Przypinka miała rozwiązać dylemat "kebab czy dziecko". Zamiast tego wybuchła awantura

Katarzyna Chudzik
"Wiele hałasu o nic" to nie tylko tytuł sztuki Szekspira, ale w naszej rzeczywistości także codzienne utarczki w internecie. Teraz matki (obecne, oczekujące i potencjalne) podzieliła dyskusja na temat przypinek dla ciężarnych, które sprzedaje m.in. Nicole Sochacki-Wójcicka, znana internautkom jako Mama Ginekolog.
Po czyjej jesteś stronie? Fot. Tomasz Kamiński / Agencja Gazeta
Kiedyś te same panie nosiły przypinkę z Britney Spears albo Linkin Park, dziś z dumą prezentują na bluzkach i kurtkach odznakę"#jestemwciąży". Cały zestaw, obejmujący jeszcze bawełnianą torbę, magnes na samochód, komplet breloków (#będęmamą i #będętatą) oraz ramkę na USG ("50 proc. mamy, 50 proc. taty") kupiły na stronie Mamy Ginekolog za 49 złotych.
Mama Ginekolog
Większość udzielających się w sieci kobiet uznało, że "na mózg im się rzuciło".

"Nikt nie widział, że jestem w ciąży"
Są jednak takie, które twierdzą, że taka przypinka jest rzeczą przydatną – "mimo że miałam brzuch wielkości szafy to nikt nie widział, że jestem w ciąży", "głupio mi za każdym razem prosić o ustąpienie miejsca", "przyda się to osobom, których ciąża nie jest widoczna, bo to przecież w pierwszym trymestrze kobiety czują się najgorzej".
Screen Facebook
Zasypał je deszcz kontrargumentów. Najważniejszym było spostrzeżenie, że ludzie nie ustępują ciężarnym miejsca w autobusie i nie przepuszczają ich w kolejkach nie dlatego, że nie widzą ich stanu, lecz dlatego, że nie zwracają uwagi na innych ludzi, albo – najzwyczajniej – mało ich to obchodzi. – Jak ktoś jest Chanel, który ciężarnej miejsca nie ustąpi, to żadna przypinka sprawy nie zmieni – napisała jedna z internautek.


Empatii nie przybędzie
– Taka przypinka mówi "nie umiem poprosić o miejsce, ale mi się należy, bo tak". Jak ktoś nie potrafi zapytać, to trudno, jego strata – dodała kolejna.

Choć "ciąża to nie choroba", to zdarza się, że ciężarna wyjątkowo nieprzyjemnie swoją ciążę przechodzi, albo jej zdrowie jest zagrożone, ale wrodzona nieśmiałość lub zmęczenie powtarzaniem tych samych formułek nie pozwalają jej wyartykułować żadnej prośby. Niedostatek empatii nie pozwala tego dostrzec, ale w tej sytuacji żadna przypinka rzeczywiście nie na wiele się przyda ("cudzych przypinek nikt nie czyta, rozpozna je (już z daleka!) jedynie inna ciężarna").

Wymuszanie czy unikanie faux pas?
Może wręcz pogorszyć sprawę, bo zdaniem niektórych noszenie jej jest "niczym innym jak wymuszaniem i bezczelnością".

Głos rozsądku przeciwnej strony sporu stwierdził jednak, iż przypinka ułatwia decyzję o ustąpieniu miejsca – czasem bowiem nie wiadomo, czy brzuch "to kebab czy dziecko". Poza tym, gdyby kobieta sama poprosiła o pomoc, naraziłaby się na złośliwe komentarze o ponoszeniu konsekwencji za rozkładanie nóg.

Konsensus nie został więc osiągnięty. Dla jednych przypinka będzie ułatwieniem, dla drugich utrudnieniem, inni natomiast całkowicie ją zignorują. Czy jest zatem sens wydawać na nią pieniądze?