"Szkoły do grudnia nie otworzę". Nauczyciele zdradzili, jak wygląda planowanie nowego roku szkolnego

Sandra Skorupa
Limity w sklepach zniesione, wesela organizowane, bony turystyczne przyznane, kolonie pełną parą, na plażach tłumy, a otwarcie szkół niepewne. Choć politycy miesiąc temu mówili o powrocie do szkół we wrześniu, to dziś deklaracja ta nie jest tak jasna. Dowodzą tego słowa wiceministra zdrowia Waldemara Kraski o podjęciu ostatecznej decyzji w tej kwestii tydzień przed 1 września. Z kolei wewnętrzne komunikaty dyrektorów szkół do rodziców i nauczycieli wywołują wściekłość i dezorientację.
Powrót do szkół we wrześniu 2020/2021 Fot. Jacek Łagowski / AG

Powrót do szkół we wrześniu 2020/2021

W Programie Trzecim Polskiego Radia Waldemar Kraska powiedział: "Wszystko będzie zależało od sytuacji epidemiologicznej pod koniec sierpnia. Czy dzieci wrócą do szkół, myślę, że będzie podjęta decyzja na tydzień, dwa przed rozpoczęciem roku szkolnego"

Słowa te wywołały zdenerwowanie wśród wielu rodziców i niepewność u nauczycieli. W wywiadzie dla Mamadu była minister edukacji Katarzyna Hall zaznaczała, że: "Dotychczas wszystko działało tak, że pracowaliśmy z tygodnia na tydzień, a ostateczne rozporządzenia były podawane w ostatniej chwili przed rozpoczęciem pracy według zmienionych reguł. Nie chciałabym, by scenariusz się powtórzył."


Tymczasem okazuje się, że podanie informacji na ostatnią chwilę znów jest bardzo prawdopodobne. Przez to wszystkie plany sporządzone przez dydaktyków w wakacje zostałyby zniweczone. Uczniowie znów przeżyją stres, który towarzyszył im choćby przed maturami.

Najświeższe odniesienia MEN do słów Kraski, co prawda wskazują na przygotowania do nauki stacjonarnej od 1 września, ale nie wybrzmiewa z nich, że dzieci na pewno wrócą do szkół. Jak zaznaczał w rozmowie z RMF FM wiceszef resortu zdrowia: "w medycynie nie ma rzeczy 'na pewno'". Co więcej, nie ma również wyjaśnienia wątpliwości, czy wspomniane przygotowania dotyczą powrotu na stałe, czy na chwilę. Z tego powodu zarówno rodzice, jak i dydaktycy mają wątpliwości, co się wydarzy we wrześniu.

Tym bardziej że minister Piontkowski oznajmił, iż ostateczną decyzję o zamknięciu szkół będą mieli podjąć dyrektorzy po konsultacji z GIS.

"Szkoły do grudnia nie otworzę"

Niepewność i brak jasnych komunikatów sprawia, że szkoły nie wiedzą co mówić i co robić. Nic dziwnego, że z ich ust padają słowa "we wrześniu raczej się nie zobaczymy" czy "szkoły do grudnia nie otworzę".

Brak zgody na otworzenie szkoły przed grudniem usłyszeli nauczyciele i rodzice dzieci z jednej z warszawskich podstawówek oraz szkoły w Pruszkowie. Nauczycielki, które z oczywistych powodów prosiły o anonimowość, w rozmowie z MamaDu zaznaczały, iż dyrekcja nie chce prędko otworzyć placówek oraz że zwolniono część woźnych i nauczycieli, którzy zatrudnieni byli na "krótkich" umowach. Ich zdaniem to sygnał, że nie ma co się na wrzesień szykować...

Co ciekawe, w rozmowie z Mamadu dyrektorzy szkół Warszawie oraz Pruszkowie twierdziło, że takich planów nie ma, a reakcje nauczycieli i rodziców to zwykła panika. Zapewnili, że placówki przygotowują się do nauki stacjonarnej, tworzą plany lekcji i czekają na wytyczne MEN. Zaznaczają, że nadal potrzebna jest pomoc w kwestii sprzętu dla uczniów oraz szkoleń dla dydaktyków.

Podobne zapowiedzi o tym, że "raczej we wrześniu się nie zobaczymy" usłyszały osoby związane z jedną z placówek w województwie łódzkim. Poproszono również, by informacji nie przekazywać dalej, bo jest niepewna.

Niektórzy nauczyciele wskazują również na pomysł tzw. powrotu na chwilę. Nauczycielka języka angielskiego jednej z toruńskich szkół, usłyszała od dyrektorki, że do pracy wracają jedynie na wrzesień, a od października przechodzą do nauczania zdalnego.

Pani Agata, nauczycielka ze szkoły w Tarnowskich Górach, zaznacza, że jej dyrektorka przygotowuje całe grono do normalnych zajęć. Niemniej muszą być zorganizowani do pracy zdalnej, jeśli "z góry" przyjdzie nakaz zamknięcia.

Jednocześnie dyrektorom szkół trudno się dziwić. Można się spodziewać, że MEN w razie nasilenia pandemii znów decyzje o zamknięciu szkół pozostawi im, a wtedy to oni będą rozliczani z konsekwencji swojego wyboru. Otwarte szkoły to ryzyko nowych zachorowań, a zamknięte - bunt rodziców.

Rodzice chcą powrotu dzieci do szkół

Ponieważ doniesień o potajemnym szykowaniu się do zdalnej edukacji nie ma końca, o czym informowali nas liczni rodzice i nauczyciele, napięcie rośnie. W związku z tym 22 sierpnia organizowany jest strajk "Dzieci do szkół!". Niestety dla uczniów to powtórka z rozrywki. Sytuacja wygląda tak samo, jak w marcu i kwietniu, gdy nie było dokładnej daty zakończenia edukacji zdalnej. Tak samo, gdy uczniowie nie wiedzieli, kiedy napiszą egzaminy i matury.

Znów brak jasnych komunikatów sprawia, że uczniowie, rodzice oraz nauczyciele się stresują i niepokoją.

Szczególnie niezadowoleni są ci, których dzieci od września powinny pójść do nowej szkoły. Rodzice piszą, że ponieważ nie wiadomo, czy szkoły wystartują, wolą już teraz wybrać wariant edukacji domowej i nie narażać dzieci na ciągłe zmiany.

Wątpliwości pojawiają się również u opiekunów maturzystów. Obawiają się, czy ten ostatni rok szkoły pozwoli im na odpowiednie przygotowanie do egzaminów.

Dlaczego dzieci powinny wrócić do szkół po koronawirusie?

Stanowisko dotyczące tego, że dzieci powinny wrócić do szkół, zajmują nie tylko nauczyciele i rodzice, ale również pediatrzy. Specjaliści z Amerykańskiej Akademii Pediatrycznej wskazują, że dalsza nauka zdalna może mieć negatywny wpływ na zdrowie dzieci i młodzieży.

Lekcje online utrudniają nauczycielom zidentyfikowanie i eliminację ważnych braków w nauce. Uniemożliwiają również dostrzeżenie takich problemów, jak przemoc fizyczna, depresja, czy myśli samobójcze.

Z kolei to, na co zwracają uwagę głównie rodzice, to zanikanie więzi z kolegami i koleżankami oraz nadużywanie mediów cyfrowych. Taki stan powoduje u wielu przemęczenie, a nawet pogorszenie samopoczucia i wzrost smutku oraz przygnębienia. Tego dowodzą również wstępne badania zdalnenauczanie.org.