I wy się dziwicie, że nie możecie odpocząć... 3 sceny pokazują prawdę o wakacjach Polaków z dziećmi
Jeśli wydaje wam się, że przy dzieciach trudno odpocząć, zwłaszcza podczas wakacji, to wiedzcie, że czasem sami dolewacie oliwy do ognia. Te trzy sceny pokazują naczelny błąd rodziców.
Wakacje spędzam z rodziną nad morzem. Pewnego dnia obok nas plażowała rodzina z dwójką dzieci. Ponieważ było dość ciasno, zza parawanu dało się słyszeć ich rozmowy. A właściwie monolog. Potok uwag, komentarzy, ostrzeżeń i poleceń od taty do dzieci, które wyglądały na normalnie bawiące się w piasku rodzeństwo. Obrazek-sielanka, jeśli tylko wyłączy się dźwięk.
"Dlaczego mu to zabierasz? To jest wasze wspólne", "Jak będziesz tak robić, to zepsujesz i będzie ryk", "Nie idź tam, może tej pani to przeszkadza", "Dlaczego się nie odzywasz? Obraziłaś się czy co?", "Zmień minę", "A może wy wcale nie chcecie tu być i wolicie siedzieć w domu, skoro nie umiecie się bawić razem?". I tak w kółko.
Poważnie, na miejscu tych dzieci nie chciałabym na tych wakacjach być ani chwili dłużej. Bo ich rozmów, czy sprzeczek właściwie nie było słychać. Nie widziałam też, by robiły coś, co wymagałoby interwencji. Byłoby normalnie, gdyby ojciec odpuścił sobie komentarze.
Druga podobna sytuacja miała miejsce podczas ogniska. Zebrało się tam sporo osób, między innymi babcia z wnukami w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym. Zabawa polegała na tym, że dzieci wkładały kije do ognia tak, by zajęły się końcówki, a potem płomień gasiły w piachu. Chyba każdy zna tę zabawę z dzieciństwa. Nic, co zagrażałoby komukolwiek.
Dzieci zachowywały się w porządku. Nie wykonywały gwałtownych ruchów, były uważne. Starsze pilnowały młodszych. Jednak babcia nie mogła usiedzieć z niepokoju. "Nie wchodź, nie ruszaj, nie dotykaj, po co tak robisz"... Powtórka z rozrywki. Nawet dorosłym więdły uszy, bo nie dało się porozmawiać.
Innym razem jedliśmy obiad w restauracji z dziećmi i znajomymi. Też nie porozmawialiśmy, bo znajomemu nie pasował każdy gest, wykonywany przez ich dzieci. To, że chcą odejść od stolika, żeby zobaczyć, co jest w drugiej sali, że biorą do ręki widelec, mimo że jedzenia jeszcze nie ma na stole i tak dalej...
Znowu to samo: seria uwag i nic do zaproponowania. Ani krzty uwagi, ani zainteresowania miejscem czy sytuacją.
Święty spokój
Jak reagowały dzieci w każdej z tych trzech sytuacji? Stawały się "głuche", jakby nieobecne. Jedne robiły dalej swoje, wyprowadzając opiekunów z równowagi, drugie zmieniały zachowanie, jednak i to nie przynosiło im upragnionego świętego spokoju – czepiający się opiekun i tak znalazł coś, co zasługiwało na uwagę lub komentarz.
A gdyby tak po prostu zamilknąć? Pozwolić dzieciom pokłócić się i pogodzić bez naszej interwencji. Pozwolić im sprawdzić, co się stanie, gdy obleje się młodszą siostrę zimną wodą z morza? Pozwolić wydać wszystkie kieszonkowe na wyjazd w pierwszy dzień? I to na cymbergaja i koraliki ze straganu?
A gdyby tak puścić ich wolno i pozwolić przeżywać wakacje po swojemu ze wszystkimi tego konsekwencjami? Czy nam rodzicom (i innym, którzy muszą tego słuchać...) nie byłoby łatwiej odpocząć?
Oczywiście nie chodzi o to, by odpuścić wszelkie zasady. Wręcz przeciwnie. Chodzi o to, by ustalić je raz. Nie maglować, nie przypominać, nie ostrzegać. Dać dzieciom szansę, by samodzielnie je zapamiętały i dotrzymały umowy, lub ją złamały.
Rodzicu, nie wtrącaj się
To banalne, ale jedna wpadka wystarczy, by zapamiętać raz, ale porządnie. Moje dziecko biegało z dwójką trochę starszych po kempingu. Dopóki za każdym razem, gdy ścieżką jechał samochód, któreś z nas krzyczało "uwaga", oni schodzili z drogi – owszem – ale za 5 minut, gdy znów jechało auto, nie reagowali. Trzeba było ich pilnować, bo nauczyli się, że ktoś ich pilnuje. Do czasu, gdy zrobiłam eksperyment.
Ścieżką jechał mężczyzna na rowerze. Dzieci zajęły całą drogę, rysując kredą. Facet widział ich z daleka, one widziały jego. On jechał przekonany, że w końcu ustąpią mu miejsca, one czekały chyba na nasze "uwaga!", bo żadne z nich nie drgnęło jakby celowo, do końca.
Mężczyzna zahamował, powiedział im ostrzejszym tonem kilka słów. Widziałam to z daleka, nie zareagowałam specjalnie. Od momentu, w którym uwagę zwrócił im ktoś obcy, któremu wyraźnie przeszkodzili, od kiedy złamali zasadę, zrobili coś złego, czyli zaliczyli "wpadkę", byli czujni i zaczęli pilnować się wzajemnie.
Podobnie było z konfliktami. Dopóki ktoś z dorosłych wtrącał się w sprzeczki dzieci w stylu kłótnia o to, kto teraz używa łopatki, przy następnych okazjach przychodzili skarżyć. Kiedy pozwoliliśmy im załatwiać problemy między sobą, okazało się, że sami potrafią się świetnie dogadać.
Jak widać, czasem brak interwencji to najlepsza interwencja. Dla wszystkich, zwłaszcza na wakacjach. Zresztą jak powiedział Jesper Juul, duński terapeuta rodzinny i pedagog o światowej renomie, kiedy przystajemy kontrolować dzieci, one zaczynają się otwierać i naprawdę uczyć.