Awantura w tramwaju o dziecko zostawione bez opieki. Reakcja matki rozczarowuje
Nie pomagają kampanie edukacyjne, artykuły w sieci czy przestrogi innych rodziców – podróżując komunikacją miejską, wciąż można spotkać matki, które za nic mają bezpieczeństwo własnych dzieci. Chociaż w podróży z dzieckiem to ono powinno stanowić priorytet, nie wszyscy o tym wiedzą.
Sytuacja (a raczej mała "afera"), której byłam świadkiem, miała miejsce kilka dni temu w jednym z warszawskich tramwajów. Problemy zaczęły się już w momencie, gdy do pojazdu próbowała wejść matka z dziećmi – jedno, młodsze, smacznie spało w wózku, drugie kurczowo trzymało się mamy. Próbowała, bo przez kilka dłuższych chwil mocowała się z wózkiem, dopóki nie zlitował się nad nią jakiś młody mężczyzna, który pomógł jej go wnieść. Trudności z wejściem do pojazdu to jednak dopiero początek.
Kobieta postawiła wózek w przeznaczonym do tego miejscu, zablokowała koła. Prawdopodobnie nie zwróciłabym na nią uwagi, gdyby nie krzyk pasażerki siedzącej nieopodal mnie. Kobieta, siedząca najbliżej miejsca dla wózków, zwróciła się w stronę matki i wskazała wolne miejsce w przedniej części pojazdu. Wyjaśniła, że nie powinna stać z dzieckiem przy wózku, bo maluch może się przewrócić.
Gdy matka zajęła miejsce i posadziła starszaka na kolanach, odezwała się inna pasażerka. Oburzyła ją postawa tej pierwszej – jej zdaniem matka powinna stać przy wózku, a starsze dziecko powinno samo zająć miejsce. Rzeczywiście, chłopiec był na tyle duży, że mógł siedzieć w tramwaju na siedzeniu, nie na kolanach mamy.
Kobiety zaczęły się przekrzykiwać i przerzucać dobrymi radami. Jedna (ta pierwsza, która wskazała miejsce) broniła matki i tłumaczyła, że "to tylko tramwaj", a dziecku w wózku śpi i nic mu się nie stanie. Druga była zaskoczona postawą pierwszej i zasugerowała, że sama powinna ustąpić matce miejsca, tak, by mogła siedzieć z dzieckiem na kolanach i jednocześnie przytrzymywać wózek.
Brak wyobraźni to zmora współczesnych matek?
To, co uderzyło mnie najbardziej, to nie przepychanka słowna dwóch "cioć dobra rada", a kompletny brak reakcji ze strony matki. Kobieta siedziała z dzieckiem na kolanach i przez kilka minut (dopóki nie wysiadłam, nie wiem, co było dalej) nawet nie spojrzała w stronę śpiącego w wózku dziecka.
MamaDu.pl
Chociaż wózek stał we względnie bezpiecznej pozycji (najgorsze, co może zrobić opiekun, to postawić wózek bokiem, nie wzdłuż pojazdu), zablokowanie kółek to za mało. Gdy jakiś czas temu jechałam autobusem, kierowca oznajmił, że nie ruszy, dopóki kobieta, która wsiadła z wózkiem do pojazdu i usiadła, nie zajmie miejsca przy wózku. Wyjaśnił, że wystarczą sekundy, żeby doszło do tragedii – jeśli gwałtownie zahamuje, dziecko wypadnie z wózka.
W przypadku podróży tramwajem jest podobnie – wciąż wystarczy chwila, by wózek się przewrócił, a dziecko wypadło. Nawet jeśli mogłoby nam się wydawać, że jazda tramwajem jest bezpieczniejsza od jazdy autobusem.
Co powinna zrobić matka? Posadzić starsze dziecko i stanąć przy wózku. Poprosić współpasażerkę o zwolnienie miejsca i usiąść ze starszym dzieckiem na kolanach, przytrzymując wózek. Zareagować, gdy pasażerki gorąco dyskutowały o jej dziecku, zamiast milczeć. Być może to tylko złudne poczucie bezpieczeństwa, ale lepsze to niż siedzenie kilka metrów od wózka, tyłem, i niezwracanie uwagi na śpiące w nim dziecko. Tym razem się udało, ale taki brak wyobraźni może słono kosztować.