Nie cukier jest najgorszy w żelkach. To substancja, która łączy je z... kostką do WC!

Ewa Bukowiecka-Janik
Dzieci je kochają, a my wierzymy, że są dobre dla kości. Żelki. Słodkie, kolorowe i trujące. Bo niewielu z nas wie, że ich skład ma wspólny mianownik z... kostkami WC! I co gorsza, nie jest to nielegalne.
W żelkach znajdują się sztuczne barwniki, które dają kolor również... kostkom do WC! Prawo autorskie: tonobalaguer / 123RF Zdjęcie Seryjne
To niestety nie żart. Producenci żywności zarówno w Polsce, jak i w innych krajach (choć rzadziej!) mają pełne prawo dodawać żywności "kolorku" za pomocą sztucznych barwników. Tych samych, które dają ładną barwę niektórym kosmetykom oraz środkom chemicznym.

Mają ku temu poważny powód. Aż 90 proc. z nas przywiązuje wagę do barw produktów spożywczych podczas zakupów. Dorosłych najbardziej przyciąga to, co czerwone i pomarańczowe. Kolory te kojarzą się ze słodyczą. Zaś dzieci kochają jedzenie... niebieskie. To właśnie błękitne sztuki żelków czy cukierków najchętniej wyławiają z paczki.


Zakazany błękit
Za każdym z tych intensywnych kolorów jedzenia stoi chemiczny barwnik. Ten, który najbardziej kręci dzieciaki nazywa się błękitem brylantowym. Znajdziemy go, o zgrozo, również w zielonym groszku. Jak się okazuje, bez niego groszek wcale nie wyglądałby tak soczyście i wiosennie.

Błękit brylantowy oznaczony jest na etykiecie symbolem E133. Zdziwicie się, jak bardzo jest popularny. Poza żelkami i zielonym groszkiem, "zdobi" również wszystkie (to nie przesada, wszystkie!) słodycze i napoje o niebieskawym zabarwieniu.

Ponadto, spotkać go można w składzie past do zębów, dezodorantów, farb do włosów oraz wspomnianych na początku kostek do odświeżania toalety. Tak, ten sam składnik, który barwi detergenty do mycia muszli klozetowej o zapachu morskiej bryzy, dajecie do jedzenia swoim dzieciom...

Co ciekawe, użycie błękitu brylantowego w przemyśle spożywczym jest zakazane w Szwajcarii ze względu na szkodliwe właściwości. Przede wszystkim barwnik ten może silnie uczulać, co objawia się obrzękiem ust, języka i twarzy. W skrajnych przypadkach może być on śmiertelnym zagrożeniem – duży obrzęk może utrudniać oddychanie.

Ponadto, wiadomo, że barwnik ten działa rakotwórczo, obniża naszą odporność i może przyczynić się do nadwrażliwości jelit. Objawy? Biegunka, zaparcia, wzdęcia... czyli dolegliwości, które u dzieci biorą się często nie wiadomo skąd. No właśnie – nie wiadomo.

Trująca żółcień
Szkodliwych barwników, które łączą żywność ze środkami chemicznymi jest niestety o wiele więcej. Na czarnej liście znajduje się też m.in. żółcień chinolinowa oznaczana symbolem E104.

Podobnie, jak w przypadku niebieskiego barwnika, E104 można znaleźć w żelkach, lodach, napojach czy galaretkach, ale również w pastach do zębów, kosmetykach do malowania, szamponach i mydłach.

W 2009 roku w Wielkiej Brytanii wycofano z produkcji żywności żółcień chinolinową. Przyczyną był stan zdrowia grupy dzieci, u których stwierdzono nadpobudliwość. Jak się okazało, spożywały one napój, który zawierał aż sześć sztucznych barwników, w tym E104. Obecnie stosowanie żółcieni chinolinowej jest zakazane w USA oraz Japonii.

Czerwień z robaków
Ciekawą genezę ma barwnik czerwony, zwany kwasem karminowym. To substancja organiczna, która nie jest szkodliwa dla zdrowia, poza tym, że jej nadmiar może wywoływać alergię. Kontrowersyjne jest za to jej pochodzenie.

Otóż piękny karminowy kolor żelków, galaretek i modnych pomadek do ust łączy jedno – sproszkowane pluskwiaki. Tak, czerwony barwnik E120 uzyskuje się z wysuszonych i zmielonych owadów, zwanych czerwcami kaktusowymi. Żyją one na opuncjach w krajach Ameryki Południowej i w Meksyku.

Złą siostrą barwnika E120 jest koszelina z numerem E124. Udowodniono jej szkodliwe działanie dla zdrowia: również przypisuje się jej powodowanie nadpobudliwości u dzieci, a ponadto astmę, uszkodzenia nerek i wątroby oraz bezpłodność.

Zmielonych pluskwiaków jest w naszej łazience i kuchni naprawdę dużo. M.in. w kolorowych kosmetykach, typu cienie do powiek, ale i w jogurtach, galaretkach, wypiekach, a nawet wędlinach... Smacznego!

Alternatywa, czyli żelki z sokiem z buraka
Jeśli nasze dzieci kochają żelki i galaretkę są sposoby, by nie odbierać im przyjemności. Jednak musimy się nieco wysilić. Po pierwsze, można poszukać żelków i galaretek barwionych naturalnymi związkami chemicznymi. Należą do nich m.in. kurkuma, sok z buraka czy marchwi.

Po drugie, żelki czy galaretkę można zrobić samemu z żelatyny, soku owocowego, cukru (niestety, to w końcu słodycz) oraz naturalnego barwnika – jeśli rzeczywiście zależy nam na pięknym kolorze. Proporcje według uznania. Dzieci będą szczęśliwe, a my spokojni, że nie jedzą chemii, którą szorujemy toaletę.
Źródło: program Katarzyny Bosackiej pt. "Co nas truje" odcinek 11, madrezywienie.pl, Wikipedia