Pod koniec czerwca, gdy MEN zdawał się nie słyszeć głosu rodziców, którzy chcą powrotu dzieci do szkół, zorganizowano petycję "Nie dla zdalnej szkoły". Do dziś podpisało ją ponad 75 tys. osób. Jednak odzewu rządzących było brak. Dopiero po miesiącu minister Dariusz Piontkowski poinformował, że dzieci wrócą do szkół od września, ale to dyrektorzy placówek zdecydują o ewentualnym zamknięciu placówki. Ta decyzja przyczyniła się do organizacji Ogólnopolskiego Strajku "Dzieci do szkół".
Zaangażowany w Strajk Rodziców i Nauczycieli "Nie dla zdalnej szkoły" Adam Mazurek powołał nową inicjatywę Ogólnopolski Strajk "Dzieci do szkół!". To odpowiedź na rozważanie zamykania szkół w nowym roku szkolnym 2020/2021.
— Mimo oficjalnych zapewnień premiera i szefa MEN, szkoły szykują się na bliższy lub dalszy powrót do zdalnego nauczania, czego nie akceptujemy. Nie zgadzamy się też na przeniesienie odpowiedzialności za decyzję o zamknięciu szkoły na dyrektorów szkół. W razie ponownego zamknięcia szkół planujemy uruchomić małe strajki na terenie wielu polskich szkół — podkreśla Adam Mazurek.
Aktywista w Radio Wnet wskazuje, że epidemia okazała się nie taka straszna, jak zakładano w marcu i nie ma przeszkód, by dzieci mogły wrócić do szkół. Za przykład podaje kraje skandynawskie, Niemcy czy Czechy i Słowację, czyli państwa, w których uczniowie wrócili do edukacji stacjonarnej.
Edukacja zdalna łamie Konstytucję?
Bodźcem do stworzenia inicjatywy było to, że zdaniem Adama Mazurka i rodziców podzielających jego poglądy dalsze podtrzymywanie nauki online jest łamaniem Konstytucji, która mówi o powszechnym i równym dostępie do edukacji.
Urząd Miasta Stołecznego Warszawy zaakceptował Ogólnopolski Strajk "Dzieci do szkół" na 22 sierpnia 2020 roku.
Poza tym, w czasie epidemii sporządzono wiele różnych badań, które dowodzą, że dzieci pozbawiane kontaktu ze szkołą, rówieśnikami mają zaburzenia snu, koncentracji, są bardziej lękliwe i pojawiły się problemy otyłości czy uzależnienia od gier.
Dyrektorzy podejmą decyzję o zamknięciu szkoły
Rozwiązaniu podejmowania decyzji o ewentualnym zamknięciu placówki jest przeciwna również część dyrektorów. Jak podaje TVN24, jeden z nich zaznacza: "Boję się, że to my zostaniemy chłopcami do bicia". Chodzi o to, że w razie konieczności zamknięcia szkoły rodzice podzielą się na dwie grupy — zwolenników i przeciwko edukacji zdalnej.
Podobnego zdania są związkowcy i sam Sławomir Broniarz, którzy oceniają pomysł Piontkowskiego jako umywanie rąk przez resort i zrzucanie na nich odpowiedzialności.Tym bardziej że na jesieni można się spodziewać wzrostu zachorowań.