Polacy w pandemii są jak nastolatki na imprezie. Ta postawa to plaga i zagraża bardziej niż wirus

Agnieszka Miastowska
Pomimo perspektywy drugiej fali pandemii Polacy przybrali bardzo specyficzną postawę. Psychologowie nazywają ją "nierealistycznym optymizmem", na czym dokładnie polega? Tłumacząc najprościej to absurdalne przekonanie, według którego "to inni mogą zachorować, ale ja będę bezpieczny". Skąd u nas taka doza optymizmu i czym może skutkować?
Jak Polacy reagują na pandemię? Jesteśmy naiwnie przekonani, że zachorują wszyscy, tylko nie my Fot. Jakub Porzycki / Agencja Gazeta

Polacy wreszcie nie narzekają?

Dr hab. Wojciech Kulesza z Katedry Psychologii Społecznej i Osobowości Uniwersytetu SWPS uważa, że Polacy są zbyt optymistyczni i nie doceniają zagrożeń dotyczących zdrowia.

Według danych WHO do końca lipca 2020 na całym świecie koronawirusem zakaziło się ponad 16,7 mln osób, spośród których ponad 661 tys. zmarło. Zdaniem wielu ekspertów ludzie nie powinni czuć się bezpieczni do momentu pojawienia się na rynku szczepionki bądź skutecznych leków, powodów do radości więc nie mamy.

Lepiej się bać czy śmiać?

Czy w takim razie odczuwanie strachu i niepokoju sprawiłoby, że rozsądniej podeszlibyśmy do restrykcji związanych z pandemią? Profesor Kulesza podkreśla: "Wskazany byłby realizm, a jak się nie da, to nierealistyczny pesymizm — czyli myślenie, że to przede wszystkim my możemy zachorować". Teraz większości Polaków wydaje się natomiast, że zachorowania się zdarzają "ale mnie to na pewno nie spotka". Dlaczego tak bagatelizujemy sytuację?

Przyzwyczajenie to najgorszy doradca

Spokojne czy nawet irracjonalne nastawianie ludzi do pandemii ma związek z procesem nazywanym w psychologii habituacją.


"Przyzwyczajamy się do różnych bodźców. Boimy się przede wszystkim rzeczy nagłych, takich jak np. wybuch w elektrowni w Fukushimie. Także w Polsce pojawił się wtedy strach. Takie bodźce działają na człowieka silniej niż obecne nieustannie. Przyzwyczajamy się na przykład do jazdy samochodem — nie czujemy już strachu mimo tego, że jest to czynność niebezpieczna. Pandemia jest z nami od dawna i lęk związany z nią już oswoiliśmy, nie zauważamy już jak bardzo" — mówi.

Przykład idzie z góry

Psychologowie wskazują, że o podejście racjonalne, wypośrodkowane jest zawsze w społeczeństwie najtrudniej. "Zwykle każdy ma jakieś skrzywienie w postrzeganiu rzeczywistości. Warto więc przynajmniej redukować nadmierny optymizm" — podkreśla profesor Kulesza.

Jednak, żeby wypracować prawidłowe podejście społeczeństwa do obecnej sytuacji, kluczowa jest postawa władz. W Polsce "władza na przykład mówi, że trzeba nosić maseczki i zachować dystans społeczny, ale niektórzy jej przedstawiciele sami tego nie robią" — zauważył.

Premier Morawiecki przekonywał, że latem wirusy (w tym COVID) są słabsze, a Andrzej Duda dał się poznać jako przeciwnik szczepień. Trudno wymagać od obywateli spójnej postawy, gdy przykład nie idzie z góry.

Złoty środek

Prof. Kulesza zauważył też, że "władza może mieć skłonność do penalizowania różnych zachowań, np. z pomocą wysokich mandatów. Tymczasem dobra sytuacja to taka, w której ludzie chcą robić to, co właściwe".

Jako pozytywny przykład dot. sposobu zapobiegania rozwojowi epidemii profesor przywołuje Nową Zelandię, której premier "tłumaczyła obywatelom, dlaczego coś ma być zrobione, odpowiadała na pytania i jednocześnie sama stosowała się do wprowadzanych zasad".

Niezależnie od tego, jaki przykład dają nam politycy, powinniśmy pamiętać, że przestrzegając restrykcji, chronimy przede wszystkim życie swoje i najbliższych, dlatego postarajmy się znaleźć złoty środek między niepoprawnym optymizmem a paraliżującym strachem.

Źródło: Bankier.pl