"Nigdy nie zaproszę całej klasy na urodziny dziecka". Patent mamy na odwieczny dylemat

Ewa Bukowiecka-Janik
Urodziny dziecka potrafią rodzicom przysporzyć wiele dylematów. Jednym z nich jest lista gości. Powszechnym rozwiązaniem tego problemu jest zapraszanie całej grupy przedszkolnej lub klasy. Najczęściej do sali zabaw. Nie każdy rodzic jest jednak zwolennikiem tego rozwiązania, nawet kiedy pada argument o dyskryminacji...
Czy na urodziny dziecka trzeba zapraszać całą klasę? fot. 123rf
Jednym z takich rodziców jest Karen Johnson. To autorka publikująca m.in. na portalu "Scarry Mommy". Trójka jej dzieci chodzi do szkoły podstawowej. Chyba każdy jest w stanie wyobrazić sobie, ile w związku z tym jej rodzina dostaje zaproszeń na imprezy urodzinowe...

Czas, pieniądze i obcy ludzie
"I chociaż miło jest być zaproszonym, moje dzieci nie uczęszczają na wiele z tych imprez. Dlaczego? Ponieważ nie są przyjaciółmi 22 osób ze swojej klasy. Z tego samego powodu te 22 osoby nie dostaną zaproszenia od nas" - wyjaśnia Karen.

Mama twierdzi, że nie ma sensu zapraszać na urodziny dzieci, których nasze dzieci ledwo kojarzą imiona, a to, co ich łączy to tylko przynależność do jednej klasy. "Jeśli mój syn nie gra z twoim w piłkę na przerwie i sądzi, że ma na imię John, a tak naprawdę jego imię to Peter, nie dostaniesz od nas zaproszenia. Jeśli rozmawiasz, że swoim dzieckiem, wiesz, kto jest jego przyjacielem. Ich imiona w dziecięcych opowieściach przewijają się regularnie".


Kiedy Karen i któreś z jej dzieci dostają zaproszenie na urodziny, mama wypytuje o znajomość z jubilatem. Czy się lubią, ile ich łączy. Co razem robią, o czym rozmawiają. Jeśli wynik takiej ankiety nie jest świadectwem przyjaźni, zaproszenie trafia do kosza.

"Mam troje dzieci. Każde dziecko ma w swojej klasie około 20 dzieci. Jeśli moje dzieci brały udział w każdym urodzinowym przyjęciu, to byłoby to 60 przyjęć rocznie. Dla każdego jubilata trzeba mieć też jakiś prezent" - wylicza mama.

Ponadto jej dzieci – jak wiele dzieci również w Polsce – uczęszcza na zajęcia pozalekcyjne. Co więcej, Karen dba o kontakt z dalszą rodziną, zatem ich weekendy to zazwyczaj odwiedziny u babć i kuzynów.

"Kiedy jeden z najbliższych przyjaciół moich dzieci ma urodziny i nas zaprosi, nadamy temu wydarzeniu priorytet. Jednak jeśli moje dziecko nie bawi się z twoim, wybacz, ale na waszym przyjęciu nas nie będzie. Poza planami i wyjazdami, mamy co robić w domu. Dbamy, by spędzać czas razem, tylko we własnym gronie. To dla nas ważniejsze" - argumentuje mama.

Ze względu na to, że Karen szanuje swój czas i dba o relacje z najbliższymi, nie wyprawia dzieciom urodzin na 20 osób. "Nie chcę ponosić odpowiedzialności za obce dzieci przez kilka godzin w sobotę. Nie mam też niekończących się zapasów gotówki, by móc ją wydawać na imprezę dla cudzych dzieci. Tę energię, czas i pieniądze chcę przeznaczyć dla najbliższych przyjaciół moich dzieci, których jest góra sześcioro" - pisze mama.

Karen uważa za istotny również fakt, że kiedy zaprasza gości na urodziny swoich dzieci, może skontaktować się bezpośrednio z rodzicami. Dzięki temu dokładnie wie, komu, kiedy pasuje i kto się pojawi. Nie musi zgadywać ani czekać na odpowiedź na zaproszenie.

Urodzinowa dyskryminacja
Dyskryminacja jest jednak nieunikniona. Karen zapewnia, że nie chce, by nieobecność jej dzieci na imprezie urodzinowej danego dziecka, była dla niego krzywdząca. Czasami zdarza się, że dziecko nie ma dobrych kontaktów z rówieśnikami i taką masową imprezą próbuje znaleźć swoje miejsce w grupie.

"Jeśli wiem, że inne dzieci też rezygnują z udziału w urodzinach danego dziecka, traktuję tę sytuację inaczej. Dzieci wykluczone przez grupę, które nigdy nie dostają zaproszenia od innych, dostają zaproszenie od nas" - wyjaśnia Karen.

Zaproszenia, które Karen i jej dzieci ignorują, są od uczniów, którzy mają swoich przyjaciół i którzy nie mają z jej dziećmi żadnych relacji. Odpadają też zaproszenia od dzieci, które bywają złośliwe, zaczepiają i przezywają.

"Urodziny z dzieciństwa są wyjątkowe i mamy tylko kilka okazji, by przeżyć je z naszymi dziećmi. Tylko kilka momentów, w których jeszcze będą dziećmi, lecz które zapamiętają. Po co więc dzielić się nimi z grupą dzieci, których nie znamy?" - pisze mama.

Zamiast tego proponuje spędzić ten wyjątkowy dzień z tymi, których kochamy – rodziną i bliskimi przyjaciółmi – robiąc to, co kochamy. I to nie musi odbywać się w hałaśliwej sali zabaw lub innym abstrakcyjnym miejscu. Wystarczy dużo ciasta, dużo śmiechu i dużo radości.
Źródło: scarrymommy.com