Po obejrzeniu moich zdjęć kobiety przestały się bać porodu. Odczarowałam obraz, który miały w głowie

Agnieszka Miastowska
– Zawsze, gdy jadę do pracy, to jadę zobaczyć cud. Każdy poród przebiega inaczej, jest inną wyjątkową historią. Za każdym razem jest ona naprawdę niesamowita. Ja nie kreuję rzeczywistości porodowej, ja ją zapamiętuję kadrami dla rodziców i tego dziecka, które właśnie się rodzi – mówi w rozmowie z Mama:du Ania Wibig, fotografka porodowa i założycielka Obiektywnie Najpiękniejsze.
Fotografia porodowa pozwala uchwycić cud. Anna Wibig o fotografii porodowej Instagram.com / @obiektywnienajpiekniejsze
Zdjęcia Ani Wibig znalazły się w galerii najlepszych fotografii porodowych 2020 r. w międzynarodowym konkursie Birth Becomes You’s 2020 Image Celebration. Postanowiłam porozmawiać z nią o tym, dlaczego fotografia porodowa w Polsce nadal nie jest popularna.

Jak sama mówi, nigdy nie namawia kobiet do zdjęć porodowych, ale chciałaby im pokazać, że jeden z najważniejszych momentów w ich życiu może zostać uchwycony z delikatnością i w poszanowaniu intymności. W Polsce nadal króluje przeświadczenie, że aparat czy kamerka na sali porodowej to jakaś dziwna fanaberia. Czy uważasz, że to się zmienia, że coraz więcej kobiet zgłasza się na takie sesje?


Na pewno fotografia porodowa w Polsce nie jest czymś powszechnym i oczywistym. Kobiety wiedzą, że mogą sobie zrobić ciekawą sesję ciążową albo noworodkową, ale zazwyczaj nie zdają sobie sprawy z tego, że także z porodu mogą mieć wyjątkową pamiątkę.

Ja nawet myślę, że reportaż z narodzin to takie połączenie zdjęć w ciąży i najpiękniejszych zdjęć maluszka, jakie można zrobić. Niedawno przeprowadziłam ankietę na temat fotografii porodowej wśród Polek.

Wypełniło ją dwa tysiące kobiet i okazało się, że matki nie mają zdjęć z narodzin swoich dzieci albo amatorskie fotki zrobione na szybko telefonem. Wynika to z tego, że nie mają w ogóle świadomości, że w czasie porodu jest przestrzeń na fotografię.

Większość mam wskazała jednocześnie, że teraz żałuje, gdyż nie pamięta wielu szczegółów z tych jakże ważnych chwil w życiu, a zdjęcia pozwoliłyby im wrócić do tych przeżyć.

Każde zdjęcie, zrobione nawet telefonem, czasem rozmazane, jest mega cenne. W Polsce większość to porody w szpitalach, a istnieje przekonanie, że w szpitalu się nie fotografuje. To miejsce, gdzie się przeprowadza procedury medyczne i co najwyżej robi zdjęcia do dokumentacji medycznej.

Zasadniczo kobiety, które decydują się natomiast na poród domowy są bardziej otwarte na fotografię porodową, gdyż nastawiają się w ogóle na inne doświadczenie porodu. Patrzą na poród jako na wyjątkowe wydarzenie, a nie taki medyczny obraz lekarza w kitlu, zwijającej się z bólu kobiety i zakrwawionego noworodka.
Archiwum prywatne / Anna Wibg
Niemniej porody domowe to tylko maleńki procent wszystkich porodów w Polsce. W tych ankietach okazało się także, że pierwsze skojarzenie z porodem to ból. Konkluzja zatem nasuwa się bardzo szybko – po co robić sobie pamiątkę z czegoś nieprzyjemnego, co kojarzy się z cierpieniem?

I to jest pytanie, które często pada, gdy mówię, że robię reportaże z narodzin: "ale co ty tam chcesz fotografować?". Widzę jednak, że to się zmienia. Gdy ja rodziłam swoje pierwsze dziecko, to w szkole rodzenia usłyszałam, że do porodu powinnam założyć stary podkoszulek męża, żeby potem go wyrzucić.

Od razu pojawia się w głowie pytanie: "to co takiego strasznego i brudnego się tam dzieje?". Dziś kobiety kupują sukienki do porodu. Nie są to absolutnie wymyślne kreacje, ale po prostu fajne koszule, które pozwalają na wygodny poród, podanie znieczulenia, przytulenie dzidziusia do piersi bez rozbierania się. Poza tym kobieta w niej ładnie wygląda i czuje się naturalnie, komfortowo.

Dziewczyny chcą celebrować to pierwsze spotkanie w życiu ze swoim dzieckiem. I jeśli narodziny są właśnie takim wydarzeniem dla rodziców, to wtedy naturalnie pojawia się chęć zatrzymania go na fotografiach.

Czy sesje wyglądają tak, że kobietom zależy na oddaniu naturalizmu porodu – niektóre zdjęcia bywają naprawdę mocne, intymne – czy może chcą mieć ładną fryzurę, być pomalowane i wyglądać po prostu ładnie?

Przede wszystkim nie powinniśmy używać słowa "sesja", bo to nie ma nic wspólnego z pozowaniem, przyjściem do studia fotograficznego. Ja na poród zabieram tylko swój aparat, bez lamp fotograficznych czy walizek sprzętu.

Fotografia porodowa jest rodzajem fotografii dokumentalnej. Zatrzymuję to, co się dzieje i w żaden sposób nie aranżuję momentów, nie ustawiam nikogo. Tu nie ma powtórek, żeby coś uchwycić inaczej.

"Sesja na porodówce" to najbardziej nietrafne określenie, jakiego można użyć. To jest reportaż. Rzeczy się po prostu dzieją swoim tempem, a to już moje zadanie, żeby znaleźć odpowiednią perspektywę, kompozycję, moment, kiedy naciskam spust migawki.

Stąd fotografka porodowa musi być przede wszystkim dobrą reportażystką. Szybko reagować na to, co się dzieje wokół, i radzić sobie z tym, że nie wiadomo co się
wydarzy za chwilę, a jednocześnie wychwytywać z otoczenia to, co później przy oglądaniu fotografii uruchomi emocjonalną pamięć u mamy czy taty.

Na pewno moje własne doświadczenia z porodów trzech córek też mi pomagają.
Każdy ma też swój styl fotograficzny. Ja w fotografii porodowej staram się wychwytywać emocje mamy i taty oraz relację miedzy rodzicami – spojrzenia, gesty.

Moim celem jest opowiedzieć o tym, jak się czeka na swoje dziecko i jak się je wita na świecie. Fizjologia jest tylko tłem. Gdy kobieta się do mnie zgłasza, to zawsze pytam, jak chciałaby, aby ten moment został zatrzymany na fotografiach.

Oglądamy różne moje zdjęcia, także te pokazujące fizjologiczne momenty porodu i wtedy
pytam, w jaki sposób mama chce być ukazana. Rozmawiamy, które ujęcia są ok, a które już są za mocne. Są kobiety, które mówią na przykład, że nie chcą być fotografowane w bólu, gdyż bólu nie chcą pamiętać.

I to jest jak najbardziej do zrobienia, bo podczas porodu nie odczuwa się bólu cały czas. Przychodzą skurcze, ale między nimi jest dużo miłości, wsparcia od partnera, wspólnego oczekiwania. I to są te budujące obrazy, które później wywołują reakcję – "Wow nie wiedziałam, że to tak wyglądało z boku. To niesamowite. Poród jest piękny". Kobiety piszą do mnie, że po obejrzeniu moich zdjęć przestały się bać porodu, że odczarowałam obraz, który miały w swojej głowie.

To dla mnie mega komplement. Oczywiście poród można sfotografować bardzo różnie. Gdy spojrzymy na te zdjęcia z konkursu Birth Becomes You’s 2020 Image Celebration, to można pokusić się o taką refleksję, że widać tam wiele fotografii w estetyce amerykańskiej.

Wiele nagości, fizjologii, krwi, w tle wiele osób, które towarzyszą przy porodzie. W Polsce dużo szybciej stawiamy granice intymności, za które nie chcemy nikogo wpuszczać. Myślę, że dziewczyny widząc moje portfolio wybierają mnie właśnie dlatego, że pokazuję piękno emocji towarzyszących porodowi, a nie staram się szokować na zdjęciach fizjologią.

Niemniej zdarzają się prośby od mam, żeby uchwycić również momenty bardzo intymne, np. gdy główka dziecka wyłania się na świat. Ja się oczywiście zgadzam i wkładam całe swoje serce, żeby takie ujęcia były estetyczne i ze smakiem.

Później materiał, który przygotowuję, jest dzielony przez rodziców na te ujęcia tylko dla nich i te zdjęcia, z których robię album i można go z dumą pokazać rodzinie, przyjaciołom bez epatowania nagością intymnych miejsc.

Czasem zdarza się tak, że kobiety proszą, by te najbardziej intymne zdjęci, wysłać tylko im i nawet mąż czy partner takich ujęć nie widzą. I to jest jak najbardziej okej. Ja to bardzo szanuję i dbam o komfort rodziców.

Uczestniczenie w czyimś porodzie to musi być niesamowite doświadczenie, ale też wejście w czyjąś intymność. Czy zanim spotkacie się podczas zdjęć, poznajesz przyszłe mamy, rodziców, żeby się ze sobą oswoić?

To prawda, że zapraszając mnie na narodziny dziecka, rodzice wpuszczają mnie do swojego świata bardzo głęboko. Dla mnie to ogromne wyróżnienie. Staram się zawsze spotkać z rodzicami przed porodem, aby mieć szansę się nawzajem poznać.

Ważne jest, żeby rodzice poczuli, czy jestem tą właściwą osobą do zaproszenia na takie wyjątkowe wydarzenie. Teraz z powodu pandemii częściej zdarza mi się spotykać z
rodzicami online.

Ale lubię ten osobisty kontakt, bo on pozwala bardziej wyczuć, czy jest "chemia" między nami. Może to się wydać śmieszne, ale tak właśnie jest, że fajnie poczuć, że "nadajemy na tych samych falach".

Trochę podobnie jak z położną – nie chodzi tu tylko o twarde umiejętności, ale o osobowość, sposób bycia. Wspólne oglądanie zdjęć i rozmowa o potrzebach to również podstawa dla mnie, aby zrobić reportaż tak, żeby podobał się rodzicom.

Mam świadomość, że te zdjęcia będą w tej rodzinie przez pokolenia i – jak to często słyszę – będą "największym skarbem" w archiwum fotograficznym. Chcę poznać wcześniej w komfortowych warunkach, na spokojnie przy herbacie, jakie są oczekiwania i wyobrażenia co do takiego reportażu, aby moje zdjęcia cieszyły rodziców i się im podobały.

Oczywiście poród jest nieprzewidywalny i nic się zaplanować nie da. Jednak na spotkaniu określamy ramy, w jakich się poruszam. To też jest ogromna odpowiedzialność, bo mam tylko jedną szansę, żeby sfotografować narodziny. Powtórek nie ma. Ważne jest więc przygotowanie. Spotkanie z rodzicami jest jego ważnym elementem.

Jakie to uczucie towarzyszyć przy porodzie komuś zupełnie obcemu i łapać tak intymne chwile z jego życia?

W ogóle o tym tak nie myślę. Nie jestem dla rodziców kimś przypadkowym – wybrali mnie, abym im towarzyszyła z aparatem. A ja jadę zobaczyć cud i to jest niesamowite. Narodziny dziecka to wielka dawka szczęścia i pozytywnej energii, która mnie po prostu uskrzydla. Jak wracam do domu, choć często zmęczona fizycznie po wielu godzinach fotografowania, to i tak czuję, że mogłabym góry przenosić.

Gdy jestem z rodzicami podczas tych chwil, to mam wrażenie, że nawiązuje się między nami szczególna więź. Jestem w kontakcie z nimi już po narodzinach. Dostaję później zdjęcia dzieci, które widziałam, gdy przychodziły na świat.

Jestem zapraszana na chrzciny, a raz nawet dostałam zaproszenie na ślub rodziców,
którym towarzyszyłam przy porodzie. To zupełnie inny rodzaj relacji niż przyjście do studia i zrobienia sesji w dwie godziny. Ja kocham ludzi, słuchać ich i przeżywać z nimi emocje, więc świetnie odnajduję się w takiej fotografii. Sama zaczęłam od fotografowania kobiet w studiu, sesji ciążowych i moi klienci byli bardzo zadowoleni, ale to nie było coś, co mnie wciągnęło.

Zdjęcia z porodów zachwyciły mnie swoją prawdziwością. Gdy udało mi się zrobić pierwsze zlecenie, przepadłam. Zrozumiałam, że to jest to, co mi w sercu gra. Innych sesji już właściwie nie robię. Wyjątkiem są prośby rodziców, których znam z porodu. A gdy kobiety proszą mnie o sesję ciążową, to odpowiadam zawsze: "dobrze, ale tylko w pakiecie z reportażem z narodzin!".

Może wiele kobiet nie decyduje się na fotografię porodową, bo boi się, że to odbierze intymność tej chwili?

Jeśli chodzi o intymność, to jest chyba największy mit, w szczególności, jeśli poród jest w szpitalu. W momencie, gdy kobieta rodzi, do sali porodowej wchodzi masa zupełnie obcych osób – położna, pielęgniarka, salowa, lekarz, studenci na obserwację.

Kobieta prawie nigdy nie jest w takim momencie zupełnie sama czy tylko ze swoim mężem. Oczywiście to są też osoby, które trzeba zaakceptować, ale mówienie, że akurat obecność fotografa zepsuje intymność, nie jest według mnie trafne. Poza tym moje doświadczenia pokazują, że dużo bardziej kobieta potrzebuje wsparcia w porodzie niż być sama. Chciałabym też podkreślić, że to, że kobieta zaprasza na narodziny fotografa, absolutnie nie oznacza, że zdjęcia zostaną opublikowane, trafią do Internetu czy zobaczą je wszyscy znajomi.

To mogą być zdjęcia tylko do zamkniętego albumu dla rodziców dziecka – wszystko zależy od nich. Ja na swoim profilu publikuję tylko te zdjęcia, na które godzą się rodzice. Zależy mi oczywiście na publikacji zdjęć, bo siłą fotografii jest to, że się ją widzi, a nie o niej opowiada, ale zgoda na publikację nie jest absolutnie warunkiem tego, żebym wykonała reportaż z narodzin. Rodzice decydują sami.

A jak reagują na ciebie ojcowie w czasie porodu?

To bardzo ciekawe, bo ojcowie mówią mi zazwyczaj, że okazałam się dla nich i dla matek wielkim wsparciem. Kimś z kim można było po prostu porozmawiać, pożartować, rozluźnić atmosferę.

Oczekiwać na poród jak na celebrację, a nie jak medyczną scenę, która powoduje stres i strach. Mogę zrobić herbatę, podać wodę, porozmawiać, pomasować, przytulić. Po prostu jestem. Sama rodziłam, mnóstwo porodów fotograficznych za mną, jestem w stanie coś rodzicom podpowiedzieć, dodać im otuchy, zmotywować kobietę, żeby zebrała siły.

Nie jestem widziana jako intruz, a jako pomoc i wsparcie. Często bardzo potrzebne. Na amerykańskich zdjęciach widać, że kobietom towarzyszy wiele osób: położne, ale często babcia, mama, kuzynka, przyjaciółki. Ja jestem też taką dodatkową osobą wspierającą.

Na pierwszym spotkaniu mówię rodzicom: ja jestem tak, jak mi pozwolicie, żebym była i jak będziecie tego potrzebować. Jeśli okazuje się, że jest potrzeba, żebym była "niewidoczna", to taka jestem. Ale naprawdę to bardzo sporadyczne przypadki. Porody bywają długie i to zupełnie normalne, że są momenty, kiedy robię zdjęcia, a są momenty, gdy wychodzę, bo mama chce być tylko z tatą i to jest zrozumiałe. Zawsze mówię mamom, żeby powiedziały mi wprost, jeśli poczują, że chcą zostać same.

To zupełnie naturalne, że one przechodzą przez wszystkie emocje. Często jednak to jest też kwestia wyczucia danego momentu w porodzie. Myślę, że moje doświadczenie pozwala mi poczuć kiedy powinnam trochę się wycofać, a kiedy mogę podejść bliżej.

To co chciałabyś powiedzieć przyszłym mamom, które może właśnie czytają ten wywiad?

Zobaczcie koniecznie moje reportaże i same oceńcie, czy takie zdjęcia Was przekonują. Myślę, że będziecie zaskoczone, jak bardzo one różnią się od obrazu porodu, który może właśnie macie w głowie. I nawet jeśli się nie zdecydujecie, żeby zaprosić fotografkę, to może zobaczycie inną perspektywę tego wydarzenia. Każdy poród jest wyjątkowy i piękny.