Absurdalna odpowiedź MEN na petycję rodziców. "A potem dziwimy się, że niektórzy wierzą w Płaską Ziemię"

Katarzyna Chudzik
Aż 16 tys. rodziców i nauczycieli wystosowało do Ministerstwa Edukacji Narodowej petycję z prośbą o odchudzenie podstawy programowej dla uczniów szkół podstawowych. Po 2 miesiącach doczekali się odpowiedzi, która zdecydowanie ich nie usatysfakcjonowała. – Sposób przekazywania informacji w szkole sprawi, że wyrośnie nam pokolenie płaskoziemców – komentuje nauczyciel fizyki i twórca idei Szkoły Minimalnej Marcin Stiburski.
Dzieci ślęczą nad lekcjami do późnych godzin nocnych. Czy jednak przez to staną się świadomymi i oczytanymi ludźmi? 123rf.com
Petycja do MEN
Podpisując się pod petycją rodzice i nauczyciele zaprotestowali przeciwko nowej podstawie programowej, która ich zdaniem jest przeładowana i zaproponowali konkretne działania, które poprawiłyby ciężką sytuację uczniów klas VII i VIII.

Zdaniem administratorów facebookowej strony "Nie dla chaosu w szkole" Ministerstwo Edukacji Narodowej w swojej odpowiedzi na apel zignorowało "już nie teoretyczne, a realne, bo wynikające ze szkolnej praktyki, problemy dzieci, nauczycieli i – jakże często – rodziców".

Odpowiedź MEN
Przedstawiciele MEN napisali bowiem, że wzrost liczby tychże wymagań wynika z dążenia do precyzyjności, nie zaś rozszerzania zakresu treści. Podkreślili, że eksperci uwzględnili możliwości poznawcze uczniów, a zmiany w podstawie programowej mają charakter ewolucyjny, nie rewolucyjny.


Zdaniem MEN treści kształcenia wypełniają "zaledwie" 80 proc. wymiaru godzin, a pozostałe 20 proc. przeznaczone jest na utrwalanie wiedzy oraz rozwijanie umiejętności i wiadomości zgodnie z potrzebami i zainteresowaniami uczniów. Podkreślono, że przygotowując podstawę programową "starano się" uwzględniać realny czas pozostający do dyspozycji nauczyciela.

"Zwykły układ trawienny urasta do wielkiego problemu"
Pierwszy zarzut Marcina Stiburskiego, twórcy idei Szkoły Minimalnej dotyczy precyzyjności podkreślonej przez MEN.

– Ilość zagadnień w podstawie programowej, które jako cywilizacja chcemy przekazać kolejnemu pokoleniu, mogłaby od biedy pozostać. Ale to właśnie "dążenie do precyzyjności" jest czynnikiem, dzięki któremu układ trawienny czy zwykłe wahadło urasta do problemu. Problemu, który trudno zaliczyć, a więc powodującego, że możemy nie zdać do kolejnej klasy – tłumaczy Stiburski.

Jego zdaniem precyzyjność rozumiana jako szczegółowość powinna zostać zmniejszona, nie zwiększona.

– Przez nadmierną precyzyjność, szczegółowość, często rodzi się niezrozumienie tematu, wręcz wstręt do niego. To w późniejszym życiu może skutkować uwierzeniem takiej osoby w różne koncepcje teorii spiskowych. I nagle uczeń, który szczegółowo miał wykładaną lekcję o grawitacji, ale nie przyswoił naturalnie tego materiału, a jedynie go wykuł, w przyszłości uwierzy w koncepcję Płaskiej Ziemi. Czy chcemy nawałem szczegółowości/precyzyjności wychowywać płaskoziemców? – pyta Stiburski.

Jego zdaniem program, który obecnie ma przekazać uczniom przez 2 lata, z powodzeniem mógłby być zrealizowany w 4 miesiące. Wystarczyłoby nie skupiać się na zadaniach z treścią i szczegółowych wzorach, tylko na zrozumieniu zasad. Wówczas – jak mówi Stiburski – "śrubę można by dokręcić" dopiero w klasach profilowanych w szkole średniej.

– Podobnie na języku polskim dzieciaki powinny uczyć się o komunikacji. Jeśli chcą napisać rozprawkę o smartfonie, powinny móc to zrobić. Ważna jest forma, umiejętność argumentacji, dostrzeganie różnych aspektów. Na wiedzę o tym, kto wypił czarną polewkę, przyjdzie czas w klasie profilowanej – twierdzi nauczyciel.

"Kto to obliczył?"
Tezę MEN o tym, jakoby klasie pozostało 20 proc. czasu lekcyjnego na powtórkę wiadomości i rozwijanie zainteresowań ucznia, również Stiburski obala.

– W każdej korporacji są wyliczone targety, które często są oderwane od rzeczywistości. To, że przez 1/5 czasu uczniowie będą powtarzać przyswojone już informacje i uczyć się o rzeczach, które faktycznie ich interesują, też jest wymysłem arkuszy kalkulacyjnych ekspertów – ocenia nauczyciel fizyki, dodając, że MEN często ma problem z podaniem listy osób, które oceniły daną problematykę. – Odpowiedzialność zbiorowa to brak winnych – zauważa.

Jego zdaniem nie ma co się powoływać na wyliczające czas przyswojenia danego zagadnienia badania naukowe. Każdy uczeń i nauczyciel jest bowiem inny, a szkoły funkcjonują w różnorodny sposób. Nie da się więc tego dokładnie obliczyć.

– Warto też dopytać o definicję czasu nauki. – Czy MEN mówi o całkowitym czasie nauki z finałem w postaci testu, czy jedynie czasie przekazania wiedzy i testem? Bo przecież utrwalenie nauki jest najbardziej pracochłonne, wlicza się w niego przygotowanie do lekcji i testu oraz zadania domowe – kwituje Stiburski.