"Tyle lat nauki, żeby nie pracować w zawodzie". Mama o najważniejszej lekcji, jaką przekaże córce

Sandra Skorupa
Pierwsze pytanie, które często zadajemy dzieciom po powrocie ze szkoły to: "Co dostałeś z matematyki, polskiego?". Takiego pytania swojej córce nigdy nie zadała i nie zada Marta Moksa, która nie tylko w szkole, ale również na studiach prawniczych miała bardzo wysokie noty… a w zawodzie nie przepracowała ani jednego dnia. Teraz uczy swoje dziecko tego, by nie poszło w jej ślady i zdecydowanie nie popiera naszej narodowej ocenozy.
Dobre oceny w szkole i na studiach nie są najważniejsze

"Miałam dużo piątek, ale dobrze, że nie zostałam prawniczką"

Marta edukację skończyła wiele lat temu i przyszedł czas, że do szkoły w końcu poszła również jej córka. Sama wspomina, że oceny zawsze miała dobre również na studiach, mimo że nikt na niej presji wysokich not nie wywierał, bo jak zaznacza, z rodziny prawniczej nie pochodziła.

— Na prawo poszłam, bo wiek, w którym przychodzi nam podjąć pierwsze decyzje zawodowe, nie umożliwia ich dojrzałego rozważenia. Studia prawnicze wydawały mi się wtedy bezpieczne, rozsądne i dające gwarancję dobrze płatnej pracy. Wciąż jeszcze nie wiedziałam, kim jestem i kim chce być. Poza tym miałam zupełnie inne wyobrażenie o tym, jak wygląda praca prawnika i czego dokładnie będę się uczyć — mówi w rozmowie z Mamadu Marta Moksa.
Oncenoza narodowa - oceny nie są najważniejszelinkedin.com / Marta Moksa

Szkoła nie uczy, jak być szczęśliwym

Wybór Marty pokazuje, że szkoła źle przygotowuje nas do podejmowania dorosłych decyzji. Nieustanna walka o dobre oceny, które dzielą nas na gorszych i lepszych ukierunkowuje nasze myślenie na to, kim powinniśmy być, by zyskać stabilność finansową, a nie kim powinniśmy być, by być szczęśliwym.


Co więcej, pokutuje wciąż mit, że wybierając kierunki artystyczne, niszowe, takie, które nas pasjonują, skazani jesteśmy na życie w nędzy i biedzie. Poza tym w szkole nie do końca możemy poznać swoje słabe i mocne strony, a jedynka ze sprawdzianu z góry przesądza, że jesteśmy w danej dziedzinie "nieudacznikami".

— Studia lubiłam, ale już na 2 roku wiedziałam, że prawniczką nie będę. Odkryłam, że ta praca wymaga takich cech osobowości, których ja w sobie nie mam. Poczułam, że nigdy nie będę w tym dobra. To zawód, w którym potrzebna jest umiejętność patrzenia na świat z perspektywy zagrożeń, wymagana podejrzliwości do świata i przewidywania nieszczęść. Ja mam zupełnie inne spojrzenie na życie i nie jest to zgodne z moim charakterem — dodaje.

Znalazła swój żywioł


Doświadczenia edukacyjne Marty były inspiracją do zaktywizowania się w tej dziedzinie. Od wielu lat prowadzi coworking w Trójmieście. Wspiera rodzące się biznesy, łączy projekty oraz ludzi i prowadzi szkolenia. To jest jej żywioł, bo lubi inspirującą pracę z ludźmi, w której czuje się dobrze.

— Kiedyś z innymi pasjonatami edukacji prowadziliśmy Szkołę Główną Mistrzostwa Edukacyjnego dla nauczycieli. Była to wypadkowa moich edukacyjnych doświadczeń. Chcieliśmy stworzyć grupę nauczycieli myślących inaczej o relacji z uczniami, takich, którzy zmienią sposób oceniania. Pragnęłam zmiany również dlatego, że moja córka miała wkrótce zacząć szkołę — mówi Marta.

"Nigdy nie pytałam i nigdy nie zapytam córki o oceny"

Córka Marty do szkoły poszła, ale wciąż z tradycyjną koncepcją promowanej w Polsce ocenozy. Choć mama zaznacza, że oceny nie są najważniejsze, system i tak kierunkuje dziewczynkę na zdobywanie dobrych ocen.

— Szkoła uczy ślizgania się, zdobywania ocen, a nie wiedzy. Nie inspiruje i nie zaszczepia pasji. Ja córce tłumaczę, że oceny nie mają żadnego znaczenia. Nigdy nie dopytywałam ją o noty i nie zamierzam tego robić. Gdy wraca ze szkoły, pytam: "Czego się dziś nauczyłaś", "Czego się dowiedziałaś, czego rano jeszcze nie wiedziałaś". Kiedy ma potrzebę sama dzieli się ze mną swoimi szkolnymi sukcesami, ale nie wywieram żadnej presji — tłumaczy Marta.

Gdy następnym razem dziecko wróci ze szkoły, zamiast pytać o oceny i wywierać presję, rzeczywiście warto zapytać o coś ważniejszego – czyli, to czego się tam nauczyło, co mu się w dzisiejszych zajęciach podobało, a co nie oraz z czego jest zadowolone, a z czego nie.

Takie podejście jest zdrowe, a nagradzanie czy karanie za złe oceny nie od dziś wiadomo, że najlepszą metodą wychowawczą nie jest. O czym zresztą pisał Krystian Ostrowski, autor książki "School Sucks. Czy szkoła musi być do du*y?", podkreślając, że dosłownie i w przenośni oceny zabijają. Zabijają w dziecku wewnętrzną ciekawość, są powodem wielu kłótni w relacji rodzic-dziecko, ale również są elementem wielu nastoletnich prób samobójczych.