"To przedszkole mnie wykończy! Dostaję zadania z podstawy programowej i nawet ich nie otwieram"
Rodzice przedszkolaków w czasie pandemii mają okazję (jak nigdy wcześniej) przekonać się, co robią ich dzieci w placówkach. To właśnie teraz dostają maile z zadaniami od nauczycieli. Jak dzieci uczą się liczyć? Jakich czytanek słuchają? Jak wyglądają ich karty pracy? Niektórzy rodzice łapią się za głowy...
"Mój syn nie chodzi do przedszkola od połowy marca. Od tamtej pory dostajemy jednego maila na tydzień od pań. To plan z listą zadań.
Na pierwszy rzut oka nie wygląda źle, bo są tam aktywności z każdej sfery rozwoju dziecka. Zabawy ruchowe, język angielski, logopedia. W załącznikach dostajemy skany kart pracy, które normalnie dzieci robią na zajęciach.
To był dla mnie pierwszy szok. Te dzieci mają po 5 lat, praktycznie wszystkie znają alfabet i sprawnie liczą dalej niż do 10. Wiem, bo znam się z rodzicami. Córka znajomej potrafi sama wiązać buty, nawlekać koraliki na nitkę, mój syn potrafi czytać po sylabach.
A w kartach pracy ich zadaniem jest rysowanie po śladzie jakichś nudnych, banalnych wzorów! Albo kolorowanki: na Wielkanoc było to ogromne jajko w kropki i trójkąty... Serio? To jest wyzwanie dla 5-latka?
Manualnych zadań nawet nie ruszamy, są spóźnione o jakieś 2 lata i nie ma w nich nic, ale to absolutnie nic ciekawego. Z kolei zadania z matematyki na cały tydzień robimy w 7 minut naraz. Młody zasuwa do 100 bez potknięcia, a na kartach pracy ma liczyć do 5 krokusy i sasanki i wpisywać nawet nie tyle cyfrę w odpowiednią kratkę, co odpowiednią liczbę kreseczek...
Są czytanki: o naturze, o wiośnie, a w niej spostrzeżenia, które ma dziecko w wieku 3 lat. To nie jest tylko moja refleksja. Wielu rodziców z naszej grupy myśli dokładnie to samo. Dodam, że syn chodzi do przedszkola samorządowego.
Od licznych znajomych wiem, że w innych placówkach jest podobnie. Nasze dzieci pytają nas, skąd się biorą chmury, wiedzą, czym jest układ słoneczny, znają nazwy dinozaurów lepiej niż dorośli, używają słów w stylu 'stabilizacja', a w przedszkolu każe się im liczyć do 5 i słuchać 'edukacyjnych' piosenek o kaczuszkach...
Te maile przestałam odbierać, kiedy zadaniem na któryś tydzień było nauczyć dziecko myć zęby. Nie przesadzam. Dzieciom, które mają komplet mleczaków od 3 lat i robią to samodzielnie od 3 lat!
To nie jest tak, że jestem super ambitną matką, która stawia swojemu dziecku poprzeczkę wysoko. Z kolei mój syn nie jest wybitnie uzdolniony. W rozwoju nie wyprzedza rówieśników, wszyscy są raczej na równi. Oczekuję jedynie, że oferta oświaty będzie odpowiedzią na możliwości dziecka.
Nie jest! Podstawa programowa jest bardzo spóźniona i jest podana w wybitnie nudny sposób. Przedszkole nie nadąża za dziećmi, za ich zainteresowaniami i rozwojem. Infantylne podejście, nieciekawe polecenia, odtwórcze zadania – jeśli dziecko się do tego dostosuje, rzeczywiście będzie perfekcyjnie przygotowane do tego, co oferuje szkoła. Nudnej nauki w stylu odtąd-dotąd.
Jestem rozgoryczona i już wiem, czemu mój syn na pytanie 'jak w przedszkolu?' odpowiadał zazwyczaj: 'nic ciekawego'. Dla niego jedyną wartością w przedszkolu są koledzy. Teraz ich nie ma, więc przedszkole nie istnieje".