"Wiem, że to błąd, ale inaczej nie potrafię". Kim są narkomani miłości?

Wiktoria Dróżka
"Działa na mnie, jak narkotyk" – mówi mężczyzna o swojej relacji z kobietą. Rzeczywiście, związek potrafi uzależniać, tylko czy możemy wtedy nazwać go zdrowym? Uzależnienie emocjonalne potrafi wyniszczać, jak choroba. Mimo cierpienia, bólu i braku radości, osoba rzadko spostrzega, że tkwi w toksycznej relacji. Potrafi tak przeżyć całe życie. Kim są narkomani miłości?
Uzależniony emocjonalnie w relacjach z partnerem, który jest mu niezbędny do dobrego samopoczucia, doświadcza stanu podobnego do upojenia. 123rf.com
Emocjonalne uzależnienie, czyli "wariactwo", które funduje kłopoty
Lgnie do niej/niego jak ćma do światła. Wszyscy mówią: "Skończ z nią/nim", ale te słowa nie przemawiają. Zakochana osoba nie dostrzega, że coś jest nie tak. Wraca do tego samego po raz n-ty, całkiem jak kokainista. Później żałuje. I choć cierpi, potrafi samą siebie przekonać, że robi dobrze. Czym jest uzależnienie emocjonalne?

Psychologowie na podstawie kryterium diagnostycznych uzależnienie emocjonalne definiują, jako chorobę. Substancją uzależniającą jest tutaj drugi człowiek i uczucia m. in. miłość, bliskość, troska, poczucie bezpieczeństwa. Przez terapeutów określane jest jako reakcja obronna, ucieczka, potwierdzenie braku samodzielności.


Cechy charakterystyczne uzależnienia emocjonalnego zostały sklasyfikowane przez Giddensa. Wymienia on trzy grupy cech, które jednocześnie ułatwiają diagnozowanie. Są to:

1. Upojenie – uzależniony emocjonalnie w relacjach z partnerem, który jest mu niezbędny do dobrego samopoczucia, doświadcza stanu podobnego do upojenia.

2. Dawka – uzależniony potrzebuje coraz większych "dawek" obecności i spędzania czasu z partnerem. Istnieje tylko wtedy, gdy jest przy nim. Myślenie o nim nie wystarcza, potrzebuje nieustannych i dotykalnych dowodów przywiązania, wciąż musi słyszeć, jak jest ważny.

3. Utrata własnego "ja" – w uzależnieniu emocjonalnym istnieje również niebezpieczeństwo utraty tożsamości, zdolności krytycznej oceny samego siebie i drugiej osoby. Poczuciu utraty tożsamości towarzyszą wstyd i wyrzuty sumienia.

Uzależnienie emocjonalne – skąd bierze się taki głód?
Źródłem uzależnień emocjonalnych jest najczęściej historia z dzieciństwa. Strata kogoś bliskiego, niestałość uczuć, opuszczenie, zmieniający się opiekunowie to najogólniej mówiąc typowy początek drogi do toksycznego wiązania się z drugą osobą. Uzależnienie emocjonalne to najczęściej kompensowanie niedostatków z dzieciństwa.

Rodzic raz był, a raz nie. Może był obecny fizycznie, ale nie dało się przewidzieć, czy akurat będzie wspierający czy nieprzyjemny. Może nie oddał do domu dziecka, ale po cichu unikał opieki, podrzucając dziecko do babci i dziadka. Może nie bił, ale był agresywny w słowach. Wywołało to w dziecku zupełną dezorientację. Historie wczesnych strat, rozstań, zniknięć, śmierci są najczęstszą przyczyną poczucia, że nie jestem wart/a miłości, więc walczę o bliskość i akceptację, najmocniej jak umiem.

Więzi z dorosłym opiekunem są tutaj kluczowe z kilku powodów. Po pierwsze budują bezpieczeństwo, swój obraz świata i własnej osoby. Po drugie dają sygnał czy dziecko może czuć się ważne lub przeciwnie – niepotrzebne. Jeśli dorosły raz jest, a raz nie, raz obwinia, a innym razem przeprasza, dziecko czuje niepokój. Rośnie z myślą, że taka niedoskonała miłość dorosłego, to jego wina. Pojawiają się w nim wątpliwości. Tata późno wraca do domu, bo nie jestem wystarczająco dobry. Mama ma zły nastrój, bo musiała się mną zajmować. Widocznie czegoś mi brak, że nie można mnie kochać.

Każdy z nas potrzebuje w życiu czegoś stałego. Dziecko tym bardziej potrzebuje stabilności. Gdy jej dostać nie może, próbuje wychwycić sygnały, które pozwolą mu zrozumieć, czemu tak jest. To pozwoli mu przewidzieć lub psychicznie się nastawić, by to, co się stanie, bolało jak najmniej.

Zły świat, a w nim ja
Bałagan, który panuje w sercu i głowie dziecka, popycha do niewłaściwego funkcjonowania w świecie. Nie wie, czy wart jest miłości, czy na tym świecie jest miejsce dla niego. Stosuje strategie, aby przeżyć. Prowokuje odrzucenie, obwinia się za deficyty, z szybkością błyskawicy wychwytuje zbliżające się sygnały katastrofy, bez końca szuka dowodów miłości i zapewnień bliskości, potrzebę miłości myli z potrzebą władzy.

Najbardziej typową, jest zamiana obrazu rodzica na złego. Zaczyna myśleć: "Nienawidzę jej/jego". Chce nienawidzić właśnie dlatego, że rozpaczliwie tej osoby potrzebuje, a nie chce potrzebować tego, czego nie może dostać. Z czasem dziecko nienawidzi siebie samego. Zaczyna uważać, że nie jest wystarczająco dobre. Dorasta w przekonaniu, że zasługują raczej na coś złego i za chwilę to coś złego sobie zafunduje.

Inną metodą radzenia sobie nieprzewidywalnością i zmiennością ważnych osób jest prowokowanie odrzucenia. Chce miłości, ale tak naprawdę nie wiem, czym ona naprawdę jest. Boję się tego tak bardzo, że idę pod wiatr. Miłość kojarzą z bólem, zawodem, czymś niestałym. Jeśli twierdzą, że odrzucenie i rozczarowanie i tak przyjdą, to chcę spowodować, by stało się to wtedy, kiedy oni tego "zechcą". To daje jakieś pozorne poczucie kontroli.

Uwikłani w sidła "miłości"
Osoba, która jako dziecko przeszła poważne straty i miała z dorosłym niestabilną więź, często przeżywa chaos w relacjach. Nie wie, czy została odrzucona, czy może sama to sprowokowała. Gdzieś na dnie umysłu nie ma zakodowanego przeżycia stabilnej więzi z opiekunem. W trudnych sytuacjach rozwiązaniem, po które sięga, jest jakieś mocne, szaleńcze działanie lub poszukiwanie mocnego przeżycia.

Takie osoby sięgają nie tylko po ekstremalne przygody, ale też po przygodny seks, tatuują ciała, okaleczają ciało, robią coś, co pozwoli rozładować wzbudzone uczucia. Robią to, by wreszcie coś się stało, zmieniło, rozwiązało. Te doświadczenia z dzieciństwa odzywają się na każdym kroku.

Pierwszym krokiem do wyjścia z emocjonalnego uzależnienia jest zbudowanie w sobie emocjonalnego wskaźnika, czegoś, co zadziała jak kompas. Będzie działał w głowie i sercu i stanie się punktem odniesienia. Będzie to stały punkt – zamiast zewnętrznego punktu odniesienia w partnerze. To bardzo trudny proces, ale możliwy do przejścia.

Uzależnieni emocjonalnie w gabinecie
Jak wiele z nas uzależnia się emocjonalnie od drugiej osoby? Czy dużo jest osób, które mają deficyty miłość? Czy to częsty problem? Jak wyzwolić się z destrukcyjnych emocjonalnych uzależnień? Na te pytania odpowiedziała Katarzyna Kucewicz, psycholog, psychoterapeutka z Ośrodka Psychoterapii i Coachingu Inner Garden.

Jak często przychodzą do gabinetu pacjenci z problemem "kocham za bardzo"?
Od kilku lat temat toksycznych miłości jest stale obecny w przestrzeni mojego gabinetu.

Przez 10 lat mojej pracy poznałam dziesiątki kobiet kochających za bardzo. Różnych. Atrakcyjnych, zaniedbanych, zamożnych, ubogich, emocjonalnych i z umysłem ścisłym. Różne dziewczyny kochają za bardzo, to nie jest tak, że mamy jeden konkretny typ kobiety wikłającej się w niezdrowe relacje. Chociaż istnieją pewne cechy osobowości, które większość kobiet uzależnionych od miłości posiada. To kombinacja kilku czynników: niskiej samooceny, poczucia, że życie bez mężczyzny nie ma sensu, uległość, brak stawiania i utrzymywania wyraźnych granic, deficyty bliskości obecne jeszcze z czasów dzieciństwa. Combo tych cech niemalże gwarantuje, że relacje miłosne będą trudne.

Ile czasu musi upłynąć, aby kobieta zrozumiała, że jej uczucie jest cierpieniem?
"Kochanie za bardzo" jest schematem, więc powtarza się stale niemalże we wszystkich relacjach damsko-męskich. Początkowo kobieta ma poczucie, że to w danej jednej relacji coś się popsuło, myśli, że pewnie była nie dość dobra. Ma wrażenie, że jest jedyną osobą na świecie, którą mężczyźni traktują lekceważąco, czuje się beznadziejna, bierze do siebie każdą porażkę.

Potem zaczyna dostrzegać, że jej mężczyźni byli i obecni też są emocjonalnie poturbowani, że są tzn. "unikającymi bliskości". Takich zwykle przyciąga osoba kochająca za bardzo. Im bardziej unikają, tym bardziej ona ich goni. Orientuje się, że coś tu jest nie tak zwykle w momencie, gdy pomimo starań, wysiłków, pomimo dania mu serca na dłoni oni ją opuszczają. Wtedy zdezorientowane kobiety zaczynają robić bilans i nierzadko trafiają do specjalisty, bo okazuje się, że ten schemat ktoś już opisał, że go się leczy, że takich związków jest wiele.

W czym tkwi istota uzależnienia emocjonalnego?
Uzależnienie emocjonalne od kogoś przypomina uzależnienie behawioralne np. hazard. Osoba wie, że postępuje źle, wie o tym, że źle ulokowała swoje uczucia, ale nie potrafi się wyswobodzić z relacji. Pomimo cierpienia pozwala na złe traktowanie i wydaje jej się, że żyć nie potrafi bez swojego partnera. Mówi np.: zdania – "bez ciebie nie ma mnie", "jak on odejdzie, to ja się zabije". Nie chce spędzać sama chwili, zwykle jest chorobliwie zazdrosna i cały czas boi się porzucenia.

Paradoksalnie zachowuje się tak, że w końcu jest faktycznie porzucana, bo takie zachowanie obciąża partnera. Mężczyźni kobiet uzależnionych od kochania mówią mi często, że oni nie są w stanie sprostać tym oczekiwaniom, czują wielką presję, brakuje im powietrza. Uciekają np. w sporty ekstremalne, w pracę, w używki. Czują na sobie ciężar odpowiedzialności za czyjeś życie i szczęście i to ich przerasta. Zwłaszcza że przeważnie mężczyzna takiej kobiety sam ma też swoje schematy – unikania bliskości. Dynamika relacji jest zwykle taka – prosto to określając – swój ciągnie do swego, czyli, że osoby z deficytami przyciągają symetryczne deficyty.

Jaki ma to związek z wczesnym dzieciństwem?
Unikający bliskości i nałogowcy kochania zachowują się schematycznie, a schematy ludzie wynoszą, oczywiście z domu. Jeśli chłopiec miał zaborczą matkę, która go stale zalewała miłością, to umęczony nauczył się unikania. Ale z drugiej strony kobiety uczuciowe jak matka go pociągają, wiec w konsekwencji przyciąga równie wrażliwą, często emocjonalnie uwikłana dziewczynę, kochająca za bardzo i od niej stroni jak od matki.

Ona zaś widzi w nim księcia, bo zna dobrze to uczucie, gdy kogoś mocno kochała – ojca, a on był z kolei na przykład niedostępny emocjonalnie, wiecznie zapracowany, zimny. Nasze schematy opierają się na tym, czego nam zabrakło, na tym też, co nam dawali rodzice i w jakiej ilości. Jak matka daje za dużo miłości synowi, to on dla swojej żony będzie zimny, bo będzie się bal, że znowu go jakaś kobieta wchłonie. Jak ojciec daje córce mało ciepła, to ona będzie chciała zimnego, z nadzieją, że w końcu komuś stopnieje serce. I będzie się tak starać i starać, zawsze bez skutku.

Jaki jest pierwszy krok do wyjścia z emocjonalnego uzależnienia?
Jeśli osoba jest sama, to pierwszym krokiem jest niewchodzenie w nową relację tylko pobycie samemu i praca nad sobą. Nie ukrywam to dosyć trudne, czasami wielomiesięczne. Czy udaje się bez specjalisty? Rzadko, zwykle trzeba psychoterapii do tego, by wszystko sobie poukładać i nauczyć się właściwych wzorców postępowania. W terapii ważne jest dotarcie nie tylko do genezy z dzieciństwa, ale i do kluczowych przekonań, które siedzą w nas i nie pozwalają budować zdrowych związków.