Wciąż ma nowe pomysły, a ty "dostajesz szału"? Oto jak dogadać się z nastolatkiem

Alicja Cembrowska
Do dziś wyraźnie pamiętam wszystkie awanturki, które odbyłam z rodzicami, mając lat "naście". Gdy ja chciałam A, mama mówiła B. Gdy zgodziła się na moje A, to skutek najczęściej był taki, że słyszałam słowa, których chyba nikt nie lubi słyszeć: "A nie mówiłam". No mówiła, mówiła, ale... Wszyscy przeszliśmy tę drogę z dzieciństwa do nastoletniości, a później dorosłości. Dlaczego zatem tak trudno dorosłym zrozumieć, że człowiek potrzebuje w tym czasie uważności i zrozumienia, a nie pouczania i nakazywania? Hej, już zapomnieliście, jak to było?
Rodzice, to chwila dla was. Na początek wymazujemy wszystkie frazesy o "nastoletnim buncie", który przecież na pewnym etapie "jest normalny". Język, język! Skończymy z wygodnym poniekąd hasłem o buncie (bo przecież tak łatwo wszystkie problemy i zmartwienia wpakować do jednego worka) i zabierzmy się do pracy. Pierwsze pytanie: umiecie i chcecie zrozumieć swoje nastoletnie dziecko?

Ah, młodość, młodość!


Młodość kojarzy się z próbowaniem, eksperymentowaniem, sprawdzaniem. Lubimy w nastolatkach kreatywność, ciekawość świata i wiarę, że "można wszystko". Z drugiej, jako rodzice, wolelibyśmy, żeby nasze dzieci nie ryzykowały aż tak bardzo. O, chcemy, żeby były ostrożne. Jest jednak jedno poważne "ale"...


– Chcemy, żeby budowali pozytywne relacje, ale nie akceptujemy tego, że nas od siebie odsuwają i ulegają presji rówieśników. Cóż więc robimy? Próbujemy ich kontrolować, zapobiegając ich emocjom ("Nie chcesz się przecież tak czuć"), zachęcając ich do porzucenia chwili obecnej ("Musisz myśleć o swojej przyszłości") i próbując wywierać na nich wpływ ("Słuchaj mnie, a nie swoich przyjaciół") – czytamy we wstępie książki Louise Hayes i Josepha Ciarrochi "Trudny czas dojrzewania". Autorzy zakładają, że próby ścisłego kontrolowania są przyczyną niezgody, buntu i nieszczęścia młodych ludzi. – Rozwiązanie tego rzekomego problemu polega na uznaniu, że problem nie leży w młodych ludziach. Pasja, poszukiwanie nowości, eksploracja i zaangażowanie w relacje z rówieśnikami mogą stać się źródłem ich siły, jeśli tylko nam uda się stworzyć im odpowiedni kontekst – piszą.

Z książki Hayes i Ciarrochiego dowiemy się, jak wykorzystać naturalne skłonności młodych ludzi, zamiast je zwalczać. Ogromna dawka merytorycznej wiedzy o modelu DNA-V, który ma nas do tego przybliżyć, zilustrowana jest opisami przypadków, kartami pracy, ćwiczeniami i radami, które pozwolą dostosować technikę do indywidualnych potrzeb. Lektura z pewnością będzie przydatna dla psychologów, psychoterapeutów, pedagogów czy nauczycieli, którzy często pracują w dużych grupach lub klasach szkolnych.

Czym jest model DNA-V?


Model DNA-V bazuje na terapii akceptacji i zaangażowania (ACT) i stworzony został do pracy z młodzieżą. Wskazuje, jak można pomóc młodym ludziom rozwijać mocne strony, wykorzenić nieprzydatne nawyki umysłowe i pokonać zwątpienie w siebie, żyć pełniej tu i teraz oraz dokonywać wyborów, które pozwalają w pełni realizować własny potencjał. W myśl tej metody każdy może wykorzystać swój potencjał, jeżeli otrzyma wskazówki i wsparcie.

– Ten model terapeutyczny pozwala pokazać umiejętności psychologiczne, które posiada każdy z nas. Tak jak mamy predyspozycje genetyczne, tak samo mamy bazę psychologiczną, która będzie rozwijać się w zależności od różnych kontekstów, np. środowiska, w którym dorastamy. Są to umiejętności, które możemy szkolić, możemy pracować nad deficytami, rozwijać silne strony – mówi w rozmowie z Mamadu.pl psychoterapeuta i przewodniczący Association for Contextual Behavioral Science Polska Hubert Czupała.

Ekspert dodaje, że model DNA-V służy wartościowemu życiu. – Celem jest rozwijanie witalności i życie w zgodzie ze sobą. Praca polega na kształtowaniu elastyczności psychologicznej, czyli umiejętności podążania za własnymi wartościami.

Co oznacza skrót DNA-V?


Model opisuje fundamentalne zdolności każdego człowieka, które zdobywamy i ćwiczymy podczas rozwoju w cyklu całego życia. Zatem są to umiejętności, które ma każdy z nas, niezależnie od wieku, płci, profesji, pochodzenia. Czasami jednak są one zaniedbywane lub niewykorzystane. Drzemie w nich niesamowita moc, dlatego tak ważnym jest je w sobie pielęgnować i starać się wykorzystywać w życiu codziennym.

D oznacza umiejętności Odkrywcy (Discoverer). Polegają one na poznawaniu nie tylko otaczającego świata, ale również samego siebie, a także na budowaniu wzorców zachowań, szukaniu rozwiązań i nauce adaptacyjnego podejmowania ryzyka.

N to umiejętności Nawigatora (Noticer), czyli wsłuchiwanie się w siebie i podążanie za swoimi potrzebami, zauważanie myśli, radzenie sobie z emocjami.

A to umiejętności Administratora (Advisor), które pozwalają korzystać ze swoich wewnętrznie ustalonych wartości i zasad.

V (Values) oznacza natomiast życie w zgodzie z wyznawanymi wartościami, podejmowanie świadomych decyzji.

Książka "Trudny czas dojrzewania" jest raczej adresowana do specjalistów, osób, które pracują z dziećmi i młodzieżą. Nie oznacza to jednak, że rodzice nie mogą korzystać z formularzy, porad, scenariuszy rozmów czy ćwiczeń, które polecają autorzy. O to, jak w praktyce wykorzystać model DNA-V zapytałam psychoterapeutę Huberta Czupałę.

Od czego powinien zacząć rodzic, jeżeli zdecyduje, że chce wesprzeć swoje nastoletnie dziecko, wykorzystując wspomniany model?

Pierwszy krok, który powinien wykonać rodzic to uświadomienie sobie, jakim sam był nastolatkiem i jakie miał trudności. Okres nastoletni to okres zmiany i warto z tej perspektywy spojrzeć na dziecko. Ta zmiana jest związana z potrzebą wsparcia i nakierowania przez rodzica na pewne umiejętności.

Jak zatem "nakierować nastolatka"?

Nakierowanie to np. pokazanie własnych wartości. Pokazanie, a nie mówienie, co powinno być dla niego ważne, jak powinien się zachowywać. Jeżeli włączymy działanie, znajdziemy się na dobrej drodze, żeby uruchomić odkrywcę, który umożliwi młodemu człowiekowi samemu odnajdywać to, co w jego życiu będzie miało znaczenie.

Możemy wzmacniać tę umiejętność, zadając pytania, zamiast oceniać, czy krytykować: co w konkretnym zachowaniu było dla niego istotne, jakie ma wnioski, jak chciałaby podejść do problemu, czy czegoś się nauczył.

Co się dzieje lub powinno się stać potem?

Dwoma kolejnymi aspektami, obok Odkrywcy, są Administrator i Nawigator. Ten pierwszy to wewnętrzny głos dziecka – może być fanem, krytykiem lub dobrym przyjacielem. Powinniśmy pomóc dziecku nazwać ten głos, zapytać, czy jest on pomocny, czy może wręcz przeciwnie.

Nawigator natomiast nawiguje wśród emocji. Nazywam to wewnętrzną burzą emocjonalną, która odbywa się w dziecku. Musimy pomóc młodemu człowiekowi się "zakotwiczyć". Często polecam rodzicom proste, ale bardzo znaczące słowa, które można kierować do wzburzonego nastolatka: poczekaj, zatrzymaj się, zobacz, co się z tobą dzieje, daj sobie czas na ochłonięcie.

Jeżeli jednak chcemy pomóc swojemu dziecku, zastanówmy się, czy bylibyśmy gotowi zacząć od siebie. Czy mamy odwagę, by zlokalizować, z czym sami mamy problemy i jak one się "ujawniają". Wspólny trening i rozwijanie umiejętności psychologicznych może być świetną i mądrą zabawą. To bardzo ważne, ponieważ dzieci czerpią 90 proc. informacji z tego, co widzą i doświadczają, a zaledwie 10 proc. z tego, co słyszą.

Artykuł powstał we współpracy z wydawnictwem GWP