Maja Bohosiewicz w punkt o popularnej letniej rozrywce. "Jak to piszę, mam odruch wymiotny"

Redakcja MamaDu
Dzieci kochają nie tylko baseny, ale – co gorsza – również miejskie fontanny. Niektórzy rodzice zdają się nie mieć nic przeciwko, inni mają przeciwko całkiem sporo, ale nie są w stanie odmówić tej rozrywyki, widząc na twarzach dzieci nieporównywalną z niczym błogość. Taką właśnie refleksją dotyczącą basenów podzieliła się ze swoimi fanami Maja Bohosiewicz, mama 3-letniego Zacharego i 2-letniej Leonii.
Maja Bohosiewicz dużo pisze o swoim macierzyństwie. Nie idealizuje go Instagram.com
Aktorka zdradziła genezę swojej "nienawiści" do miejskiego basenu. Bo choć nie cierpiała takich miejsc od zawsze, szczególną niechęcią darzy go od momentu, w którym remontowano jej łazienkę. – Piąty dzień bez prysznica, [panowie budowlańcy] zdradzili mi sekret: luz Maja, dzisiaj pójdziemy umyć się na "mazowszankę". Znałam ich wesołe podejście do życia, na bank wjechali prosto w brodzik, a nie pod prysznic – opisuje celebrytka.

Z żalem jednak stwierdza, że jej dzieci basen kochają. Najlepszy zaś ich zdaniem jest taki pełen ludzi, dzieci, wrzasku, fitnessu i chloru. Rzeczywiście można nad tą miłością ubolewać – 20 litrów moczu w basenie to nawet nie największy problem. – Szczególny wstręt mam do brodzików do stóp (w tym momencie jak to piszę, próbuję powstrzymać odruch wymiotny). Brodzik do stóp, pełen wesołych paproszków które wypadły ludziom z różnych zakamarków pomiędzy dużym palcem u stopy. Brodzik pełen bakterii, zarazy, paznokci, strupków, plastrów na odciski. A potem już prosto na rury, żeby wpaść do basenu, gdzie robotnicy się kąpali. Myślę wtedy; SPOKO STARA, dasz radę. Ale niestety nieposkromiona radość na twarzach moich dzieci jest tak duża, że przezwycięża nawet oderwane zużyte plastry pływające obok mnie – kwituje aktorka.


Potwierdza to, co wiemy wszystkie. Nawet jeśli bowiem staramy się wychowywać dzieci najlepiej jak potrafimy i zapewnić im najdoskonalsze (i najzdrowsze!) warunki, to zdarza się, że basen wygra. Basen, albo chipsy. I nie znaczy to, że jesteśmy "złymi" matkami.