Razem, osobno, blisko czy daleko? Polki opowiadają, jak pandemia wpłynęła na ich związki

Magdalena Konczal
Czy przed epidemią ktoś z nas zastanawiał się, jak ważne może okazać się dotknięcie czyjejś dłoni albo zwykłe przytulenie? Wydawało nam się, że możemy mieć bliskie osoby zawsze obok siebie, jednak obowiązkowa izolacja zweryfikowała nasze przypuszczenia.
Co epidemia zmieniła w naszych związkach? /unsplash
Potrzebujemy bliskości, bo sytuacja wciąż pozostaje niepewna, a cały świat jest postawiony do góry nogami. Oprócz przytulenia potrzebujemy także dobrego słowa, a przede wszystkim poczucia, że – może nawet gdzieś bardzo daleko – ktoś na nas czeka. I ta perspektywa daje nadzieję.

Rozmowa, bliskość, intymność jest bardzo ważna w naszych najbliższych relacjach – w związkach. Jak sobie radzimy, kiedy jej brakuje?

Przed jakimi sytuacjami – dobrymi czy złymi – postawiła nas epidemia? Poniższe historie odpowiadają na te pytania i pokazują, że koronawirus nauczył nasze związki jednej bardzo ważnej, wydawałoby się banalnej rzeczy.


Zadzwonię i już jest


Słowa Marii wydobywają się spomiędzy nieschodzącego z ust uśmiechu. Mówi, że nie narzeka. Ze swoim chłopakiem pierwszy raz odkąd są razem, spędzili dwa miesiące w tym samym mieście. W nieepidemicznych warunkach nie mogliby sobie pozwolić na taki luksus.

Na pytanie, co izolacja zmieniła w jej związku, odpowiada, że doceniła rolę bliskości i obecności. Wspomina wcześniejsze miesiące, w których musiała odliczać dni i tygodnie, a później zniecierpliwiona czekać aż pociąg wreszcie dotrze do celu.

Pomiędzy jednym a drugim uśmiechem wyznaje, że ta tęsknota też ma w sobie coś pięknego, ale jednak woli być blisko. Bardzo jej będzie brakowało tego, że zadzwoni, a po 15 minutach on już będzie.

Nie czekajmy!


Matylda jest pielęgniarką. Planowała wziąć ślub za dwa lata. Mówi, że oboje bali się całej sytuacji. Ona pracuje w szpitalu, więc jest jeszcze bardziej narażona niż inni. Zdarzyło się, że z powodu podejrzenia koronawirusa musiała zostać w placówce kilka dni.

Wtedy wspólnie podjęli decyzję, że nie chcą dłużej czekać, bo nie ma na co. Przyszłość jest niepewna, a oni są pewni, że chcą ze sobą spędzić całe życie. Przełożyli ślub na wcześniej.

Zrezygnowali z wielkiego, wystawnego wesela, na którym znalazłyby się osoby znane im jedynie z widzenia. Skoro sytuacja jest tak niepewna, chcą skupić się na tym, co dla nich najważniejsze: na sobie nawzajem i życiu razem.

Święta codzienność


Aleksandra zaczyna od wątpliwości, czy nie są zbyt nudną parą, żeby pisać o nich w artykule, a ja zachęcam ją, żeby jednak podzieliła się ze mną swoją historią. Razem ze swoim chłopakiem wynajmuje mieszkanie.

Mówi, że nie zmieniło się wiele. Mają jedynie więcej czasu dla siebie. Wspólnie gotują, oglądają seriale. Doceniają to, że mogą być razem. W weekendy wyjeżdżają za miasto, z dala od ludzi – chcą mieć okazję, by móc się zresetować.

Trzeba walczyć


Na twarzy Gabrieli nie ma uśmiechu. Opowiada, że jej dzień kończy i zaczyna się sprawdzaniem, czy przypadkiem nie zostało zniesione obostrzenie, dotyczące zamknięcia granic. Jej chłopak przebywa poza Polską.

Miała nadzieje, że często będą mogli się widywać, ale niespodziewanie wybuchła epidemia. Mówi o tym, że jest trudno i wie, że ten stan pewnie potrwa jeszcze trochę. Najgorsze jest to, że nie mogą zaplanować sobie spotkania, odliczać dni, czekać…

Ale Gabriela widzi też plusy. Czuje, że to trudne doświadczenie utwierdziło ją w przekonaniu, że chcą być razem. W trudnych momentach – jakich teraz jest u nich wiele – wspierają się. Mówi, że przez epidemię dużo bardziej docenili czas, w którym mogli być razem. Teraz nie upadają na duchu, ale planują – nieokreślone jeszcze w czasie – wspólne spotkanie.

Być blisko


Agata mówi, że to był dla niej czas całkowitego resetu. Mogła wreszcie spojrzeć na swojego męża i dziecko bez pośpiechu. Co prawda u niej o całkowitym skupieniu się na związku nie było mowy, ponieważ jest mamą, ale bardzo dobrze wspomina ostatnie tygodnie.

Przez te dwa miesiące mogła wykonywać swoją pracę z domu, a tym samym więcej czasu spędzać ze swoją rodziną. Wspomina, że zupełnie inaczej spojrzała na swoich bliskich, z którymi zawsze się mijała.

Oczywiście – czasami bywało trudno – tego nie ukrywa, ale i tak nie zamieniłaby tego czasu na inny. Kiedy jej dziecko spało miała chwilę, by porozmawiać ze swoim mężem jak za dawnych lat czy obejrzeć z nim serial.

Czuje, że dzięki tym trudnym, zewnętrznym doświadczeniom, oni w środku – w swoim domu – zbudowali jeszcze bardziej kochającą się wspólnotę.

– Zobaczyliśmy, że po prostu dobrze jest być razem – mówi na koniec Agata. To jest właśnie ta pozornie banalna prawda, której bohaterki tego tekstu nauczyły się podczas epidemii.