O co chodzi z kurtkami na znakach drogowych? Pan Marcin wiesza je z ważnego powodu

Katarzyna Chudzik
Przyciasną już kurtkę dla dziecka można oddać pociesze znajomych albo wrzucić do kontenera PCK. Można też powiesić ją na znaku drogowym – tak, jak zrobił to pan Marcin Kozerawski. Nie z jedną kurtką jednak, lecz z 50-cioma!
– Dobro rodzi dobro – powiedziała pani Agnieszka, która zrobiła to zdjęcie. Facebook.com
– Jeżeli Twojemu dziecku jest zimno, a brak mu ciepłego ubrania, ta kurtka jest właśnie dla niego. Niech je ogrzeje w zimne dni – napisał na doczepionych do ubrań kartce twórca tego gestu, przedstawiający się jako "Twój Przyjaciel Marcin".
Pan Marcin zostawił swój numer telefonu. Być może obdarowany podziękuje mu chociaż SMS-emFacebook.com
Dziecięce kurtki w foliowym pokrowcu zawiesił już w kilku warszawskich dzielnicach – na Woli i Muranowie, Bemowie i w Śródmieściu.

"To mogłoby być moje dziecko"
– Kilka dni temu w okolicach Dworca Centralnego zobaczyłem bardzo skąpo ubranego, mniej więcej 8-letniego, chłopca. Widać było, że marzł. Pomyślałem, że to mogłoby być moje dziecko i poczułem potrzebę, żeby coś z tym zrobić – opowiada w rozmowie z Mamadu pan Marcin.


W akcję zaangażował dwie osoby ze swojej firmy. Początkowo chcieli rozdawać kurtki na ulicach, ale zmarzniętych dzieci nie spotyka się na każdym rogu. Na znakach drogowych rozwiesili więc 50 kurtek i zakupili 60 (!) kolejnych, które będzie można zabrać z warszawskich ulic już w najbliższych dniach.

– Robimy to za własne pieniądze. Ale nie jest to ogromne wyrzeczenie, kurtki są teraz na wyprzedażach. Staramy się znaleźć ciepłe i dobrej jakości ubrania – mówi pan Marcin.

Zostawia numer telefonu, a ludzie dzwonią z podziękowaniami, albo opowiadają o swojej trudnej sytuacji życiowej. Mówią, że mają jeszcze dwójkę dzieci i nie stać ich na odzież zimową dla całej gromadki. Proszą o pomoc i otrzymują ją. "Inspirujące"
– Trafiłam na taki piękny gest w drodze do domu. Cudownie rozgrzewa – mówi pani Agnieszka Amietszajewa, mieszkanka warszawskiego osiedla Odolany.

– To zdecydowanie inspiruje do podobnych działań. W kółko powtarzamy, że przemoc rodzi przemoc, a warto dla odmiany skupić się na tej cieplejszej stronie życia i zacząć powtarzać, że dobro rodzi dobro – dodaje.

"Są biedniejsze miejsca w tym mieście"
Chociaż historia brzmi bardzo pozytywnie, nie zabrakło w jej kierunku głosów krytyki. Dezaprobatę okazują jednak głównie osoby, które zauważyły kurtki w "bogatszych" dzielnicach. – 99 proc. ulicy to nowe bloki, w których mieszkania kosztują po średnio pół miliona złotych. Raczej nie kupują tego ludzie, których dzieci nie mają kurtek – czy to używanych czy nowych. Są biedniejsze miejsca w tym mieście – napisała jedna z członkiń facebookowej grupy "Moje Odolany".

Jej opinia jest raczej odosobniona – internauci szybko odpowiedzieli, że niektórzy mieszkańcy osiedla zamieszkują skromniejsze domki. Faktem jest również, że nawet ci, którzy "kupili mieszkanie za pół miliona" mogą mieć problemy finansowe, czasem więc podarowana kurtka naprawdę może odciążyć nawet pozornie zamożnych rodziców.

Oby więcej takich bezinteresownych gestów!