"Proszę próbować cesarki gdzie indziej". Zmuszane, by rodzić naturalnie. Za wszelką cenę
Absolutnie nie popieramy cesarek na "życzenie", gdy kobiety obawiając się bólu związanego z porodem, decydują się na takie rozwiązanie. Trudno nam zrozumieć takie myślenie, bo oczywiste jest, że ból po cesarce jest skądinąd dużo gorszy, niż ten porodowy, a i czas rekonwalescencji dużo dłuższy.
Niestety takie doniesienia przyczyniły się do bardzo groźnej dla kobiet sytuacji, kiedy lekarze nie godzą się na wykonanie cesarskiego cięcia, pomimo wskazań lekarza prowadzącego ciążę. Bagatelizują sprawę, uważając, że kobiety zanadto się nad sobą rozczulają i na pewno poradzą sobie w czasie porodu naturalnego. Ostatnio pisaliśmy o takim przypadku w artykule: "Jesteś wredna i nie umiesz rodzić" – tak 34-latce powiedziała lekarka w czasie porodu. Potem było już tylko gorzej
W wyniku nieudzielenia na czas pomocy i wstrzymywania wykonania operacji doszło do krwawienia, które musiało być zakończone usunięciem macicy. Historia naszej czytelniczki wyraźnie wskazuje, jaka nagonka zrobiła się na cc i jak cierpią na tym te kobiety, które z realnych powodów, nie są w stanie urodzić dziecka siłami natury. A wystarczyłoby, tylko by lekarze badali rozstaw miednicy oraz kontrolowali poprzez badanie USG wielkość główki i ramion dziecka, by ocenić, jaki rodzaj porodu byłby najbezpieczniejszy dla ciężarnej. Koniecznie przeczytajcie.
Budowa ciała wykluczająca poród naturalnyMoże cię zainteresować także: Rękoczyn Kristellera nadal jest stosowany na polskich porodówkach. Oto wstrząsające historie naszych czytelniczek!
Przez 9 miesięcy byłam pacjentką cudownego lekarza, który pracował w szpitalu na Karowej w Warszawie. Od początku poród miał odbyć się poprzez cc z racji moich wskazań kardiologicznych (leczenie od dzieciństwa, leki na serce i pełna diagnostyka co kilka miesięcy czy schorzenie nie postępuje, do tego nawroty w sytuacjach zmęczenia organizmu, silne duszności itp.), waga bardzo niska (w ciąży przytyłam tylko 7 kg), budowa ciała wykluczająca poród naturalny (duża główka i barki dziecka, wąska miednica u mnie)
8 lutego zgłosiłam się rano na Izbę Przyjęć Szpitala na Karowej. Po kilku godzinach oczekiwania zostałam przyjęta przez przemiłą położną, zbadana, ubrana w piżamę i czekałam na przewiezienie na blok porodowy. Jeszcze na Izbie Przyjęć, tuż przed przeniesieniem na blok przyszła do mnie lekarka i poinformowała, że podważy cc na każdym etapie, bo nie widzi wskazań, żeby nie próbować rodzić naturalnie, a najwyżej zrobi się cc na koniec. Taką też informację wpisała w dokumenty, które razem ze mną trafiły na blok porodowy. Tam było już tylko gorzej.
Każdy lekarz podważał moją chorobę, pytali o kolor i kształt tabletek które brałam na serce, kazali spowiadać się z tego, jak wyglądały badania diagnostyczne... Dodam, że od 18.00 dnia poprzedniego nic nie jadłam, od północy nic nie piłam, a o godz. 14.00 nadal nie miałam kroplówki i nikt nie powiedział mi, że i tak dziś nikt nie zrobi cc, więc żebym coś wypiła lub zjadła. Kobieta w ciąży dobę była bez jedzenia i picia...
Wypisano mnie wieczorem z kłamstwem w dokumentacji — wpisano brak miejsc na cc i wysłano do domu. Na odchodne usłyszałam, że jak zacznie się poród naturalny, to wtedy zapraszają. Mój lekarz, pracujący na innym oddziale i nie mający możliwości ingerowania w plany lekarzy bloku porodowego był zdruzgotany. Podobnie położna, która poznałam w szkole rodzenia. Milcząco z wyrozumiałym spojrzeniem mijała mnie na korytarzu, na koniec dodała tylko, żebym zmieniła szpital i próbowała cesarki gdzie indziej — bo wszędzie zrobią ja bez szemrania.
Ostatecznie rodziłam na Inflanckiej. 10 lutego byłam nadal tak odwodniona, że pielęgniarka nie była w stanie zrobić wkłucia. Lekarz dodał, że nie ma możliwości nawodnienia organizmu bez użycia kroplówki w ciągu doby po takim odwodnieniu, jakie zafundowała mi Karowa. Dziś jest ciśnienie na porody naturalne, żeby było taniej i żeby statystyki się zgadzały. Bardzo medialny szpital, który szczyci się swoją pozycją, tego samego dnia odmówił cesarki 2 innym pacjentkom iwe trzy spotkałyśmy się na Inflanckiej...
Pomyśleć, że jako wykładowca akademicki traktowałam ten szpital jako miejsce, gdzie będę bezpieczna. Dopiero na Inflanckiej zbadano mi rozstaw miednicy i skontrolowano na USG wielkość główki i ramion dziecka, na Karowej nikt tego nie robił. Na Inflanckiej dowiedziałam się, że zbadanie rozstawu kwalifikuje do cc i musieliby tych cesarek robić wiele, wolą więc naciąć kobietę zmuszając do porodu SN... Ponadto badano mnie kilkukrotnie bardzo nieprzyjemnie - mimo, ze przepisy opieki okołoporodowej zakładają minimalizowanie ilości badań ginekologicznych — nie częściej niż co 2-2,5 h.
Usłyszałam od lekarki, "że skoro tak mnie boli badanie, to jak ja poród przeżyję i że jak się zachodziło w ciążę, to trzeba było o tym myśleć.
Mamy głęboką nadzieję, że zmieni się to wkrótce. Koniecznie udostępniajcie tę historię. Kobiety rodzące dzieci poprzez cc muszą być traktowane przez lekarzy odpowiedzialnie i nie być wrzucane do wspólnego worka z tymi, które rzeczywiście mogą naginać fakty, byle nie rodzić siłami natury.Może cię zainteresować także: „MamaDu przesadzacie” - bronicie zdjęcia z porodu. Tu nie chodzi o piękno porodu, lecz wystawianie intymności dla lajków
Jeżeli chcielibyście podzielić się swoją historią z innymi czytelnikami, piszcie do nas.
Napisz do nas: marta.kabulska@mamadu.pl