"Piwo 0-procentowe to nie piwo, więc mogę dawać je córce". Patologia czy wyluzowane rodzicielstwo?

Alicja Cembrowska
Piwo 3-procentowe to nie piwo? A to z napisem "0 proc." na butelce to soczek, a nie alkohol? A może istotny jest już fakt, że jednak wybieramy produkt, którego nazwa sugeruje, że nie jest to jedynie niewinny napój, a coś, co może wprowadzić nas w stan nietrzeźwości? I w końcu: czy pozwalać nastolatkom na picie piwka bez procentów?
Czy pozwolić nastoletniemu dziecku napić się piwa bezalkoholowego? Fot. Pixabay/tykejones/CC0 Public Domain
Tak, latem pozwalamy na więcej. I sobie, i dzieciom. Wrzucamy na luz, jak to się mówi. Również w kwestiach napojów wyskokowych. To właśnie w wakacje niektórzy rodzice pozwalają nastolatkowi pierwszy raz "posmakować" piwa z soczkiem czy smakowego drinka.

Na sklepowych półkach pojawia się jednak coraz szersza oferta napojów, które nazywane są piwem, ale nie zawierają alkoholu. To fajna alternatywa dla tych, którzy nie chcą truć się etanolem, a skutki ów trucia odczuwać następnego dnia, a nie chcą rezygnować ze smaku piwa.

Przyzwyczajanie do alkoholu
Na jednej z grup dyskusyjnych wywiązała się jednak dyskusja: czy osoba poniżej 18. roku życia może pić piwo bezalkoholowe? Wiele osób uznało, że nie – że to przyzwyczajanie do picia i że kolejny krok "od 0-procentowego to 5-procentowe". Padały również słowa o patologii, która właśnie w taki sposób się rodzi.


Druga grupa nie widzi w tym nic złego. Po pierwsze dlatego, że sprzedawca może sprzedać taki produkt bez skontrolowania wieku klienta (to akurat ciekawe, bo sama miałam sytuację, że poproszono mnie o dowód, gdy kupowałam piwo bezalkoholowe), po drugie dlatego, że przecież "wszystko jest dla ludzi", a zabranianie nic nie da – na pewno nie sprawi, że dziecko w przyszłości skrzywi się z niesmakiem na widok drinka. Niektórzy wprost przyznali, że pozwalają swoim nastoletnim pociechom na wypicie piwa 0 lub radlera.

Głos w rozmowie zabrały również same nastolatki (15-16 lat), które przyznały, że zakaz wypicia piwa 0 proc. przy rodzicach, powoduje jedynie bunt i chęć wypicia potajemnie, z rówieśnikami. Ale wtedy to już wybiera się raczej alkohol.

Złoty środek?
Właściwie trudno jednoznacznie odrzucić argumenty jednej i drugiej grupy. W stanowiskach obu jest ziarno prawdy. Na uzależnienie od alkoholu składa się wiele czynników – mogą na to wpływać doświadczenia z dzieciństwa czy podejście do picia w domu rodzinnym, nie warunkuje to jednak problemu lub jego braku w przyszłości.

Z drugiej strony warto przekazać dzieciom "zdrowe" podejście do używek. Rozmawiać o nich i ich wpływie na nasze organizmy. Napicie się alkoholu "przy okazji" nie jest przecież zbrodnią, ale już coraz częstsze stwarzanie tych okazji czy nieumiejętność zrezygnowania z "kieliszka", bo przecież na weselu się pije, na chrzcinach się pije, na komunii się pije, na grillu i urodzinach też, jest niebezpiecznym wzorcem.

Dorośli muszą również przyjąć do wiadomości i zaakceptować pewien fakt – możemy zabraniać i uważać, że nastolatek z puszką 0-procentowego piwa w dłoni to skandal, jednak próbowanie i przekraczanie granic jest wpisane w doświadczenia młodych. Będą to robić niezależnie od tego, czy rodzic się zgodzi, czy nie.

Ah, ah, ta niedobra młodzież
W rozmowie nie zabrakło oczywiście marudzenia "na tę dzisiejszą młodzież" i argumentów, że "tak, jasne, niech robią, co chcą, piją, bzykają i jarają, co popadnie", ale "potem niech nikt na patologię nie narzeka". Tylko... Czy naprawdę ktoś wierzy, że KIEDYŚ młodzież TEGO nie robiła? Nie piła alkoholu? Nie paliła papierosów za blokiem? Nie uprawiała seksu? To, że czegoś nie widzimy, nie oznacza, że tego nie ma.

Niestety nadal wielu dorosłych woli przymknąć oko, udawać, że jego rodziny i dzieci to nie dotyczy, że jego rozkoszne pociechy na pewno nie próbowały papierosów, a gdy kolega wyciągnie do nich rękę z alkoholem, na 200-procent odmówią. Może odmówią, może nie – zamiast się nad tym zastanawiać, stwórz po prostu przestrzeń na rozmowę.