Zapytaliśmy Polaków na emigracji, jak spędzają Święta. "Będzie indyjski ryż i polski barszczyk"

Iza Orlicz
Święta w polskich rodzinach, które mieszkają za granicą wyglądają bardzo różnie. Niektórzy kultywują nasze rodzime tradycje, inni starają się łączyć zwyczaje starej i nowej ojczyzny. Wprost przyznają, co jest dla nich największym wyzwaniem i z jakimi mierzą się trudnościami.
Polacy na emigracji opowiadają o świętach Bożego Narodzenia unsplash.com

Według Ministerstwa Spraw Zagranicznych poza krajem mieszka około 20 mln osób pochodzenia polskiego. Wiele z nich w swoich domach podtrzymuje rodzime tradycje, przekazuje historię i rozmawia w narodowym języku. Jednak zaszczepianie polskości dzieciom nie zawsze przychodzi łatwo.

Trzy komputery na wigilijnym stole


Jak podają analitycy z Instytutu Zachodniego, w ciągu ostatniej dekady do Niemiec wyjechało 8 mln Polaków. Wśród tej grupy jest także 35-letnia Agnieszka z mężem Adamem, który pracuje na Uniwersytecie Fryderyka Wilhelma w Bonn.


– Decyzja o wyprowadzce nie była podyktowana kwestiami finansowymi. W Warszawie zarabialiśmy wystarczająco dobrze, aby pozwolić sobie na wygodne życie. Wtedy jeszcze nie było Jasia, urodził się rok po mojej przeprowadzce do Niemiec – wspomina Agnieszka.

– Przed wyjazdem nie zadawałam sobie pytań o wychowanie dziecka zagranicą, podtrzymywanie więzi z Polską czy naukę języka. Gdy urodził się Jaś, zdałam sobie sprawę, że w domu chcę łączyć oba światy – dodaje.

Jak sama przyznaje, w domu nie oglądają polskiej telewizji, materiały polonijne nie nadążają za trendami, a programy dla kilkuletniego dziecka są po prostu… nudne. Po roku wraz z mężem zdecydowali o zapisaniu synka do Krippe, czyli niemieckiego żłobka.

– Zdawaliśmy sobie sprawę, że tak najszybciej nauczy się niemieckiego. Czerwona lampka zapaliła mi się w momencie, gdy w domu Jaś gaworzył wyłącznie po niemiecku. Bardzo chciałam, aby polski był jego pierwszym językiem – mówi Agnieszka.

Na szczęście z czasem placówka zatrudniła Polkę. Olga, nauczycielka wspomagająca korzystała na zajęciach z dwujęzycznych książeczek o kulturze, historii i języku polskim, więc nie tylko Jaś miał okazję do nauki.

Raz w tygodniu cała grupa mogła uczyć się o Wawelu, Syrence Warszawskiej, a w tym roku na klasowej wigilii pojawią się nawet pierogi. – Mieszkamy pozornie blisko, ale za Odrą ta polskość powoli się rozmywa. Inicjatywna żłobka była niezastąpiona – opowiada 35-latka.

Teraz Agnieszka i Adam przygotowują się do wspólnej Wigilii. Jednak zamiast dodatkowego nakrycia, para planuje rozstawić 3 komputery – przez obostrzenia te Święta spędzą z bliskimi głównie za pośrednictwem Skype’a.

Polskie kolędy


Office for National Statistics, czyli brytyjski Urząd Statystyczny szacuje, że na Wyspach mieszka ponad 1 mln osób pochodzenia polskiego. Paweł przyjechał do Cardiff w 2009 roku, aby zawodowo związać się z jedną z lokalnych firm transportowych. Dokładnie 2 lata później poznał Albę, rówieśniczkę, która przyjechała do Wielkiej Brytanii z Meksyku.

– Pamiętam, że w pierwszą rocznicę powiedziała mi, że jest w ciąży. Zawsze chciałem być ojcem, ale nie wiedziałem, jak wychowywać dziecko w dwu-, a nawet trójjęzycznym domu. Schody zaczęły się po pierwszym USG, bo okazało się, że za kilka miesięcy w domu pojawią się bliźniaczki! Nocami wertowałem blogi parentingowe. Zaopatrzyliśmy się w zabawki edukacyjne po hiszpańsku, programy w telewizji po angielsku i książeczki w języku polskim – relacjonuje Paweł.

Maja i Marysia mają teraz 8 lat i płynnie mówią w trzech językach. Hiszpańskiego nauczyły się dzięki mamie i pieskowi Santiago, który cyklicznie wyśpiewywał nazwy kolorów, a angielskiego za pośrednictwem koleżanek z preschool i BBC.

– Dłuższą chwilę szukałem odpowiednich materiałów, które w prosty sposób tłumaczyłyby zwyczaje rówieśników i rówieśniczek z Polski. Prawdziwą kopalnią wiedzy był oczywiście internet, ale na rynku jest też naprawdę dużo propozycji ułatwiających życie rodzicom na emigracji. Teraz dziewczynki śpiewają kolędy po polsku, co poszerza ich spojrzenie na miejsce, skąd pochodzę - mówi Paweł.

Swoimi umiejętnościami jego córki chwaliły się już na dwóch kontynentach - 2 lata temu na wigilii w meksykańskiej Tijuanie, a w tym roku na gdańskim Wrzeszczu. Rodzina zdążyła wsiąść w samolot i udać się do Trójmiasta, jednak po powrocie czeka ich 14-dniowa kwarantanna.

Polsko-indyjskie tradycje


Statystyki publikowane przez amerykańskie Census Bureau mówią o przynajmniej 10 mln mieszkańców pochodzenia polskiego w Stanach Zjednoczonych. Duża część Polonii na co dzień kultywuje tradycje znad Wisły.

– Przyjechałam do Nowego Jorku zaraz po maturze. Skończyłam tutaj studia, pracowałam w korporacji na Manhattanie, jednak przed Bożym Narodzeniem rokrocznie wsiadałam w samolot i lądowałam na Okęciu. Roberta poznałam na Brooklynie. Długo mieszkaliśmy na Greenpoincie, zewsząd otoczeni polską kulturą – wspomina dzisiaj 37-letnia Agata.

– Gdy urodził się Staś, nasz związek zaczął się sypać. Początkowo synek posługiwał się równolegle dwoma językami, ale po rozstaniu nie pielęgnowałam naszej polskości. Szerokim łukiem omijałam Greenpoint – dodaje.

Po 3 latach od rozwodu, w jej życiu pojawił się Acharya, wówczas 35-letni nauczyciel fizyki. Urodził się w Nowym Jorku, jednak jego rodzice i starsza siostra pochodzą z Delhi. Zaczęło się życie rodziny patchworkowej – szybko zbudował mocną więź ze Stasiem. Pewnego dnia Acharya zaproponował Agacie zapisanie jej synka do polskiego przedszkola.

– To partner namówił mnie do kultywowania polskości w naszym domu. Wahałam się, ale zgodziłam się. W domu czytał książeczki o Polsce w języku angielskim i namawiał Stasia, aby uczył go wymawiania nazw miast (śmiech). Po roku zaproponował, abyśmy Święta spędzili w Pruszkowie. Moi rodzice byli bardzo wdzięczni za to, że ponownie zaszczepił we mnie chęć kultywowania naszych tradycji. W tym roku plany pokrzyżował nam Covid, ale na stole obok indyjskiego ryżu jadoh snam i tak pojawi się polski barszcz — wyznaje 37-latka.

Polskie dania zamiast... ośmiorniczek


W Australii mieszka ponad 52,2 tys. osób pochodzenia polskiego. Przeważająca część, bo aż 70 proc. posługuje się językiem polskim, w tym rodzina Bartka i Julii. Poznali się w Polsce, dokąd on wrócił po studiach w USA i Berlinie (w dzieciństwie przeprowadził się z rodzicami do Adelajdy). Nad Wisłą założyli rodzinę.

– Z żoną mieszkaliśmy w Polsce 12 lat. W międzyczasie pojawiła się nasza córka - Magda, a 3 lata przed powrotem do Australii - syn Michał. Przeprowadzkę zaproponowałem ze względu na moich rodziców, którzy zostali w Adelajdzie – opowiada 47-letni Bartek.

– Dzieciaki szybko nauczyły się języka, z dziadkami rozmawiają po angielsku, a do Polski przyjeżdżamy bardzo rzadko. Odległość robi swoje, teraz dochodzi jeszcze sprawa pandemii, ale do Świąt bez śniegu przywykliśmy – mówi.

O ile Bartkowi Australia kojarzyła się z domem, to Julia musiała się zmierzyć ze sporym szokiem kulturowym. Polonia w regionie podtrzymuje tradycje, jednak dzieci mocniej związały się z miejscowymi zwyczajami.

Teraz są nastolatkami – Magda studiuje w Melbourne, a Michał przygotowuje się do A levels. Czy planują wrócić do Polski? 18-latka lubi polską Wigilię i śnieg, jednak swoją przyszłość wiąże z Australią. Syn pary z kolei rozważa składanie dokumentów na University of Technology w Sydney oraz… Politechnikę Warszawską.

– Początkowo polskość w naszym domu była marginalna. Z jednej strony bardzo chciałam, aby dzieci były świadome, skąd pochodzą, ale przeważył pragmatyzm. Czy żałuję? Przede wszystkim nie miałam takich możliwości, jakie są dziś. Na początku lat 2000. nie było aż tylu materiałów do nauki języka, czy poznawania historii – opowiada Julia.

– Obecnie jest tego sporo, więc zachęcam swoich znajomych, świeżo upieczonych rodziców, do korzystania z takich ułatwień. Teraz próbuję nieco nadrabiać. Na Święta staram się gotować polskie dania. Ale do dziś pamiętam moje pierwsze Boże Narodzenie w Australii. Ośmiornice, kalmary… wszystkie potrawy na mnie patrzyły – śmieje się.

Więcej o polskich książeczkach dla dzieci można dowiedzieć się na cukibo.com