"Skoro nie może iść na dwór, niech wcale nie przychodzi!". Walka rodziców z przedszkolem

List do redakcji
W jakim stopniu o tym, co robi dziecko w przedszkolu, mają prawo decydować rodzice? Nadrzędnym i wspólnym celem zarówno rodziców, jak i nauczycieli powinno być dobro dziecka. Czy przedszkole ma prawo narzucić zasady, które rodzicom wydają się szkodliwe? Odpowiedź, jaka się nasuwa, brzmi: oczywiście, że nie! A jednak w kwestii wychodzenia na dwór awantur nie ma końca.
Czy dzieci muszą wychodzić na dwór, gdy są w przedszkole? Fot. Marcin Stępień / Agencja Gazeta
Do redakcji MamaDu napisała pani Elżbieta, mama 5-letniego Jasia, która nie chce, by jej syn wychodził z całą grupą na dwór. Powodem jest odporność chłopca.

"Czuję się zupełnie bezsilna i dlatego piszę. Odkąd mój syn chodzi do przedszkola – teraz leci trzeci rok – toczę walkę o wychodzenie na dwór. Nauczycielki zabierają dzieci na podwórko nawet dwa razy dziennie i nie ma możliwości zrobić odstępstwa od tej zasady. Osobiście uważam, że to przesada i nie potrafię tego wyegzekwować.

Jaś często choruje i często ma zapisywane antybiotyki. Angina ropna i zapalenie oskrzeli rozwijają się u niego tak szybko, że nie zdążę zareagować, a już trzeba podać antybiotyki. Jestem tym wykończona, nawet straciłam przez to pracę, bo co chwilę musiałam zostawać z małym w domu. Trwa to odkąd poszedł do przedszkola i uważam, że winne są wyjścia na dwór.


Przedszkole ma swoje duże podwórko, to placówka samorządowa. W ciągu dnia dzieci wychodzą przed południem i jeśli pogoda dopisuje również po obiedzie. Nauczycielki nie zważają na pogodę – zostawiają maluchy w sali, tylko jeśli poważnie wieje czy pada. Jeśli jest zimno czy jest mżawka, idą na dwór.

Wiele razy rozmawiałam o tym z wychowawczynią mojego syna, a nawet z dyrektorką. Ich argumenty to zdrowie dzieci! Oczywiście wiem, że ruch na świeżym powietrzu wzmacnia odporność, ale na mojego syna działa to odwrotnie. Niemal za każdym razem, gdy zgrzeje się na dworze, potem ma katar i to już krótka droga do antybiotyku...

Prosiłam, by Jaś zostawał w sali, np. z inną grupą. Na próżno. Zdaniem nauczycielek to naraża go na izolację. Co więcej, usłyszałam, że jeśli dziecko nie jest na tyle zdrowe, by chodzić na dwór, w ogóle nie powinno chodzić do przedszkola!

Na temat obowiązkowego wychodzenia na dwór nie ma zapisów w statucie placówki, jednak ten argument nie jest dla nauczycielek i dyrekcji wiążący. To ich statut i mam wrażenie, że one mogą go używać przeciwko rodzicom, ale w odwrotną stronę to już nie działa.

Nie wiem co mam zrobić. Prowadzam Jasia do przedszkola jak najmniej lub w dni, w które nie obawiam się pogody i jego biegania po dworze, bo naprawdę nie chcę już siebie i jego narażać na te ciągłe wędrówki po lekarzach. Pediatra mówi, że nauczycielki mają rację – Jaś nie ma odporności, a ruch powietrzu, by ją wzmocnił, a winne infekcjom są dzieci, które chodzą do przedszkola chore.

Jednak ja nie mam wpływu na to, czy do przedszkola przychodzą dzieci z katarem, a na to czy moje dziecko biega po dworze, uważam, że powinnam mieć wpływ!"

Czy macie jakieś doświadczenia w tego typu ustaleniach z przedszkolami?