"Trudno o lepsze miejsce na poznanie kogoś fajnego niż pielgrzymka". Oto dowód
Moi rodzice są ze sobą 33 lata. Poznali się na pielgrzymce. Do dziś moja mama uważa, że drugiego człowieka bardzo dobrze można poznać podczas czternastu dni wędrówki na Jasną Górę. Trudno mi się z tym nie zgodzić.
O pielgrzymkach słyszę różne opinie – że to miejsce rozpusty, nie modlitwy. Młodzi idą, ale trochę jak na imprezę, podczas której pobawią się, czasem w ukryciu napiją, znajdą chłopaka lub dziewczynę, a nawet przeżyją coś więcej. Mimo "czarnych legend" o pielgrzymkach do Częstochowy, ja widzę to inaczej. To wydarzenie i ta droga kojarzyć mi się będzie zawsze z miłością moich rodziców.
Oboje byli wychowani w wierzących, tradycyjnych rodzinach, ale byli w tym wszystkim "normalni". Było w nich dobro, ale połączone z chęcią życia, poznawania świata i ludzi. Tata pogodny, żywiołowy z bujną czupryną kręconych włosów i gitarą, mama spokojniejsza, uśmiechnięta z romantyczną duszą. Szli w jedną stronę, przed siebie, z wiarą w sercu. Wyruszyli z tego samego miasta rodzinnego, nie znając siebie nigdy wcześniej.
Tata – tak myślę – mógł być "królem imprezy" w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Uwielbia ludzi, których w naszym domu nigdy nie brakowało. Otwartość na wszystkich – to jego podstawowa zasada. Mama – skryta – domyślam się, że musiała dostrzec jego komunikatywność i pogodę ducha.
To był dla nich wyjątkowy czas, choć to była Częstochowa, nie Rzym. Zwykła szara Polska i lata 80. Te kilkaset kilometrów było dla nich drogą śpiewu, rozmów, skupienia, uwielbienia, przygód. Tam każdego dnia uświadamiali sobie, co jest najważniejsze w życiu – obecność drugiej osoby i dobra energia płynąca z nas samych. W taki sposób wspominają pielgrzymkę do Częstochowy, oboje.
Nie mówią o zmęczeniu, o tym, że bolały nogi, że padał deszcz albo było upalnie. Wspominają fajne momenty i to, jak poradzili sobie z trudnościami, które na pewno też się pojawiały. – Przynosił wodę, pytał, czy dajemy radę – wspomina o tacie mama. To dawało jej siłę.
– Tata zawsze postarał się o to, żeby cała nasza grupa mogla spać u kogoś w domu. Dzięki temu mogliśmy umyć się, wypić ciepłą herbatę i wyspać w normalnym łóżku – opowiadała mi dalej mama. – Widziałam, jak potrafi się opiekować nie tylko mną, ale innymi ludźmi. Był pomocny, ale też zabawny – dodała. Nie zmieniło się to do dziś. To człowiek, na którym można polegać. Przy rodzinie i bliskich czuwa zawsze.
Jak to się stało, że chodzili na pielgrzymki?
Tata, mając zaledwie 21 lat, na pielgrzymce był już 4 razy. Głównie za sprawą babci. Wychowywała swoich synów sama, a to, co jej pomagało, to wiara. Tego samego chciała nauczyć chłopaków. Nie wydaje mi się, że czuli się przymuszani.
– To był fajny czas. W domu nie mieliśmy wiele, bywało smutno, a na pielgrzymkach czułem się silny i potrzebny – wyznał mi kiedyś tata. Był w swoim żywiole, widać to po tym, jak o tym opowiada.
Przyznaje też, że nie szedł do Częstochowy z intencją znalezienia żony. – Byłem młody, zupełnie o tym nie myślałem. Tak naprawdę byłem nieśmiały do dziewczyn. Zresztą, krótko po pielgrzymce szedłem do wojska. Szedłem, bo chciałem – opowiada.
– Na pielgrzymce się poznaliśmy, ale nie byliśmy parą. W wojsku dostałem wzruszający list od mamy i dopiero wtedy zacząłem myśleć o niej poważnie. Powinniśmy się spotkać, jak tylko wrócę – pomyślałem. – List od niej był naprawdę piękny – otwarcie wyznał mi kiedyś tata.
W związku małżeńskim rodziców widziałam różne momenty. Oprócz miłości były też chwile trudów życia – choroby, problemy w pracy. Przeszli to. Myślę, że dzięki wierze i nieodpuszczaniu. Są dowodem, że pielgrzymka to najlepsze miejsce na poznanie kogoś fajnego. Chodzi chyba o to, że wędrówka sprzyja rozmyślaniu o tym dokąd zmierzamy i czy ta droga jest słuszna.
Wielu młodych ludzi szuka na pielgrzymce relacji z Bogiem, ale też odpowiedzi na dręczące ich pytania. Jeśli zdarzy się tak, że młodzi, zaradni i wierzący ludzie spotkają się na wspólnej drodze i pokochają, odczuwane motyle w brzuchu, mogą sprawić, że będzie szło się łatwiej.
W budowaniu klimatu wśród pielgrzymów pomagają proste gesty i słowa. – Jak się idzie? – to typowe zapytanie na podryw. Przypuszczam, że takie słowa chciałaby usłyszeć prawie każda dziewczyna codziennie w drodze do szkoły lub pracy. Ale tu na pielgrzymce bardziej "wypada" i ma to większy sens.
Może cię zainteresować także: Czy można wiedzieć, że to miłość na całe życie? O tym, jak nie popełnić największego błędu