"Ręce opadają" – tak wygląda pomoc w Polsce? Artur ratuje chłopaków, o których system zapomniał

Alicja Cembrowska
Jego życiową misją jest zatrzymanie przemocy w rodzinach. Sam przeszedł piekło. Z czasów dzieciństwa pamięta poniżanie i bicie. Później walczył z alkoholizmem, lekomanią i seksoholizmem. Uwolnił się od demonów przeszłości. Teraz sam pomaga ofiarom i rozmawia ze sprawcami. Artur Kolasa pomaga również chłopcom z zakładu poprawczego w Białymstoku. Jest jednak jedno, istotne "ale". Pieniądze. A tych brak.
Artur Kolasa pomaga chłopcom z zakładu poprawczego w Białymstoku flickr.com/Andrea Rose/zdjęcie ilustracyjne
Czym jest normalne życie?
Mężczyzna jest zawiedziony, jak sam mówi "po prostu ręce opadają". Przyznaje, że spełnia się w tym, co robi, ma dużo zapału, energii, ma pasję. Dlatego tym bardziej mu szkoda, że nie może liczyć na wsparcie.

A co robi Artur Kolasa? Stara się pomóc chłopcom z zakładu poprawczego w Białymstoku "poznać normalne życie". Warto wspomnieć, że to jedyne miejsce w Polsce, do którego trafia młodzież z uzależnieniami.

– Jestem społecznikiem, od kilku lat zajmuję się przeciwdziałaniem przemocy. Najpierw chodziłem do zakładu jako wolontariusz, rozmawiałem z wychowankami, opowiadałem swoją historię. To są dzieci z rodzin, w których źródłem dysfunkcji jest zaniechanie lub działanie – odrzucenie, porzucenie, zaniedbanie, alkoholizm, przemoc – mówi mężczyzna.


Życie "na zewnątrz"
W zakładzie poprawczym przebywają chłopcy w wieku 16-19 lat. Często już na tym etapie swojego życia uzależnieni od alkoholu lub innych substancji. Nie mogący liczyć na pomoc bliskich w wychodzeniu z nałogu.

– Terapeuta niejednokrotnie stawał się dla chłopców jedyną osobą, z którą, jak nam się wydawało, kontakt opierał się na wzajemnej bezinteresownej życzliwości i zrozumieniu. Z rozmowy z innymi pracownikami "administracji" zawsze coś mogło wyniknąć – można było coś zyskać lub stracić, natomiast przy terapeutach chłopcy mogli czuć się bezpiecznie, mogli w kontaktach indywidualnych do woli opowiadać o sobie, skarżyć się na system, narzekać na niesprawiedliwość – przeczytać możemy na stronie zakładu.

Artur Kolasa podkreśla, że chłopcy mogą liczyć na ogromne wsparcie i pomoc wewnątrz ośrodka. Dzięki zaangażowaniu kadry przechodzą proces readaptacyjny, przygotowują się do wyjścia na zewnątrz. Jednak pomimo wysiłku, niejednokrotnie nie są przygotowani do funkcjonowania poza placówką. Dlatego mężczyzna zabiera ich na wycieczki, chce pokazywać im normalne życie. – Oni dostają fachową pomoc, ale problem polega na tym, że jeżeli wrócą do swojego środowiska, to jednocześnie wrócą do starych nawyków. Dlatego trzeba je trwale przebudować, dać tym chłopcom podstawowe umiejętności społeczne, bo niestety jak są z rodzin naznaczonych patologią, to nikt im tego wcześniej nie przekazał – mówi Kolasa.

Czas poza zakładem poprawczym
I opowiada, że właśnie dlatego w każdy poniedziałek od 16:00 do 21:00 zabiera trzech lub czterech chłopców "na zewnątrz". Organizuje im czas, zapoznaje z grupami samopomocowymi, kupuje jedzenie. W środy jeżdżą razem na przepustki do domu dziecka. W inne dni jest do ich dyspozycji w zależności od potrzeb wychowanków. Wszystko finansuje ze zbiórek lub własnych pieniędzy, co jak podkreśla "jest przykre, gdy czuje się tę obojętność". I nie o obojętność chłopców chodzi, bo ci na zdjęciach Fundacji Rehab są uśmiechnięci i często zabsorbowani aktywnościami, które zapewnia im Artur.

Dlaczego to takie ważne? Bo "wyjście z uzależnienia to nie tylko odstawienie używki, ale nauczenie się gospodarowania tym czasem, który wcześniej był wypełniony zdobyciem lub zażywaniem substancji czy krzywdzeniem innych ludzi". Dlatego mężczyzna stara się zachęcić młodych ludzi do zdrowego, uczciwego, trzeźwego życia. – To jest ważne, bo jak tym człowiekiem nikt się nie zaopiekuje, to będzie siał zniszczenie w społeczeństwie – mówi.

I podaje przykład takiej sytuacji: "Zdarza się, że wychodzi chłopak na przepustkę, dzwoni do mnie i mówi: "Artur, co robisz, bo ja siedzę w parku i nie wiem, co ze sobą zrobić". Dlatego musimy inwestować w tych ludzi, bo są przypadki, że oni zdrowieją, idą do pracy. A na to naprawdę nie potrzeba wielkich nakładów finansowych. Mamy nawet program "Towarzysz w podróży", który pomaga im w wybraniu ścieżki zawodowej".

Tu nie chodzi o wielkie kwoty...
Jednak nawet pomimo tego, że "nie potrzeba wielkich nakładów finansowych", by zapewnić wychowankom zakładu aktywności, na stronie Fundacji Rehab pojawił się wpis. – Pomimo że wspieramy uzależnioną młodzież, naszymi działaniami nie jest zainteresowana komisja rozwiązywania problemów alkoholowych ani departament spraw społecznych w Białymstoku. Zalecają nam zajęcie się sportem. Po prostu opadają ręce. – Komisje alkoholowe planują swój budżet na następny rok już w październiku, pod koniec roku przygotowują programy, które są uchwalane każdego roku, zazwyczaj jest to grudzień. W programie zawierają, co będą realizować w roku następnym. Proponuję rozmawiać. Z pisma wynika jedynie, że w tym roku nie ma pieniędzy, jednocześnie informują, że mają pieniądze z innej puli, które też możecie pozyskiwać. Gadać, gadać i jeszcze raz gadać – taka moja propozycja – brzmi jeden z komentarzy.

I trudno się z nim nie zgodzić. Większość z nas niestety wie, że pozyskiwanie pieniędzy na projekty i cele społeczne możliwe jest w określonych terminach. Może jednak powinna istnieć pula na "wydatki spontaniczne"? Niektórym jest to bardzo potrzebne. Chociażby tym chłopcom, którzy mają jeszcze szansę, żeby ułożyć sobie życie. Potrzebują jednak wsparcia i pomocy. O to ostatnie prosi Artur Kolasa.
Napisz do autorki: alicja.cembrowska@mamadu.pl
Osoby, które chciałyby wesprzeć Fundację Rehab mogą wpłacać datki na konto: 39 1140 2004 0000 3102 7858 9432