Dlaczego wracał do pedofila? "Miałem 12 lat. To zmieniło moje życie, zmieniło wszystko"

Alicja Cembrowska
Pamiętam to, jakby to było wczoraj. Nawet zapach jego wody toaletowej. Czy to jest możliwe? Chciałbym, żeby poczuł to, co ja wtedy. Kiedy mnie gwałcił i mówił, że mnie kocha. Chce pokonać strach, lęk, wstyd. Miałem tylko 12 lat. Byłem dzieckiem – mówi 35-letni obecnie Artur, który kilka dni temu odezwał się do mnie z prośbą o pomoc.
Molestowanie w dzieciństwie – jaki ma wpływ na dorosłe życie? Andrik Langfield/Unsplash

Ceną za miłość był seks

11 września Artur napisał do mnie pierwszego maila. "Jakiś czas temu czytałem pani tekst. Chciałbym podzielić się moim osobistym doświadczeniem. […] Mając 12 lat, poznałem, tak mi się wtedy wydawało, miłość mojego życia. Miał 38 lat, był przystojny. Mówił mi, że mnie kocha i będzie nam cudownie razem. Dla dziecka, którego rodzice się rozwodzą, mają kolejnych partnerów, a syn, który do tej pory był oczkiem w głowie, zostaje odesłany w kąt, to trauma. Wtedy potrzebowałem miłości. On mi ją dawał, ale ceną był seks".

Autor tych wstrząsających słów zwierzył mi się ze swoich obecnych problemów, które wynikają, m.in. z traumatycznych doświadczeń z dzieciństwa. Poleciłam mu, by poszukał pomocy w Telefonie Zaufania. O tym, jak został potraktowany i jaką odpowiedź otrzymał, piszę w osobnym artykule.

Po wyjaśnieniu sprawy i zwolnieniu osoby odpowiedzialnej za skandaliczną wiadomość dostałam od Artura smsa: "Napiszesz, co mi się stało w dzieciństwie? Może to mnie jakoś uwolni od traumy z przeszłości… Pamiętam to, jakby to było wczoraj. Nawet zapach jego wody toaletowej. Czy to jest możliwe? Cały czas myślę, że gdybym wtedy nie spóźnił się na tą SKM-kę, to bym go nie spotkał. Chciałbym, żeby poczuł to, co ja wtedy. Kiedy mnie gwałcił i mówił, że mnie kocha. Chce pokonać strach, lęk, wstyd. Miałem tylko 12 lat. Byłem dzieckiem".

Napiszę.

Co czuje dziecko…

– Z perspektywy czasu zastanawiam się, co stało się w mojej rodzinie, że potrzeba miłości stała się priorytetem w życiu. Może to przez to, że mama wciąż powtarzała, że żałuje, że mnie urodziła i nie poszła na skrobankę lub to, że tata związał się z mamą z przymusu, bo urodziłem się ja? – zaczyna.

Wspomina, że mama nieczęsto mówiła mu, że go kocha. Zdarzało się to tylko w tych "fajnych" momentach. Ale on tej miłości nigdy nie czuł. Podstawą małżeństwa jego rodziców były pretensje i kłótnie o to, kto ma się opiekować dzieckiem. Mężczyzna podkreśla jednak, że mama uczyła go empatii do ludzi i zwierząt. Powtarzała, że każdemu należy się szacunek, z każdym można porozmawiać i się poznać. Zwracała uwagę, żeby był grzeczny.

– Często czułem pustkę, ból, samotność, a tego chyba nie powinno czuć dziecko? Najbliższą mi osobą była babcia, która dawała mi miłość i czułość. Wielokrotnie chciała mnie zabrać do siebie i wychowywać, ale rodzice się temu sprzeciwiali. Nieraz myślę, że może opieka babci nie doprowadziłaby mnie do obecnego stanu...

Chłopiec był bardzo wysoki jak na 12 lat. Mówi, że każdy myślał, że jest starszy. A jego to cieszyło – czuł się dorosły, niezależny. W tym okresie chłopiec mieszkał z mamą poza Trójmiastem i pierwszy raz dostał zgodę, by samodzielnie wybrać się w podróż do Gdyni. Był upalny koniec czerwca.

Artur wysiadł w Gdańsku, bo bardzo chciało mu się pić. Kupił wodę, nie zdążył jednak na pociąg. Musiał czekać na kolejny. – To, co potem się stało, zmieniło moje dzieciństwo, życie, zmieniło wszystko... Jestem zbyt zmęczony. Skończmy na tym – prosi.

Zaprzyjaźnijmy się

Następnego dnia wracamy do rozmowy. – Muszę to teraz opisać, bo potem może zabraknie mi odwagi lub – co gorsza – się poddam – czytam w mailu.

Jak poznałeś 38-letniego wówczas Jarosława?

– Wsiadłem do pociągu, przechodziłem przez wagony. Wszędzie były pustki, a mama mówiła, że zawsze mam usiąść tam, gdzie są inni ludzie. W końcu usiadłem. On siedział z lewej strony, ja usiadłem z prawej przy oknie. Czułem zdenerwowanie, że jestem spóźniony i że babcia się będzie martwić. Nie pamiętam dokładnie, w którym momencie się przysiadł i co na początku mówił.

Był bardzo uprzejmy i uśmiechnięty. Powiedział Arturowi, że jest bardzo fajnym chłopakiem i że chciałby się zaprzyjaźnić. Przyznał, że jest nauczycielem i ma dzieci. Zaproponował, że mógłby go z nimi poznać, na co chłopiec zareagował entuzjastycznie. Chciał poznać kogoś w swoim wieku. Mężczyzna odprowadził 12-latka pod kamienicę babci i umówił się z nim na spotkanie następnego dnia.

– Nie mogłem się doczekać, aż poznam jego dzieci. Byliśmy umówieni na 18:00. Przyjaciółka mojej babci zainteresowała się, kto to jest. Poszliśmy na spacer. Jarek cały czas mi mówił, jaki to jestem wyjątkowy, że chciałby mieć takiego syna. Czułem się wyróżniony. Spacerowaliśmy po Polance Redłowskiej. Nagle mnie przytulił i pocałował. Nie wiedziałem, jak zareagować. Nie zrobiłem nic. Odprowadził mnie do domu i zapytał, czy spotkamy się następnego dnia. Powiedział, żeby nic nie mówić nikomu.

"Myślałem, że poznam w końcu jego dzieci"

Po czterech dniach Jarek zaproponował Arturowi, żeby przyszedł do jego mieszkania. – Myślałem, że poznam w końcu jego dzieci i się zgodziłem. Pamiętam, że w ten dzień bardzo padał deszcz. Szczerze mówiąc, nie miałem ochoty nigdzie iść, ale on tak mnie nakręcił, że nie chciałem być wredny.

Mieszkanie mężczyzny nie wyglądało jednak, jakby było zamieszkane przez dzieci. Tłumaczył, że rodzina wyjechała i zabrała swoje rzeczy. – Byłem rozczarowany, że ich nie poznam. Jarek zaproponował mi lody, zjadłem je i zrobiłem się bardzo senny. Wtedy on powiedział, że mam się położyć i tak zrobiłem. Położył się obok mnie i zaczął dotykać.

Mężczyzna całował Artura po ciele, zdjął mu majtki i wziął do ust jego członka. Następnie zapytał, czy chłopiec chce zrobić mu to samo.

– Nie wiedziałem, co miałbym robić, ale on… zrobił to sam. Wykonywał ruchy, które mnie krztusiły i doprowadzały do wymiotów. Cały czas spokojnie mi mówił, że mogę przestać, tylko ja chciałem być dobry dla niego i spełnić to, czego chciał. W pewnym momencie zaczął mnie dotykać po pośladkach. Powiedział, że teraz będzie trochę boleć, ale mam nie płakać. Wszedł we mnie. Poczułem przeraźliwy, rozdzierający ból. Trwało to tak długo. Płakałem, prosiłem, żeby przestał, ale on był jak w amoku. Ból był nie do opisania. Czułem ścisk w brzuchu. Powiedział, że to zaraz minie i dał mi tabletkę przeciwbólową. Czułem się tak dziwnie. On zadowolony powiedział, że mnie kocha i dziękuje mi za to.

Po dwóch godzinach Jarek odprowadził Artura do babci. Chłopiec bał się powiedzieć komukolwiek o tym, co dzieje się na spotkaniach z dorosłym "kolegą". Spędzał wakacje u babci, rodzice byli daleko. Ich "przyjaźń" trwała 4 tygodnie.

– Codziennie mówiłem babci, że spędzam ten czas z innymi dziećmi, więc mi ufała. Wstydziłem się jej reakcji, bo kiedyś usłyszałem rozmowę dotyczącą czegoś podobnego i babcia stwierdziła, że jakiś chłopiec był winny. Tam chodziło o księdza i chłopca. Babcia należała do chóru. Myślę, że by uznała, że to ja byłem winny.

Tęsknota za oprawcą

Artur uważa, że jest winny temu, co się stało. Przecież mógł zareagować, powiedzieć komuś. Gdy pytam, czy jest pewien, że chce opublikować swoją historię, odpowiada, że boi się i wstydzi, bo na pewno wiele osób uzna, że tego chciał – niestety muszę się z nim zgodzić, mając w pamięci podobne sprawy i komentarze, że "nagle komuś po takim czasie się przypomniało, że był gwałcony". Na pewno prowokował…

Artur przez 4. tygodnie był ofiarą gwałciciela. Ofiarą manipulacji emocjonalnej. Jarek powtarzał: "Jesteś moim Arturkiem". – Wciąż mówił, że mnie kocha. Dlatego dawałem mu się gwałcić. Potem mnie przygotowywał do seksu. Robił mi lewatywy, żebym był czysty. Bardzo bolało za każdym razem. Rodzice mi nie mówili, że mnie kochają. Słyszałem tylko, że jestem niepotrzebny, że zawadzam. Jarek był inny. Do dziś pamiętam ten palący ból, ale i jego słowa… "Przecież ja ciebie kocham".

W ósmej klasie szkoły podstawowej Artur pierwszy raz próbuje popełnić samobójstwo. – Nie chciałem żyć. Chciałem umrzeć, czuć spokój – mówi.

Dodaje, że pomimo młodego wieku czuł, że "to nie powinno tak wyglądać" ale nie miał komu o tym powiedzieć, bał się reakcji rodziców. Wtedy słowo "kocham" miało dla niego magiczną moc. Później, jak przyznaje, brakowało mu kontaktu z oprawcą. I od razu dodaje: "Nie wiem co powiedzieć na swoje wytłumaczenie?".

Nic. To nie ofiara powinna się tłumaczyć.

Dlaczego dzieci wracają do oprawców?

To pytanie pojawia się zawsze w przypadku podobnych historii. Wiele osób ocenia, tłumaczy, że jeżeli molestowanie czy gwałt nie były wydarzeniami jednorazowymi, a trwały tygodniami czy nawet latami, to ofiara "sama jest sobie winna". Bo po co wracać tam, gdzie spotyka nas krzywda?

Na to pytanie odpowiada mi psycholożka i terapeutka Izabella Orzechowska: "Po co to dziecko wracało? Po ciepło, którego nie doświadczyło od rodziców, po nagrodę, po miłość. Moi pacjenci z takimi doświadczeniami, opowiadają, że mama nie słuchała, tata nie zwracał uwagi lub pił. Dziecko wtedy myli przyjemność z ciepłem domowym. Wielu mówi po czasie, że teraz by tego nie zrobili, ale wtedy byli sami. W domu nie dostawali słodyczy, uwagi, więc szli tam, gdzie to było. W sytuacjach, gdy ofiara gloryfikuje oprawcę, możemy również mówić o syndromie sztokholmskim".

Ekspertka zwraca uwagę, jak ważne jest, żebyśmy edukowali społeczeństwo i przestali obwiniać ofiary. – Musimy obalić krzywdzący stereotyp, że jeżeli dziecko wracało do pedofila, to tego chciało. Wstydzić ma się oprawca, nie ofiara. Jeżeli dziecko ma coś w domu, to nie pójdzie tego szukać. Artur szukał miłości, ale skąd miał wiedzieć, czym jest miłość, skoro jej nie dostał?

Przy okazji filmu braci Sekielskich Monika Dreger, psycholożka i mediator rodzinny w rozmowie z Ewą Bukowiecką-Janik dla Mamadu.pl mówiła: "Należy zrozumieć, że drapieżcy seksualni nie zasadzają się na swoje ofiary w ukryciu i nie atakują znienacka. To nie dzieje się tak, że pedofil zaciąga dziecko w ustronne miejsce, czy chwyta od razu za genitalia. Oprawcy przygotowują swoje ofiary do bycia ofiarami, a w przypadku pedofilii to przygotowanie polega na zdobyciu zaufania dziecka, zbliżenia się do niego za jego zgodą.

[…] To pułapka, uwikłanie w toksyczną, bardzo wyniszczającą relację. Do tego dochodzi też kwestia fizjologii. Seksuolog wytłumaczyłby to dokładniej, jednak wspomnę, że czasami ofiary w okolicznościach molestowania odczuwają przyjemność fizyczną. Gwałt kojarzy nam się z bólem, atakiem, siłą fizyczną. Jednak nie musi taki być. Molestowanie przybiera rozmaite formy".

Monika Dreger podkreślała jednak, że ewentualne odczuwanie przyjemności fizycznej nie sprawia, że do aktu przemocy nie dochodzi. Wręcz przeciwnie – to jego element. – Ofiara ma jeszcze większy mętlik w głowie, jest jeszcze bardziej uwikłana. Dziecko ma jeszcze większy problem z określeniem czy to, co się dzieje, jest dobre, czy złe. Dorosły człowiek to wie, bo ma ukształtowaną swoją seksualność. Dziecko nie. Czyny pedofilskie rujnują ten naturalny proces kształtowania seksualności człowieka, dlatego dziecko nie wie, czy powinno się bronić.

Izabella Orzechowska tłumaczy natomiast, że dziecko w takiej sytuacji może mylić przyjemność jako doznanie, z przyjemnością związaną z samym aktem, po którym dostaje nagrodę. Namiastkę miłości traktuje jako miłość. – Możemy również zastanowić się, co rozumiemy przez hasło "przyjemność". Może to być stan przed i po – bo nagle jesteśmy lubiani, potrzebni, ważni. Ofiarami przeważnie są dzieci, które są przekonane, że są nikim. Jak jestem nikim, to mnie nie ma. A lepiej być złym niż nikim. To często są dzieci, które w domu odgrywają rolę ducha, aż w końcu ktoś je zauważa. Stają się kimś.

Rozsypany świat

– Na przełomie tych lat jestem po próbach samobójczych, zaliczyłem bulimię, okres anoreksji, narkotyków, leków, alkoholu i wiecznie jestem sam. Nie umiem stworzyć normalnego związku. Boję się odrzucenia od drugiego mężczyzny. Seks stał się kartą przetargową. Kilka dni temu spotkałem Jarka. On mnie nie poznał. Poczułem strach, lęk. Nie wiedziałem, co zrobić. Myślałem nad tym, żeby się przywitać, ale on był z rodziną. Od jakiegoś czasu choruję, przyjmuję silne leki przeciwbólowe. Nie wiem, jak sobie poradzić…

– Wiesz, co jest najgorsze? Że nie mam oparcia psychicznego w rodzicach. Do tej pory płacili mi za mieszkanie i dawali pieniądze na życie, bo po próbie samobójczej w zeszłym roku nie byłem w stanie wrócić do pracy, ale ten artykuł mnie oczyści. Muszę stanąć na nogi. […] Pierwszy raz nikt nic nie może mi zrobić. Chcę, żeby on to przeczytał i zobaczył, jak mnie skrzywdził swoim zachowaniem. Ja się nie chcę już bać wyjść z domu. Dzięki tobie, że mnie wysłuchałaś, to mi się uda.
Napisz do autorki: alicja.cembrowska@mamadu.pl
17 września zadzwoniłam do gdańskiego Ośrodka Interwencji Kryzysowej z prośbą o pomoc dla Artura. Mężczyzna jest pod opieką psychologiczną.