.
Ta rozmowa dała mi naprawdę wiele. Przede wszystkim pierwszy raz od dłuższego czasu poczułam się zrozumiana i wysłuchana. A poza tym... zyskałam osobę, na którą mogę liczyć w moich trudnych macierzyńskich chwilach. Już się umówiłyśmy, że mój najstarszy syn pójdzie do sąsiadki w godzinach nauki zdalnej. Dzięki temu będzie miał trochę więcej spokoju, a ja nie będę musiała słuchać awantur.
Chciałabym powiedzieć wszystkim mamom: nie musicie się wstydzić. Wstydzić krzyczenia na dzieci i wstydzić zwrócenia uwagi drugiej matce, że podnosi głos. Ta karteczka na początku wywołała we mnie gniew. Ale po rozmowie z sąsiadką powiesiłam sobie ją na tablicy korkowej i staram się patrzeć w to miejsce, za każdym razem, kiedy mam dość.
Mam ogromne wyrzuty sumienia, ale tego też nie muszę się wstydzić. Kocham moje dzieci i chce być dla nich najlepszą mamą. Ta kartka przypomina mi o tym, że zawsze można naprawić swój błąd.
Wiem, że jestem silną mamą, która czasami doświadcza słabości tak jak każda z nas. Cała ta sytuacja sprawiła, że uczę się prosić o pomoc i życzę tego wszystkim mamom.