Dzięki niej jestem osobą, którą chciałam być jako mała dziewczynka. Wychowała mnie superbohaterka

Magdalena Konczal
Dziś Dzień Matki. Bardzo chciałabym dać mojej Mamie prezent, na który zasługuje, ale niestety jeszcze takiego nie znalazłam. Za to codziennie otrzymuję od niej upominek, o którym marzy każdy człowiek – poczucie, że jestem chciana i kochana.
Dziś obchodzimy Dzień Matki /unsplash
Mówi się o tym, że największym darem, jaki dostaje się od matki, jest po prostu życie. Liczy się też to, jakie życie rodzice dają swoim dzieciom, czy jest ono pełne kłótni i niezgody, czy miłości i akceptacji?

Moje pełne jest tego drugiego. Właśnie dlatego, dziś, prezentem, jaki mogę dać mojej Mamie, jest wdzięczność, którą chcę jej przekazać w formie tego tekstu.

Cicha bohaterka


Choć jestem czwartym dzieckiem, nigdy nie miałam poczucia, że rodzice o mnie zapomnieli albo, że jestem mniej ważna. Kiedy byłam małą dziewczynką, Mama zawsze podchodziła do mnie z wielką czułością i zrozumieniem.


Widziałam, że – tak jak każdy rodzic – potrafi zostać przez dziecko wytrącona z równowagi. Ale widziałam też, że nigdy nie lekceważyła moich problemów, zawsze próbowała im jakoś zaradzić.

Nie wyśmiewała ani nie bagatelizowała tego, że moja siostra zmieniła lalce fryzurę i "już nie da się zrobić takiej samej". Kiedy płakałam, nie mówiła "uspokój się" albo "przestań ryczeć".

Delikatnie łapała moje łezki i ze słowami "schowamy łezki do kieszonki" udawała, że umieszcza je w kieszeni fartuszka.

Ten fartuszek był zawsze dla mnie symbolem Mamy, trochę jak peleryna superbohatera. A moja Mama była superbohaterką. Superbohaterką codzienności. Był czas, kiedy w liceum bardzo trudno wstawało mi się do szkoły.
– Mnie się budzi w taki sposób – tłumaczyłam jej – że trzeba przynieść herbatkę, usiąść koło mnie i na spokojnie porozmawiać. Wtedy się rozbudzę.

I przychodziła. Czasami już nie miała czasu i siły. Włączała wówczas radio bardzo głośno. Bywało tak, że do szkoły szłam na drugą, trzecią lekcję.

Mama wszystko mi usprawiedliwiała. Zawsze miałam poczucie, że niesamowicie mi ufa. Wiedziała, że sama chętnie się uczę, więc nadrobię zaległości.

Do końca szkoły zawsze robiła mi kanapki, których zazdrościły mi koleżanki. One miały "tylko z serem", a ja zawsze z dodatkami: sałatą, ogórkiem, pomidorem.

Bywało tak, że prawie zjadłabym karteczkę, którą Mama włożyła mi do bułki. Na karteczce był napis "kocham cię" albo "miłego dnia". Co jakiś czas wkładała mi je do kanapek.

Włożyła mi też podobną do kieszonki w poszewce do poduszki. To była pierwsza noc w nowym mieszkaniu, na studiach. Kładłam się już spać, kiedy poczułam, że leżę na małej karteczce. Dodała mi otuchy w nowej rzeczywistości.

Zawsze obecna


Miałam poczucie, że moja Mama zawsze jest, nawet wtedy, gdy fizycznie nie było jej koło mnie. Pamiętam, jak wracałam z Warszawy do domu na weekend. Siadałyśmy wtedy w kuchni, w tle leciała Trójka, a my przy herbacie z miętą rozmawiałyśmy o wszystkim.

Zawsze miałam poczucie, że mogę mojej Mamie powiedzieć wszystko, ale też, że nie muszę tego robić, jeśli nie chcę. Wiedziałam, że nie skrytykuje mnie, kiedy powiem jej, że nie podzielam jej punktu widzenia czy światopoglądu. A czasami nie podzielałam.

Budowała we mnie poczucie własnej wartości. Zawsze powtarzała mi i mojemu rodzeństwu, że jest z nas bardzo dumna i widziałam w jej oczach, że tak w rzeczywistości jest.

Nigdy nie mówiła mi, na jakie mam iść studia, kim zostać w przyszłości, a w czasach szkolnych ani razu nie usłyszałam "A co Paulina dostała?".

Przekazała mi też swój wysublimowany gust. Słuchanie Trójki, znajdowanie i czytanie ciekawych książek czy artykułów. To dzięki niej, jestem dzisiaj osobą, którą chciałam być jako mała dziewczynka.

Później – kiedy byłam już dorosła – polecałyśmy sobie nawzajem powieści czy teksty. Raz zadzwoniła i powiedziała: "Magdziu, przeczytałam tę książkę, którą mi poleciłaś. Ale się spłakałam". Wiele się od niej nauczyłam. Także, jeżeli chodzi o praktyczne umiejętności. Moja Mama od zawsze potrafiła zrobić coś z niczego – do dziś szyje i przekazała mi pasję do szycia.

Nauczyła mnie skutecznych trików związanych ze sprzątaniem. Ale też jak załatwiać problemy związane z samochodem czy w jaki sposób rozmawiać z majstrami.

Pokazała mi, co to znaczy być prawdziwą kobietą. Z dzieciństwa pamiętam ją jako czułą i wrażliwą, ale jednocześnie bardzo konkretną i stanowczą, kiedy sytuacja tego wymagała. Wiedziałam, że zawsze mogę iść się do niej przytulić.

Bardzo ważne było dla mnie to, że budowała ze mną partnerską relację, a nie relację podległości. Nigdy niczego nie nakazywała, nie miałam wrażenia, że rodzice rządzą, a ja muszę robić tylko to, co mi każą. Mama zresztą nigdy nic mi nie kazała.

Nie pytałam się, czy mogę gdzieś wyjść. Nie mówiłam, o której wrócę. W ten sposób zbudowała we mnie poczucie samodyscypliny. Jak wróciłam za późno i kolejnego dnia zaspałam na zajęcia, wiedziałam już, żeby tak nie robić.

Raz zabroniła mi wziąć samochód, bo była mgła. Zbuntowana pożyczyłam auto od przyjaciółki. Kolejnego dnia mnie przepraszała.

Pamiętam, jak w sobotnie poranki ja dopiero się budziłam, a ona przychodziła z zakupami. Brała "Wysokie obcasy" i mówiła: "Przeczytam tylko list tygodnia i już się biorę".

Po przeczytaniu zakładała swój fartuszek i ogarniała wszystko, najlepiej jak potrafiła. Tego ogarniania też się od niej nauczyłam. Kilka lat później podkradałam jej gazetę i też czytałam list tygodnia.

Nauczyła mnie wrażliwości na piękno i zachwytu nad światem. Podczas spaceru mówiła na przykład: "Powąchaj tego kwiatka, bo następnym razem jak tu będziesz, może go już nie być".

Niesłychany zmysł estetyczny ma do dzisiaj. Mama pokazała mi jak doceniać drobne rzeczy: spacery z psem, kolację spędzoną z bliskimi czy możliwość spędzenia wieczoru z ciekawą powieścią.

Cieszyła się z moich sukcesów jak nikt inny, dużo bardziej niż ja sama. Zawsze powtarzała mi i mojemu rodzeństwu, że nie mogła sobie wymarzyć lepszych dzieci.

Największym darem matki dla dziecka jest życie. Ja dostałam takie w pełni, w dużym stopniu dzięki mojej Mamie. Superbohaterce w fartuszku.