
REKLAMA
Mama słuchała Trójki od szesnastego roku życia. Trafiła na tę stację przypadkiem, spodobała jej się muzyka, rozmowy, audycje. I tak już zostało. Nie potrafię przypomnieć sobie jakiegoś czasu "przed", bo Trójka w naszym domu była zawsze.
Trójka kolejnym domownikiem
W kuchni stało kiedyś stare radio, które non stop było włączone. Nikt nawet nie wiedział, jak się na nim przełącza stacje – nie było takiej potrzeby. Żadnemu z domowników nie przyszło do głowy, że można włączyć jakieś inne radio.Chyba raz zdarzyło się, że tata przełączył stację. "Co to za radio? Przecież to nie Trójka!" – zapytałam wówczas zdziwiona.
Pamiętam, że na lekcji polskiego w podstawówce za przykład frazeologizmu podałam "Za, a nawet przeciw", które w ogóle wówczas nie kojarzyło mi się ze słowami Wałęsy, a jedynie z trójkową audycją.
Jeszcze jako mała dziewczynka nie słuchałam radia intencjonalnie. Ciągle jedynie przemykałam koło radia. Wychowywałam się z nim.
Słyszałam starą ramówkę Trójki, kiedy wbiegałam do kuchni, żeby zapytać się mamy, czy mogę iść na plac. Słyszałam głos Niedźwieckiego, kiedy w pokoju obok w piątkowe wieczory czytałam książkę.
Później jakoś tak samo przyszło. Patrzyłam jak przy akompaniamencie przedmaturalnego "Lemon Tree" mama wyprawiała na maturę mojego brata, siostry i w końcu mnie. Pamiętam, jak siedzieliśmy stłoczeni w małej kuchence w letnie wieczory, a z radia leciała dobra muzyka i znane mi od dzieciństwa głosy.
Nie zapomnę, jak słuchałam z mamą audycji Nogasia i mówiłyśmy sobie nawzajem z przejęciem "Tę książkę, to koniecznie musimy kupić!"
Nie zapomnę też słynnych, żółtych karteczek mojej mamy, na których zapisywała zasłyszane w radiu powieści, piosenki, ważne dla niej słowa. Odkładała je później na parapecie i wieczorami mówiła mi, co dziś ciekawego usłyszała w Trójce.
Nie zapomnę też Sosnowskiego. I piątkowych poranków z Mannem. Pamiętam, jak mama o siódmej rano włączała radio, a ja śpiąc w pokoju obok, myślałam: "Czemu to radio zawsze musi być włączone tak głośno?"
Były jeszcze soboty, kiedy budziła mnie audycja Cejrowskiego. I świąteczne poranki z "Zagadkową niedzielą". Jadłam wtedy płatki, słuchałam kojącego głosu Katarzyny Stoparczyk i przekrzykujących się dzieci.
Z przejęciem słuchałam rozmów Michała Olszańskiego w "Godzinie prawdy". Dzięki nim miała okazję poznać historie ludzi odważnych, pełnych życia, którzy zmagali się z trudnościami i tragediami. Chciałam być jak oni. Miałam poczucie, że dzięki radiu poznaje świat.
To było zawsze takie zwykłe i oczywiste. Nigdy nie wyobrażałam sobie, że może być inaczej, bo skoro nie było czasu "przed Trójką", to nie powinno być też czasu "po Trójce". Jako nastolatka sumiennie słuchałam co piątek Listy Przebojów.
Raz nawet Piotr Baron przeczytał list, który napisałam do Trójki – czułam się wtedy częścią ważnej społeczności. Top Wszech Czasów był dla mnie i dla mojej rodziny świętem muzyki. Ostatnio, kiedy rozmawiałam z rodzicami przez wideo, słyszałam, że też słuchają Topu.
Pamiętam moją mamę, która mówiła: "Wyłącz ten jazgot", kiedy właśnie leciał "Program alternatywny" i moją przyjaciółkę, która zachwycała się tą audycją.
Pamiętam jak przed obroną pracy licencjackiej, siedziałam sama w domu. Stresowałam się i nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Włączyłam wtedy radio, żeby móc usłyszeć bliskie, znajome głosy.
Czasy beztrójkowe
A później zaczęło się dziać źle. Już nie mogłam słuchać jednej z moich ulubionych audycji, w której Nogaś opowiadał o książkach.Co chwila zaczynałam zauważać nieobecność głosów, z którymi miałam styczność od dzieciństwa. Pewnego dnia powiedziałam sobie, że przestanę słuchać Programu Trzeciego Polskiego Radia, jeśli odejdzie Marek Niedźwiecki.
Wielu z nas ma swoją osobistą, trójkową historię. Moja jest taka. Nie opowiedziałam jeszcze o wielu innych sytuacjach, ale jak przelatuję przez nie w głowie, to mam świadomość, że Trójka była zawsze dla mnie nie tylko radiem, w którym mogę posłuchać dobrej muzyki i ciekawych audycji.
Była przede wszystkim jakąś niesamowicie spójną społecznością, pomimo tego, że wszyscy jej członkowie – redaktorzy i słuchacze nie znali się osobiście.
W tym tygodniu postanowiłam, że dotrzymam obietnicy, którą sama sobie złożyłam. W moim radioodbiorniku nie będzie już Trójki. Zresztą, nawet gdybym ją włączyła, nie miałabym poczucia, że słucham tego samego radia.
Nie ma już tych samych głosów, tej samej muzyki. Nie ma audycji, których słuchałam w butach i kurtce, chcąc już wychodzić, ale nie mogąc jednocześnie się oderwać od tego, co słyszałam.
Trójki już nie ma, a we mnie jest wielkie przekonanie, że straciłam kogoś naprawdę mi bliskiego. Jestem teraz w rodzinnym domu i majstruję przy radiu w kuchni. Wciąż nie wiem, jak się na nim zmienia stacje, nigdy tego nie robiłam. Do dziś.
Może cię zainteresować także: "Zrób coś z tym Kazikiem". Szef muzyczny Trójki potwierdza naciski z góry