Dla dorosłych to wstydliwe dziwactwa, dla małych to techniki relaksacyjne. Twoje dziecko też tak ma?
Zdarza się, że małe dzieci, by poczuć się lepiej, robią naprawdę dziwne rzeczy. Niektóre z nich nam – dorosłym wydają się obrzydliwe, inne niepokojące. Jednak czy rzeczywiście rodzice maluchów, które notorycznie dłubią w nosie, żują przytulanki lub bawią się swoim pępkiem, mają się czego obawiać?
Po co dzieci stosują techniki samouspokajania?
Małe dzieci nie rozumieją swoich emocji. Nie potrafią ich przeanalizować czy zracjonalizować, a jednocześnie mają potrzebę samokontroli. Dlatego poszukiwanie nawyku, który będzie je uspokajał, jest naturalną koleją rzeczy.
Kiedy w ten sposób spojrzymy na zachowanie naszego dziecka, najpewniej okaże się, że za pojawieniem się nowego nawyku uspokajającego stoją jakieś stresujące okoliczności. Np. w tym samym czasie, gdy rozpoczął się trening czystości, dziecko zaczęło notorycznie bawić się swoim pępkiem. Albo grupa przedszkolna naszego dziecko zmieniła pomieszczenie, więc reakcją dziecka jest ciągłe dotykanie swoich brwi.
Ten drugi nawyk miała córka Jennifer Kolari, terapeutki dziecięcej i rodzinnej. To gest, który dziewczynka odtwarzała z bardzo wczesnego dzieciństwa – w ten sposób głaskała ją mama, gdy malutka piła mleko z piersi.
W ten sam sposób można „rozszyfrować” inne dziecięce nawyki. Miranda, mama trójki dzieci, ma czteroletniego syna, który jako małe dziecko lubił wkładać rękę pod jej pachę. Przypomniało mu to kontakt skóra do skóry z czasów niemowlęcych i kiedy jako starsze dziecko stresował się, odtwarzał ten uspokajający gest.
Dzieci szukają pocieszających doznań, a mózg lubi komfort, więc podpowiada, jak poczuć ulgę. Kiedy dziecko powtórzy daną czynność odpowiednią ilość razy, kształtuje się nawyk, po który sięgamy bezwiednie. Tak powstają dziecięce techniki samouspokajające.
Jak reagować?
„Nie zawstydzaj swoich dzieci, gdy zobaczysz takie zachowania. Zignorowanie ich będzie lepszym rozwiązaniem” – radzi Kolari. Jeśli jednak dany nawyk jest zachowaniem społecznie nieakceptowalnym, można spróbować dziecko delikatnie przekierować na czynność, która nie wzbudzi niesmaku czy oburzenia wśród obcych ludzi, ale przynosi podobne odczucia fizyczne.
W przypadku nawykowego dotykania pępka terapeutka poleca wypróbować trik z ciastoliną: należy umieścić ją w naparstku lub bardzo małym pojemniczku tak, by stanowiła zastępstwo. Proponując dziecku takie rozwiązanie, nie można niczego zakazywać. Wystarczy powiedzieć!: „Hej, spróbuj tego i postaraj się nie dotykać swojego pępka”.
Jeśli nawyk dziecka to np. wyrywanie sobie pojedynczych włosów, czyli czynność, która sprawia ból, warto spróbować delikatnie przekierować jego dłonie i dać jakąś rzecz do przytulenia. Można też spróbować wręczyć dziecku lalkę, której można wyrywać włosy i wycofywać się z nawyku stopniowo, pokazując, jak inaczej można bawić się włosami lalki.
„Zwykle chodzi o to, aby dać dziecku coś innego, co jest prawie tak samo satysfakcjonujące, ale nie tak szkodliwe” - tłumaczy Jennifer Kolari.
Ponadto, jeśli widzimy, że nawyk samouspokajający się nasila, warto dać dziecku więcej luzu, czasu na zabawę, więcej uwagi i ciepła. Tak, by nasz maluch wiedział, że ma w nas pełne wsparcie.
W sytuacjach, w których dziecko sięga po swoje uspokajające zachowania, można też spróbować skonfrontować się z dzieckiem: zostawić na chwilę wszystko, czym się zajmujemy, spojrzeć na nie, spróbować odczytać jego emocje i porozmawiać o nich.
Ignorowanie nawyków samouspokajających może być dobrą reakcją, gdyż zdarza się, że ustępują one same. To rozwiązanie, gdy nawyk nie jest tak dokuczliwy i zawstydzający. W każdym przypadku zakazane jest zwracanie uwagi dziecku, a już z całą pewnością publicznie, karanie oraz zakazywanie.
Kiedy rodzice mają powód do zmartwień?
Jenny, mama czterolatka zaczęła się poważnie obawiać, gdy jej syn co najmniej piec razy dziennie nawykowo ciągnął się za górną wargę i dotykał łuku Kupidyna. Wówczas rodzice malucha zaczęli zastanawiać się, czy ten gest nie jest związany z rozwojem intelektualnym dziecka. Objawy skonsultowano z pediatrą, która nie stwierdziła, by działo się cokolwiek niepokojącego.
Zdecydowanie powinniśmy reagować, kiedy objawy nasilają się, dziecko jest nerwowe i ma inne kłopoty rozwojowe. Wówczas warto opisać sytuacje lekarzowi.
Zazwyczaj dzieci wyrastają z technik samouspokających w wieku czterech lub pięciu lat. Wtedy stają się bardziej świadome swoich emocji. Jennifer Kolari zauważa jednak, że niektóre z dziecięcych nawyków zostają z nami na zawsze i też nie ma w tym nic złego. O ile oczywiście kontrolujemy swoje zachowanie.
Źródło: Today's ParentMoże cię zainteresować: "Dzieci silnej woli" tupią, krzyczą, skaczą po drzewach. Niegrzeczne? One osiągną w życiu sukces