Słowo na W nie znaczy tylko "Jarek musi odejść". To hasło i ten protest to więcej niż wojna z rządem

Ewa Bukowiecka-Janik
Od 22 października, gdy TK uznał, że aborcja w wypadku ciężkiego uszkodzenia płodu lub nieuleczalnej choroby jest niezgodna z konstytucją i tym samym pokazał, gdzie jest miejsce kobiet w tym kraju, przepracowałam cały wachlarz trudnych emocji. Dziś czuję się silna, pewna siebie i z całym przekonaniem wypowiadam to jakże wulgarne słowo na "W". Bo dla mnie znaczy ono więcej niż "Jarek musi odejść".
Słowo na W nie znaczy tylko "Jarek musi odejść". Oto dlaczego protestuję fot. arch. prywatne

Smutek

W pamiętny czwartek pierwszą moją reakcją było przerażenie i myśl: "to się dzieje naprawdę?!". Potem przyszedł wielki smutek. Poczułam, że właśnie pogrzebano moją nadzieję, że jeszcze kiedyś odważę się zajść w ciążę. Tak – że się odważę. By wydać na świat dziecko świadomie i z własnej woli trzeba mieć ogromną odwagę.

Jestem mamą i wiem, co to znaczy strach, gdy lekarz stwierdza "zagrożenie utratą ciąży". Wiem, co to znaczy leżeć w szpitalu i czekać na kolejne wyniki badań, jak na wyrok. Cała drżysz, sprawdzasz, ile krwi było tym razem i nie myślisz o niczym, poza tym, czy mikroskopijne serce w tobie nadal bije.


Wiem, co się czuje, gdy rodzisz 13 godzin, a lekarz jedyne, co ma ci do powiedzenia to, że "kiepsko parłaś, tak na 3+". Potem zbierasz w sobie nadludzkie siły i jesteś najlepszą mamą, jaką potrafisz być.

Ale słyszysz, że nie wypada się pokazywać, gdy karmisz piersią. Słyszysz: "ale ładnie schudłaś, ani śladu po ciąży".

Od pierwszych chwil masz świadomość, że odpowiadasz za to, jak się czuje ten mały bezbronny człowiek. Czy czuje się bezpiecznie, czy się boi, czy czuje się kochany. To jest prawdziwy ciężar, który dźwiga każdy rodzic.

Żeby go unieść, trzeba mieć zasoby własne. Im więcej się ich ma, tym ciężar łatwiej unieść.

Trzeba czuć, że jest się mądrym, dobrym człowiekiem, trzeba wierzyć w swoją wartość, godność i mieć odwagę stawiać na swoim, kiedy wszyscy wokół mają "dobre rady", żeby małemu człowiekowi dać siłę i empatię.

Jak zbudować te zasoby w kraju, w którym za nic ma się zdanie, zdrowie i życie kobiet i zmusza się je do cierpienia? Jak dobyć tej gotowości na świadome zajście w ciążę, kiedy już wiadomo, z jakim strachem i ciężarem będzie trzeba się zmierzyć, nawet jeśli dziecko okaże się zdrowe?

Przez pierwszą dobę po wyroku TK pozwoliłam sobie na smutek. Potem przyszła pora na sprzeciw

Gniew

Źli ludzie na stołkach mną nie rządzą, choć bardzo tego chcą. Ba, oni nie rządzą nami w ogóle. Nie mają pojęcia z kim zadarli. Na strajkach to widać – nie chodzi tylko o kobiety, chodzi o całe rodziny.

I w tym stanie wewnętrznego sprzeciwu przetrwałam weekend, wierząc, że jeśli pojeżdżę na rowerze, poczytam książki i pobędę z bliskimi, poczuję się lepiej. Nie przyszło mi do głowy, żeby wyjść na ulicę.

Mieszkam w małym mieście, w pisowskiej dziurze. Nie chciałam się wynurzać, bo strajkowanie w małej miejscowości, w której żaden tłum nigdy nie jest anonimowy, nie jest łatwe. Odpuściłam przeskakiwanie przez kolejne barierki (wewnętrzne).

I po tym weekendzie wcale nie było mi lepiej. Czułam, że stoję przed wielką barierą i nie miałam pojęcia, czym ona jest.

Dzięki Oli Domańskiej, która wrzuciła na swój Instagram krótki filmik, zrozumiałam. Swoją drogą, Ola to przyjaciółka Miriam, kobiety, która dekadę temu stanęła na mojej drodze i odegrała w moim życiu arcyważną rolę. Była jedną z pierwszych kobiet, której siostrą się poczułam. Jeśli to czytasz Miri, ślę ci dużo miłości. Oli zresztą też, choć się nie znamy. Dziękuję za was!

Strach

Wracając. Otóż Domańska opowiedziała o tym, jak w czwartek w nocy stanęła pod domem Jarosława Kaczyńskiego. Choć tłum wokół skandował wulgarne słowo na "W" i ona czuła, że jest to słowo najbardziej adekwatne do sytuacji, nie była w stanie nawet powiedzieć, choćby po cichu, pod nosem, po prostu "dość". Jak sama to opisała. "wszystko miała zablokowane". Wiecie dlaczego? Bo ten świat wpierdala się w nasze życie i odbiera nam prawo głosu, prawo do wyrażania emocji, a tym samym godność, nie po raz pierwszy. Wyrok TK przelał czarę goryczy, ale była ona pełna już od dawna.

"Co ty robisz, jak ty się odzywasz?! Jak ty wyglądasz... Nie możesz tak myśleć!". Znacie to, prawda?

Od dziecka słyszymy też, że złość piękności szkodzi i dziewczynce nie wypada. A mówić słowo na "W" to już w ogóle.

Wiecie co... Wypierdalać!

Odkąd urosły nam cycki i zaokrągliły się biodra, słyszymy, że zaokrągliły się za bardzo albo za mało. A jeśli zaokrągliły się akurat, to nogi mamy za grube albo brzuchy wystające.

I że jeśli będziemy TAKIE, to żaden nas nie zechce. TAKIE być nie możemy!

Kiedy nie dało się wytrzymać w szkole i chodziłam na wagary razem z kolegami z klasy, to oni byli uznawani za nieszkodliwych chuliganów, a ja? Byłam zdeprawowana i zaniżałam średnią klasy. Serio. I chciano mnie z niej usunąć. Byłam wrzodem na dupie pani wychowawczyni, której nie przyszło do głowy, że może dzieje się coś niepokojącego.

Kiedy mówiłam, co czuję, w różnych okolicznościach, słyszałam, że przesadzam. Że MUSZĘ sobie jakoś poradzić i moje ulubione – ŻE SOBIE WKRĘCAM.

Kiedy miałam ochotę niezobowiązująco poflirtować z kumplem, mówiono, że jestem rozwiązła, a nawet okrutna, bo łamię czyjeś serce. Ale kiedy chłopaki wokół mnie klepali dziewczyny po tyłkach bez uprzedzenia na szkolnym korytarzu, było to zabawne. "Oni tacy już są".

Dwa miesiące po tym, jak urodziłam dziecko, spotkałam na ulicy mojego byłego. Orzekł, mając nadzieję, że zrobi mi przyjemność: "świetnie wyglądasz, jakbyś nigdy nie rodziła, jesteś taka szczupła!". Znam typa dość dobrze, więc nie spodziewałam się po nim zrozumienia, czym jest realna troska. Ale to tylko przykład, z którym, jak się domyślam, wiele z was się utożsami.

Malina Błańska w jednym ze swoich materiałów opisała to zjawisko w punkt. Żyjemy w świecie, w którym, gdy urodzisz dziecko, liczy się to, czy jesteś chuda. Czy masz rozstępy. A jeśli tak, to o mój boże, tak mi przykro... Bo czy takie ciało przystoi pokazywać? Czy takie ciało się komuś spodoba?

Serio... Wypierdalać!

Odwaga

Jak sobie pomyślę, ile razy czułam się złą osobą, kiepską, bezwartościową, bo nie spełniłam cudzych oczekiwań, to tak jak Domańskiej – chce mi się rzygać. Ile razy czułam się winna i niewystarczająca, bo słyszałam tylko, że "nie powinnam" i "nie wypada"... nie zliczę.

Ucisza się nas i bagatelizuje nasze uczucia w różnych sytuacjach, które zdarzają się od kołyski. Widzicie, do czego nas to doprowadziło? Dosyć! Uległe i milczące nie wywalczymy swoich praw.

Właśnie dlatego drażniące uszy słowo na "W" jest moim hasłem w tym proteście. Najbardziej adekwatnym.

Macie prawo bać się tego kraju, każdy normalny człowiek się go boi. Ale strachowi przed tym, że was ocenią, spójrzcie w oczy i pogróźcie mu palcem.

Jest masa dzieł kultury, które chciałabym teraz zacytować, żeby postawić kropkę nad i. Ale wybrałam jeden, cytat z książki "Szkoła bohaterek i bohaterów, czyli jak radzić sobie z życiem" autorstwa mojego przyjaciela Przemka Staronia.

"Lęk, choćby odnosił się do czegoś obiektywnie nieistniejącego, potrafi nas zatrzymać. Natomiast kubłem zimnej wody, który nas otrzeźwia i po prostu pcha do działania, jest realne zagrożenie. Jeśli więc coś cię wypchnie przed szereg, wiedz, że musi to być coś bardzo ważnego. Tak ważnego, że potrafi pokonać twój lęk. I to jest naprawdę dobra wiadomość. Bo dzięki temu masz darmowy Test Na To, Co Najważniejsze".

Nasze dobro, nasze zdanie, nasza godność, nasze emocje, MY JESTEŚMY NAJWAŻNIEJSZE! I nikt nam tego nigdy nie zabierze. Go girls!