"Stała w rozkroku, pod nogami miała zieloną kałużę". Niezwykła sytuacja spod Biedronki

Redakcja MamaDu
W Czersku w wojewódzkie pomorskim doszło do niezwykłego zdarzenia. W sobotę ok. godziny 18 przy wejściu do sklepu Biedronka przy ul. Cmentarnej kobieta urodziła dziecko. "Matka stała w rozkroku przy wejściu do sklepu i złapała dziewczynkę. Stałem sam. Spanikowałem. Zacząłem wołać: - Kobieta urodziła..." - opowiada „Gazecie Pomorskiej” Tomasz Majerski z Elbląga, świadek narodzin.
Czersk: kobieta urodziła na ulicy przy wejściu do Biedronki Fot. Dariusz Borowicz / Agencja Gazeta
Jak wynika z relacji świadków zdarzenia, mieszkanka Czerska nagle zaczęła krzyczeć i prosić o pomoc. Niestety nikt nie reagował. - Nikt nie chciał pomóc. Ona wołała. Prosiła, by zawołać jej partnera, a każdy wchodził do sklepu i ją olewał. Jako jedyny podszedłem do niej i spytałem, co się stało. Zobaczyłem, że wody płodowe odeszły — miała zieloną kałużę pod sobą – opowiadał "Gazecie Pomorskiej" pan Tomasz.

Jak mówi, próbował on poprosić o pomoc kasjerkę, która stwierdziła, że nie ma nagłośnienia, by zawołać partnera kobiety i wróciła do pracy. - Wiedziałem, że trzeba dzwonić na pogotowie. Wróciłem do kobiety. Stałem metr obok niej, kiedy urodziła. Stała w rozkroku, złapała dziecko na ręce. Spanikowałem, zacząłem wołać "Kobieta urodziła, kobieta urodziła". Na początku nikt nie chciał podejść, wszyscy się bali, czy byli w szoku. Zauważyłem, że dziecko płacze, więc był dobry znak. Podszedłem, dziecko się poruszało, płakało. Kobieta była oszołomiona, ale nic jej nie zagrażało – mówił świadek zdarzenia.


Później zrobiło się małe zamieszanie. Ktoś przyniósł koc, ktoś rękawiczki lateksowe. - Okryliśmy kobietę. Znowu zadzwoniłem na pogotowie, żeby zapytać, co robić. Powiedzieli, żeby matka przytuliła dziecko i żeby ją okryć kocami i czekać na karetkę. Przyszedł partner tej pani i jakiś kolega. Stali, patrzyli. Kobieta była zadowolona, dziękowała wszystkim. Dziecko żyło, płakało.

Z opowieści pani Angeliki, która wówczas robiła zakupy w Biedronce, wynika, że było nieco inaczej. - Słyszałam, jak kobieta krzyczała: - Ja rodzę. Nikt się nie interesował. Pobiegłam do auta po rękawiczki lateksowe i koc termiczny. Było już widać połowę dziecka. Gdy się urodziło, chwyciłam je i podałam matce. Owinęłam kocem. Byli przy mnie jakiś chłopak z dziewczyną, potem zbiegło się więcej osób – mówi "Gazecie Pomorskiej" Angelika Juchniewicz z Łęga.

W tej sytuacji każdy ma trochę inną wersję wydarzeń. Z odpowiedzi sieci Biedronka, o którą poprosił portal Gazeta.pl, wynika, że w akcję zaangażowanych było wiele osób. "W pomoc rodzącej były zaangażowane różne osoby, w tym również nasi pracownicy. Po otrzymaniu sygnału od jednego z klientów odnośnie tej sytuacji, zapewnili oni rodzącej koc, a także wodę. Starali się także odnaleźć partnera kobiety" – twierdzi Justyna Rysiak, menedżer ds. relacji zewnętrznych w sieci Biedronka.

Po kwadransie od narodzin pojawiła się policja, która rozgoniła gapiów. Kobieta trafiła do szpitala w Chojnicach. - Dziecko jest w bardzo dobrym stanie — mówi Leszek Bonna, dyrektor szpitala. Dziewczynka otrzymała 10 punktów w skali Apgar.
Źródło: pomorska.pl, wiadomosci.gazeta.pl