"Tak się da żyć przez 2 tygodnie, nie kilka miesięcy". Rodzice z CZD wzięli sprawy w swoje ręce
Nie ma reguły – niektórzy lądują w Centrum Zdrowia Dziecka o 1.00 w nocy, mimo że w najbardziej pesymistycznym wariancie takiego finiszu dnia nie zakładali, inni stawiają się zgodnie z planem w samo południe i dowiadują się, że spędzą tam kilka kolejnych miesięcy. Szpital jest gigantyczny, ma kąciki do przewijania, windy dla niepełnosprawnych, catering. Brakuje tylko łóżek.
Nie dla dzieci, tych jest aż 500. "Zawsze" był problem z łóżkami dla rodziców, ale od 1 lutego jest jeszcze gorzej – zamknięto sprawnie działającą szpitalną wypożyczalnię leżanek. Nie do końca wiadomo dlaczego: ktoś komuś powiedział, że zmarła jedna z osób, która ją prowadziła i takie niepotwierdzone informacje można usłyszeć na korytarzach. Brakuje więc łóżek – choćby płatnych – dla rodziców, którzy z walizką i wózkiem przejechali pół Polski. Trudno wytłumaczyć 2-latkowi, że mama pójdzie spać do hotelu. Trudno noc w noc spać na "szkolnym" krześle.
Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie niektóre oddziały ma doskonale wyposażone – nie muszą martwić się rodzice małych pacjentów z patologii noworodka, ani pediatrii i żywienia. Cała reszta musi zdać się na ślepy los – może akurat ten jeden fotel z WOŚP na 6-osobowej sali będzie wolny?
Z pozdrowieniami od rodziców dla rodziców
Na szczęście 3 lata temu powstała na Facebooku grupa "SOS – mieszkańcy Wawra rodzicom z CZD [Centrum Zdrowia Dziecka]". Ma ponad 12 tysięcy członków. Informacjami o niej wymieniają się rodzice pod gabinetami zabiegowymi, krążą pogłoski, że pomoc otrzyma się tam nawet, jeśli napisze się posta o 4.00 rano.
– Oni robią nawet za dużo, odciążają całkowicie szpital. Kawę potrafią zostawić w oddziałowych kuchenkach z karteczką "z pozdrowieniami od SOS". Są wszędzie, mają swoje łóżka, pożyczają, przywożą. Ale teraz sytuacja z brakiem łóżek ich przerosła – mówi Sonia, która ze względu na zespół wad genetycznych 2-letniej córki, bywała niegdyś w CZD 3 razy w tygodniu.
Przerosła indywidualne możliwości finansowe, ale tylko zwiększyła wolę walki o "godny sen rodziców".
"Tyle cegieł, ile serc polskich"
Założycielka grupy – Anna Ojer (radna warszawskiej dzielnicy Wawer i mama czwórki dzieci) dogadała się bowiem ze szpitalem i postanowiła zebrać pieniądze na łóżka dla rodziców. To nie pierwszy raz, kiedy działające od 1977 roku Centrum Zdrowia Dziecka taką pomoc przyjmie.
Jeszcze 9 lat przed oficjalną inauguracją działalności Społeczny Komitet Budowy wystąpił z apelem wzywającym "polskie społeczeństwo, Polonię zagraniczną i wszystkich ludzi dobrej woli do ofiarności w realizacji budowy i wyposażenia Pomnika – Szpitala". – Do realizacji zamierzonego celu potrzeba jest właśnie tyle cegieł, ile serc polskich za granicą bije dla ziemi ojczystej. Każda taka cegła z szarej gliny szarego człowieka nabiera barwy jego miłości – apelowała szwedzka polonia.
Czasy nieco się zmieniły, teraz szpital wspierany jest przez niezliczone fundacje (których plakatami obklejony jest cały hol), a apele umieszcza się w internecie. Ten konkretny – na stronie Zrzutka.pl.
Łóżkowe normy
– Łóżka są niezbędne, bo dwa tygodnie wytrzyma się na podłodze, ale kilka miesięcy? Jestem w trakcie ustalania ze szpitalem dokładnych wytycznych. Nie wiemy, ile pieniędzy uda nam się uzbierać i jaki typ łóżek będzie potrzebny. Bo do niektórych sal zmieszczą się tylko takie "kanadyjki" za 100 złotych, ale one długo nie wytrzymają. To się raczej nie opłaca, potem będzie trzeba organizować kolejną zbiórkę. Dlatego ze wstępnych ustaleń wynika, że jedno takie łóżko to będzie kwota rzędu 1200 złotych. Trzeba to wszystko jeszcze doprecyzować – tłumaczy Anna Ojer.
Wszystkie będą musiały spełnić określone normy, przepisy, wymagania szpitala. Nie mogą być za twarde ani za miękkie, za szerokie, ani za wąskie. Muszą trochę posłużyć, dlatego szpital nie będzie przyjmował – najczęściej nie odpowiadających normom – darów rzeczowych.
– Może ktoś pomyśli, że jesteśmy roszczeniowi, bo mamy szczęście, że w ogóle możemy przebywać z dziećmi. Ale prawda jest taka, że czasy się zmieniły, rozmaite fundacje działają i te kanapy, fotele, leżanki po prostu w większości miejsc są. Rodzice, którzy trafiają do tak wielkiego i nowoczesnego warszawskiego szpitala nie biorą pod uwagę, że mogą tu nie mieć miejsca do spania. Bo skoro w gorzej wyposażonych placówkach one są oczywistością? A potem tu przyjeżdżają i klops – opowiada Sonia.
Klops, bo wiele oddziałów nie pozwala spać choćby na karimacie – ze względów sanitarnych. Określenie "matki-karimatki" nie jest już aktualne.
Tęsknota za normalnością
Każde z 500 dzieci zasługuje w chorobie na obecność rodzica. Każdy z 500 rodziców przeżywa w szpitalu strach o dziecko, zmęczenie, stres, niepokój o diagnozę, tęsknotę za normalnością. – Sen może przynieść namiastkę ukojenia – napisała w komentarzu na stronie Zrzutki jedna z mam.
Komentarzy przybywa, w chwili pisania tego artykułu najniższa wpłacona kwota wynosiła 5 złotych, najwyższa – 2000. Czy możemy też liczyć na czytelniczki i czytelników Mama:Du? Oto strona, na której możecie dołożyć się do łóżek. Nigdy nie wiadomo, kto z waszych bliskich będzie mógł z nich skorzystać.
Może cię zainteresować także: "Jak dobić starszą panią". Historia z warszawskiego szpitala brzmi jak okrutny żart