3 zdania, które świadczą, że dotyczy cię "syndrom oszusta". Nawet jeżeli nikomu nie zrobiłeś nic złego

Katarzyna Chudzik
To nie zaburzenie psychiczne, ale efekt psychologiczny, na mocy którego wydaje nam się, że nie zasługujemy na odniesiony sukces. Pierwszy raz określenie "syndrom oszustki" padło już w 1978 roku. I bynajmniej nie oznacza ono, że żeby odnieść sukces, kogokolwiek oszukałaś. Ani że dążyłaś po trupach do celu.
Choć sformułowanie "kobieta sukcesu" przyległo do tych z nas, które robią karierę, to sukces można przecież odnieść na wielu płaszczyznach Pixabay.com
Co ciekawe, "syndrom oszusta" dotyczy głównie kobiet; mężczyźni, którzy odnieśli sukces dużo rzadziej go doświadczają. Jeśli często wypowiadasz poniższe 3 zdania (chociażby w myślach), może to oznaczać, że cierpisz właśnie na ten syndrom. I najwyższy czas, żeby się go pozbyć!

1. "Jestem tylko pretendentką"
Nie wierzysz, że zasługujesz na osiągnięty sukces, pochwały, pozycję. Jesteś przekonana, że inni cię przeceniają, że tak naprawdę dali się nabrać na pozory. Tego rodzaju myślom towarzyszy obawa, że wkrótce twoja maska spadnie, a ludzie dostrzegą, że tak naprawdę jesteś niekompetentną amatorką.


Przekonanie to wywołuje lęk zarówno przed porażką (która w twojej głowie niechybnie nastąpi), jak i przed sukcesem. Bo przecież "upadek z wysokiego konia najbardziej boli", a sukces wiąże się z podnoszeniem poprzeczki. Nie można jej przecież podnosić bez końca, prawda? Nie jesteś wystarczająco kompetentna, żeby to udźwignąć.

2. "Miałam farta/wyszło mi"
Tłumaczysz swoje sukcesy szczęściem, splotem okoliczności i rozmaitych zewnętrznych czynników. Jesteś przekonana, że następnym razem "się nie uda", bo źródło sukcesu nie leży w twoich kompetencjach.

To zresztą niestety sformułowania, których często używamy również chwaląc dokonania innych, nieświadomie je umniejszając. Koleżanka związała się z rewelacyjnym facetem? "Ale ci się udało/ale masz farta".

To żaden fart, fantastyczni mężczyźni nie leżą na chodniku z wyciągniętymi rękami. Sama musiała zadbać o tę relację i stać się osobą, która zainteresuje wartościowego człowieka.

3. "To nic wielkiego/to nie było przecież trudne"
Wierzysz w to, że skoro dla ciebie coś było łatwe, to innym również nie sprawiłoby trudności. Że taki sukces, to żaden sukces, a zatem nie zasługuje na uwagę. Jest ci głupio, że ktoś cię za to chwali.

Niestety często podobnych sformułowań używamy w rozmowie z własnymi dziećmi. Na konkursie plastycznym nie było dużej konkurencji, więc było przecież oczywiste, że wygrał go twój malec. Dziwne by było, gdyby tak się nie stało. "To nic wielkiego".

"Syndromowi oszusta" winien jest głównie sposób wychowania
Z badań wynika, że osoby dotknięte syndromem wychowywane były w dwóch typach rodzin.

Pierwszą z nich jest rodzina, w której rodzice swoje dziecko idealizują. Młoda osoba, która wyrasta w przeświadczeniu, że jest najzdolniejsza i najmądrzejsza, nie radzi sobie z porażkami. Rzeczywistość może ją przerastać. W momencie, w którym odnosi realny sukces, może podświadomie podejrzewać, że sytuacja jest analogiczna, jak w dzieciństwie – najpierw mówiono jej, że jest najwspanialsza, a potem okazało się, że są lepsi od niej. Że nie na każdym polu jest wyjątkowa i że nie każdemu musi spodobać się jej działalność.

Bo jeśli rodzice mówią, że namalowany przez dziecko obrazek jest perfekcyjny, po czym zjawia się osoba, która nie tyle się nim nie zachwyca, co wręcz odrzuca jego jakość, w dziecku wytwarza się system obronny. I przekonanie, że liczne pochwały nie muszą mieć nic wspólnego ze stanem faktycznym.

Drugim rodzajem rodziny jest ta, w którym rodzice dziecko etykietują, często zresztą negatywnie. Jeśli dziecku daje się do zrozumienia, że nie jest najmądrzejsze, albo "niczego nie jest w stanie samo ogarnąć, nawet porządku we własnym pokoju", trudno od niego oczekiwać, że w przyszłości będzie znało i rozumiało swoją wartość. Powiązane jest to z efektem Pigmaliona i Golema.

Oczywiście takie przekonania często wpaja dziecku szkoła, ale to dom rodzinny jest w wychowaniu kluczowy.

"Osiągnęłam sukces, bo..."
Cechami towarzyszącymi "syndromowi oszusta" jest pracoholizm, perfekcjonizm i drobiazgowość. Żeby ściągnąć z siebie nieustanny lęk i nie być wiecznie przepracowaną (bo przecież tak to się właśnie kończy), warto nie tylko "odpuścić", czy wybrać się na terapię, ale po prostu – codziennie próbować inaczej układać własne słowa w głowie.

Na siłę nawet. Tak jak długo trzymany poziomo między zębami ołówek angażuje mięśnie twarzy, wywołując uśmiech nawet po jego wyjęciu i pobudzając hormony szczęścia, nawet jeśli wyjściowo chciało nam się płakać, tak powtarzanie sobie "osiągnęłam sukces, bo..." zmienia sposób funkcjonowania naszego mózgu.

A warto chyba mieć poczucie satysfakcji i pewności, że zasłużyłyśmy na sukces ciężką pracą, nie łutem szczęścia.
Źródło: Kobieta.pl