Jest jedna rzecz, którą warto zrobić dla dzieci (i siebie) podczas kwarantanny. Poczujesz ulgę

Ewa Bukowiecka-Janik
Do napisania tego tekstu skłonił mnie kolejny, chyba setny newsletter, z tytułem w stylu: "Czym zająć dziecko podczas kwarantanny" i tysiąc pięćdziesiąty post rozżalonego, zmęczonego rodzica w klimacie: "Mam dość, co zrobić z dziećmi?!". Doskonale rozumiem wasze zmęczenie i to, że szukacie rozwiązań na #homeoffice2020. A nawet mam dla was takie, które zadziała raz na zawsze i nie jest to nawiązanie do popularnego mema, na którym widzimy mamę przy komputerze i dzieci skrępowane taśmą izolacyjną. Choć jestem pewna, że to właśnie rozwiązanie w tym momencie jako jedyne jawi wam się jako skuteczne.
Jak wypełnić dzieciom czas podczas kwarantanny? Nie wypełniaj! fot. 123rf
Z tą taśmą to wizja nawracająca cyklicznie, nie ma na to rady. Jednak jest coś, co możecie zrobić dla siebie i dla swoich dzieci, by cykl, w którym masz ochotę związać wszystkich potomnych i wsadzić do piwnicy, będzie nieco dłuższy i łagodniejszy w przebiegu.

Sztuka odpuszczania
W dziesiątkach postów na różnych forach i grupach facebookowych rodzice pytają: "jak wypełnić czas dziecku?". Teraz do wypełnienia jest nie kilka, a kilkanaście godzin, bo dzieci są w domu non stop. Odpowiadam: "nie wypełniaj".

Póki non stop będziesz dzieciom wszystko pokazywać palcem, nie zaczną same dostrzegać. Jeśli to ty będziesz wymyślać im zajęcia, zabawy, organizować czas, one nie uruchomią wyobraźni, by wymyślić coś samodzielnie. To naturalna reakcja. Rozleniwienie, odtwórczość.


Drugą naturalną reakcją jest bunt. Bo jakbyście się czuli, jakby ktoś wam o każdej porze dnia narzucał, co macie robić? Jasne, trzeba pilnować pory obiadu, trzymać się jakichś ogólnych zasad higienicznego życia. Jednak jeśli wasz plan na dziecko zaczyna się o 6.30, a kończy o 20.30, to nie dziwcie się, że ono w końcu odmówi współpracy.

W pułapkę takiego planowania bardzo łatwo wpaść. Tyle się dzisiaj czyta o tym, by aktywizować dziecko, by pokazywać mu nowe, fajne. Eksperci radzą, co, jak i kiedy warto robić z dzieckiem. Jednak zapomina się o tym, że kreatywność rodzi się z nudy. Kiedy jest przestrzeń i wolność, nie szereg planów i zasad.

Ten sam mechanizm działa w szkole: rób odtąd-dotąd, każda minuta lekcji jest zaplanowana. M.in. dlatego szkoła, zamiast rozwijać, ogranicza.

Zasad nie warto przestrzegać za wszelką cenę. Zasady są spoko, póki zmieniają nasze życie na lepsze. Jednak kiedy zawodzą lub się przeterminowują (a w czasach kwarantanny to drugie zjawisko będzie obecne częściej), to znaczy, że trzeba je zmienić lub odpuścić.

Przykład: być może dobrze wam szło sprawne wstawanie rano i szykowanie się "do życia" przez pierwsze dwa tygodnie. Była mobilizacja, by dzień zaczynać z godnością. Teraz jest zmęczenie, znużenie. Dzieci też to czują. Czy warto z nimi toczyć wojny tylko po to, by dla zasady wszyscy byli ubrani i mieli umyte zęby do 10 rano? Moim zdaniem nie.

Trochę luzu i oddechu dają możliwość zatęsknienia za tym, co było. Bez sztuki odpuszczania po prostu się "zajedziecie".

Siła spokoju
Organizowanie dzieciom każdej godziny, wymyślania zabaw i nowych aktywności na pewno w pierwszych tygodniach kwarantanny było łatwiejsze. Były pomysły, dzieci lubią nowe, więc podchodziły do nich z zapałem. Teraz wiele wskazuje na to, że twoje rozwiązania się przeterminowały.

Czy to oznacza, że musisz wymyślać kolejne? Tak wynika z licznych postów, o których wspomniałam wcześniej. Rodzice piszą, że ciągle słyszą "nie". Że dzieci nie chcą robić nic, więc rodzice chcą je aktywizować, szukać zajęcia, które je z tego marazmu wyrwie.

Jasne, warto coś niezobowiązująco zaproponować, bo może dziecko potrzebuje tylko zwykłej podpowiedzi. Jednak jeśli jest w amoku mówienia "nie", daj mu spokój.

Wytłumacz bez agresji i pretensji, bez napaści i obwiniania, że musisz pracować i nie masz teraz możliwości wymyślania kolejnych zabaw i że jeśli nie chce robić nic, to proszę bardzo. Podkreśl, że jesteś, że wspierasz, że rozumiesz. I zostaw w spokoju.

Trzy etapy przemiany
Na początku będzie bunt, potem chwila wyciszenia, a następnie nowy pomysł. Ten spokój i wolność od narzucania dziecku czegokolwiek to dla niego szansa na zrozumienie sytuacji, dostrzeżenie swoich potrzeb oraz innych rozwiązań. Tak to działa w skali mikro. Teraz skala makro.

Ja i moja rodzina co rok jeździmy na wakacje nad morze, na pole namiotowe na końcu świata. Nie ma tam nic, również zasięgu. Na tym samym kempingu nie brakuje rodzin z dziećmi, również tymi starszymi. I to, co dzieje się z nastolatkami odciętymi od mobilnego internetu i zostawionymi w środku lasu przy plaży, to jest wspomniana skala makro.

Rodzice tych dzieci opowiadali mi nie raz: pierwsze dwa dni to stękanie, jęczenie i bunt, że "to, co starzy wymyślają to nuda i bezsens. Po co my tu w ogóle przyjechaliśmy?"

"Nie ma sprawy, nie musisz robić z nami nic. Możesz robić, co chcesz" - mówili rodzice. Potem przychodził moment wyciszenia, zatem kolejne dwa dni dzieci odpoczywały fizycznie – spały do południa, jadły, słuchały muzyki, gapiły się w ognisko.

Natomiast kolejnego dnia łapały za książkę, rower, poznawały rówieśników, organizowały grę w podchody. Na koniec nie chciały wyjeżdżać.

Łatwo powiedzieć, trudno zrealizować? No, trudno. Bo trzeba dzieciom pozwolić "zawalić" cały dzień przed komputerem w myśl kroku drugiego pt. "rób, co chcesz". Trzeba pozwolić im złamać zasady, olać je.

To trudne, bo boimy się, że dziecko "zasmakuje" wolności i już zawsze będzie chciało siedzieć w piżamie całymi dniami przed konsolą. Pamiętajcie: "raz" nie znaczy "zawsze", "dwa razy" nie znaczy "często". Wyjątek potwierdza regułę.

To trudne, bo chcemy czuć, że mamy kontrolę nad sytuacją. Nie chcemy, by dziecko "popełniło błąd" i poczuło się źle. To z kolei nazywa się nadopiekuńczość.

Nie chodzi o to, by dzieci porzucać, lecz o to, bym im zaufać. Zaufać ich intuicji i dobrej woli, naturalnej ciekawości, ich potencjałowi. Najgorsze, co możemy zrobić to szukać im zajęcia, byleby tylko było cicho. Na dłuższą metę to studnia bez dna.

Nie myślcie za dzieci i nie organizujcie im czasu na siłę. Dajcie im szansę, by nauczyły się samodzielnie radzić sobie nowej sytuacji. Tylko oddając im inicjatywę i ich czas, nauczycie je, jak być we własnym towarzystwie. To lekcja rozpoznawania uczuć, radzenia sobie z nimi i dostrzegania swoich potrzeb. Przyda się nie tylko w czasach zarazy.