"Sąsiedzi grożą nam policją po każdych zajęciach". 7 absurdalnych sytuacji ze zdalnych lekcji WF-u

Magdalena Konczal
Wychowanie fizyczne jest przedmiotem, który bardzo trudno zrealizować w warunkach domowych. Chociaż nauczyciele często starają się, by lekcje w pandemii były interesujące, to okazuje się, że w tej kwestii nie ma idealnego rozwiązania. Oto 7 najbardziej absurdalnych sytuacji z lekcji WF-u w dobie nauczania zdalnego.
Jak wyglądają lekcje WF-u w czasie pandemii? fot. Agencja Gazeta
Kilka dni temu szef MEN w porannej rozmowie RMF FM powiedział, że podejmowane są działania, by zaktywizować nastolatków siedzących w domu. Jednak przez minione miesiące uczniowie byli pozostawieni sami sobie. Zamknięci w pomieszczeniach bardzo często zostali pozbawieni aktywności fizycznej.

Obecne lekcje WF-u pozostawiają wiele do życzenia. W dużej mierze nie jest to wina nauczycieli, którzy bardzo często starają się, by w ciekawy sposób zachęcić uczniów do aktywności i ćwiczeń. Poniższe sytuacje przedstawiają absurdy zdalnego nauczania.


1. Pływanie na sucho


Każdy, kto kiedykolwiek uczył się pływać, wie, że ćwiczenie pływania na sucho wcale nie jest czymś zaskakującym pod warunkiem, że... ostatecznie wchodzi się do wody. Tymczasem okazuje się, że niektórzy nauczyciele postanowili zaangażować swoich uczniów w "pływanie" po domu. Jak to wygląda w praktyce?

Dziecko zakłada strój i czepek, staje przed kamerką i wykonuje odpowiednie ruchy razem z nauczycielem. Pierwszą reakcją dla postronnego obserwatora, którym jest zazwyczaj rodzic, może być śmiech.

W rzeczywistości jednak to wcale nie jest zabawne. Czym innym będzie pokazanie się w stroju na basenie, a czym innymi przed kamerą. U niektórych dzieci może budzić to dyskomfort psychiczny.

2. Morsowanie na plusa


Nikogo nie dziwią już zdjęcia morsujących znajomych na Instagramie. Ten trend opanował całą Polskę. Okazuje się, że spodobał się nawet nauczycielom, którzy postanowili zaangażować w niego swoich uczniów.

– Kiedy ostatnio morsowałam, zauważyłam dwóch chłopców, którzy niechętnie weszli do wody. Zaledwie zamoczyli nogi, widać, że było im bardzo zimno. Na brzegu stała matka, która robiła im zdjęcia. Powiedziała, żeby pozdrowili panią Kasię. Dzieci, dygocąc z zimna, chciały od razu wyjść, ale matka chciała im zrobić jeszcze jedno zdjęcie. Nie zaobserwowałam, żeby byli z kimś doświadczonym. Kiedy odchodziłam, usłyszałam jedynie: "Czego się nie zrobi, żeby dostać plusika z WF-u" – mówi 25-letnia Maria, fanka morsowania.

Dzieci wchodzące do lodowatej wody bez nadzoru profesjonalisty – to pomysł na uzyskanie profitu w lekcjach wychowania fizycznego. Brzmi absurdalnie? Ale to jeszcze nie koniec zaskakujących historii.

3. WF widmo


Niektórzy rodzice wspominają, że u ich dzieci w rzeczywistości nie ma czegoś takiego jak lekcje wychowania fizycznego. Dlaczego? Nauczyciele stwierdzają, że nie mają jak przeprowadzić zajęć, więc zwyczajnie odpuszczają. Dzieci mają więc wówczas dobrowolną przerwę od jakichkolwiek aktywności.

– U mojego syna w szkole na początku odbywały się zajęcia, podczas których nauczyciel opowiadał o zdrowym żywieniu. Szybko jednak okazało się, że lekcje w ogóle się nie odbywają, pomimo tego, że w dzienniku widnieją oceny za aktywność... – mówi Anna, mama 15-latka.

4. Koszykówka w bloku


Niektórzy wuefiści są bardzo zaangażowani i nawet w czasie pandemii nie wymagają mniej niż zazwyczaj. Jak to wygląda w rzeczywistości?

– Mam dwóch synów, Jeden ma 9 lat, drugi 13. Nie są to małe osobniki, gabarytowo już niemal więksi ode mnie. Mają wspólnym pokój, niezbyt duży. Mieszkamy na 40 metrach kwadratowych. Do momentu, w którym na zdalnym nauczaniu wuefiści nie zaczęli poważnie podchodzić do swojej roli, czuliśmy się bezpiecznie i było wygodnie – śmieje się Iza.

Codzienne ćwiczenia na macie to jeszcze nic. Gorzej, kiedy uczniowie muszą w domach uprawiać sporty, wymagające raczej wielkiego boiska, a nie ciasnego pokoiku.

– Starszy na każde zajęcia musi być przebrany i gotowy do ćwiczeń, co na początku było w porządku, bo dzieci ćwiczyły przed monitorami tak, jak ćwiczy się z Lewandowską, czyli na macie. Cyrk zaczął się, kiedy przyszło wystawić oceny i zaliczyć wszystko "z podstawy". A w niej... kozłowanie piłką do koszykówki. Huk, bałagan i masakra, zwłaszcza, że syn kozłować potrafi średnio, a pokój jest bardzo ciasny. Sąsiedzi grożą nam policją po każdym wuefie i wcale im się nie dziwię – opowiada mama chłopców.

5. Quiz wiedzy o siatkówce


Kiedy jedni rodzice mają dość wszelkich aktywności w warunkach domowych, inni narzekają na nadmiar informacji, które dzieci muszą przyswoić na lekcjach wychowania fizycznego. Czego uczą się nastolatkowie? Technik pływania, historii sportów czy życiorysów sławnych sportowców.

– Moja córka ma 12 lat. Jest przeciążona nauką zdalną. Non stop siedzi przed komputerem – mówi Weronika. – Nie dość, że zadają mnóstwo zadań z j.polskiego czy matematyki, to jeszcze musi przygotowywać się do lekcji WF-u, bo nauczyciel bardzo dużo wymaga. To już jest przesada.

6. Jeżdżenie na nartach... w domu!


Nauczyciele starają się sięgać po różne rozwiązania. Było już pływanie bez wody, może być więc też jeżdżenie na nartach bez śniegu.

– Moja córka na lekcjach wychowania fizycznego uczy się jeździć na nartach. Nie ma swoich, więc pożyczyła od taty. Wszystko oczywiście odbywa się „na sucho”. Nie narzekam na taki WF. Zawsze to lepsze niż nierobienie nic – tłumaczy Marlena, mama 17-latki.

7. Filmik zamiast aktywności


Niektóre lekcje wychowania fizycznego wyglądają tak, że nauczyciel prosi uczniów o obejrzenie konkretnych filmików. Jednak ostatecznie kończy się to tym, że uczniowie nie są za bardzo zainteresowani przebiegiem zajęć.

– To nie jest żaden wf. Mój syn odpala film i kładzie się spać. Tak w praktyce wyglądają zajęcia. Chciałabym, żeby nauczyciel bardziej zachęcał ich do aktywności, np. biegania – żali się Aleksandra, mama 13-latka.

Niektóre sytuacje z lekcji wychowania fizycznego naprawdę ocierają się o granice absurdu. Czy jednak możliwe jest znalezienie sposobu na bezpieczną aktywność, która jednocześnie nie będzie rujnowała domu i doprowadzała sąsiadów do granic wytrzymałości? Nie pozostaje nam nic innego, jak tylko czekać na rozwiązania zapowiedziane przez szefa MEN.