Wiem, co czujecie! Pracuję zdalnie od lat i mam małe dziecko. Powiem wam, jak przetrwać

Ewa Bukowiecka-Janik
Drodzy rodzice, wiem, co czujecie. Od lat pracuję zdalnie i bardzo często jestem zmuszona w godzinach pracy zająć się swoim dzieckiem (5 lat). Nie od dziś wiem, co to znaczy nie słyszeć własnych myśli przez cały dzień. Znam tę zabójczą mieszankę bezradności i wkurzenia, którą doskonale oddaje kultowa scena z filmu "Miś": "Zaraz odwiozą mnie do Tworek...". Powiem wam, co zrobić, by nie zwariować w #homeoffice2020.
Jak pogodzić pracę zdalną z opieką nad dziećmi?
Spokojnie, to nie będą abstrakcyjne porady w klimacie Ministerstwa Rodziny, czyli wydrukuj tysiąc kolorowanek. Choć rzeczywiście mam już swoje patenty, by ugrać trochę czasu, uziemiając dziecko inaczej niż za pomocą hipnozy telewizyjnej (ale o tym później). Zdaję sobie jednak sprawę, że na każde dziecko działa inna "hipnoza", więc nie w tym sęk, by szukać skutecznych metod i dzielić się złotymi patentami. Sęk w tym, by mieć odpowiednie nastawienie.

Wiem, stwierdzenie, które można usłyszeć ostatnio z ust psychologów, że czas kwarantanny może być dla was rodzinną terapią sfokusowaną na bliskość, jest jak seria bolesnych kopniaków. Wszak cały dzień robiliście wszystko naraz. Kiedy tylko zaczynaliście pracę, nagle dziecko robiło się głodne i zaczynało włazić na kuchenny blat. Przerywano wam co pięć minut, gdy "wisiał" nad wami szef.


Do tego wcale nie pomagają inni rodzice, którzy prezentują w mediach społecznościowych, ile to już kreatywnych rzeczy zrobili i jakie to mają kwarantannowe postanowienia. Ile bułeczek z dziećmi upiekli i jak sprawnie im poszło oswajanie się ze szkołą online... Podczas gdy ty, drogi rodzicu, ty walczyłeś o przetrwanie.

Co zrobić, by nie zwariować, godząc pracę zdalną z opieką nad dzieckiem?


Jak ogarnąć robotę i mieć sojusz z dziećmi? Najpierw kilka rad praktycznych.

Po pierwsze, zanim włączysz komputer, uszykuj siebie i dzieci, jak co rano. Tak, jakbyście mieli wyjść. Ubierzcie się, umyjcie, zjedzcie śniadanie. W ten sposób zredukujesz liczbę rzeczy do zrobienia w godzinach pracy.

Po drugie, na dzień dobry, poświęć dziecku trochę uwagi w sposób, który lubi najbardziej. My akurat mamy zajawkę na puzzle. Pochylamy się na 20 minut nad rozłożonymi setkami małych elementów, szukamy razem, dyskutujemy, pomagamy sobie. W ten sposób "potrzeba mamusi" jest na jakiś czas zaspokojona, a zajawka zaszczepiona. Mogę się na trochę oddalić. I jest cicho!

Po trzecie, podziel pracę na części, między którymi możesz robić przerwy, podczas których poświęcisz uwagę dziecku. I dotrzymuj słowa! Dziecko tym bardziej będzie domagać się twojej uwagi, im bardziej będziesz je zbywać – logiczne. Serio, z doświadczenia wiem, że 15 minut robienia razem czegokolwiek gasi pragnienie na jakiś czas. To dla niego dowód, że jesteś z nim, że je widzisz, że jest ważne.

Jeśli nie jesteś w stanie robić przerw, niestety – musisz dzielić uwagę. Nie unikniesz tego, więc warto robić to tak, by jak najmniej rozpraszać się i frustrować. Pilnowanie obowiązków zawodowych i dziecka, które gra z tobą w monopol przy jednym stole jest o wiele łatwiejsze niż pisanie maili i budowanie namiotów z koca jednocześnie.

I nie zostawiaj pracy na wieczór! Bardzo trudno się wyluzować, sprawnie położyć dziecko spać, gdy ciąży nad nami świadomość "niezrobionego".

Po czwarte, ugotuj zupę albo inne danie jednogarnkowe na kilka dni i nie miej wyrzutów sumienia, że to jedyny obiad, jaki zaserwujesz w najbliższym czasie.

Po piąte, nie planuj zbyt wiele, nie wymagaj od siebie za dużo. Planuj minimum. Ustal priorytety. Naczynia możesz umyć wieczorem, łóżek w sumie nie musisz ścielić wcale. Dzieci mają być bezpieczne i zaopiekowane, a obowiązki zawodowe ogarnięte. Nie musisz realizować punktów powyżej. One mogą pomóc, ale serio: to że przetrwaliście wystarczy. To już będzie wielki sukces.

A teraz najważniejsze: nastawienie.

Nie oczekuj, że pójdzie gładko. Nie oczekuj, że nie będziesz pracował z dzieckiem uwieszonym na twoim ramieniu i jęczącym ci do ucha. Tak będzie, prędzej czy później. Spróbuj się z tym pogodzić. Będziesz zmęczony, owszem, ale unikniesz frustracji, a ona jest fatalną doradczynią, gdy musisz być nianią i pracownikiem jednocześnie przez dłużej niż dwa dni.

Nie wymagaj, że ułożysz plan, który wypali. Możesz mieć w domu setki zabawek, które mogą być dziecka zajęciem na cały dzień. Teoretycznie mogą i warto je dzieciakom podsuwać, ale nie oczekuj od nich, że zajmą się tym na zawołanie. Dzieci nie są na pilota.

Moje dziecko ma pięć lat i od początku tego roku choruje. Nie przepracowałam w samotności ani jednego tygodnia (wybrane dni, owszem) i to, co się totalnie sprawdziło (bo nadal żyję, mam się dobrze, moje dziecko też i nie odeszłam z pracy) to oddanie dziecku wolności. Paradoksalnie, zamiast planu.

Wymaga to nieco odwagi, ale da się. Otóż: najwięcej czasu na pracę i spokoju zyskuję, pozwalając Witkowi bawić się w to, co chce, pod warunkiem, że ustalimy zasady bezpieczeństwa. Np. wczoraj bite 2 godziny "żeglował". Wanna była jego łodzią. Przebrał się w kąpielówki, założył maskę do nurkowania, naznosił zabawek, gadał do siebie.

Wcześniej wyniosłam wszystkie kosmetyki, które mogłyby mu zagrażać i które w dobie pandemii są na wagę złota. Kiedy zaczęło mu się nudzić, w smartfonie włączyłam mu odgłosy burzy i orzekłam, że jest sztorm. Zyskałam kolejne 30 minut.

Innym razem dałam mu koszyk ze starymi lakierami do paznokci i nimi malował resoraki. Nie wtrącałam się, nie instruowałam, że ma nie pobrudzić stołu. Liczyłam się z tym, że będą straty. Trudno. Musiałam pracować, a on robił, co chciał. Udało się.

W naszym przypadku sprawdzają się też wszystkie gluty, glajdy, koloryzujące wodę proszki do kąpieli, kule musujące DIY i wszystko, co można ugniatać, rozsypywać, mieszać i tak dalej. Jednak, jak wspomniałam, nie chodzi o szukanie zajęcia idealnego. Bo są takie dni, że takie nie istnieje. Chodzi o to, by odpuścić kontrolę i chore oczekiwania wobec siebie.

Wyjaśnić, na co się zgadzasz, na co nie i dlaczego. Oczywiście nie możesz narażać dziecka na niebezpieczeństwo, ale możesz podjąć ryzyko. Bo ryzyko a niebezpieczeństwo to dwie różne sprawy.

Jest bardzo duża szansa, że dzieciom nic się nie stanie, a ty zyskasz cenny czas. Bardzo prawdopodobne jest też, że po takiej swobodnej zabawie pomieszczenie do niej przeznaczone będzie wymagało wielkiego sprzątania, ale trudno. To jest koszt świętego spokoju w pracy zdalnej. I znów: pogódź się tym. Inaczej będziesz kłębkiem nerwów.

Odpuszczając kontrolę, zadbasz też o waszą relację. Właśnie tak buduje się w dziecku poczucie odpowiedzialności, samodzielność i wzmacnia zaufanie między wami.

I na koniec: uznaj za fakt, że każdy dzień będzie trochę inny. Że nie zawsze znajdzie się energia na swobodną zabawę. Że czasem braknie pomysłów. Że nie codziennie uda wam się zrobić wszystko na czas. Że dzieci mają humory, zresztą rodzice tak samo.

Dzieciaki nie tknęły książek, choć nauczyciele zasypują je zadaniami online? Pół dnia gapiły się w telewizor? Trudno. Tak bywa. Nic się nie stało. Może jutro będzie lepiej. Najważniejsze to się nie obwiniać za to, jak wyglądał wasz dzień! Daliście z siebie wszystko i to się liczy.

Nie jesteś złą mamą czy kiepskim tatą, jeśli czytasz to teraz, wciąż siedząc w piżamie, a w głowie licząc, ile masz zaległości. Praca zdalna z dzieckiem u boku to wybitnie trudny kawałek chleba. Dlatego nie mnóżcie problemów zbędnymi oczekiwaniami, przygotujcie się, jak najlepiej się da, a wszystko będzie dobrze.

Powodzenia!